Relacja z wyjazdu do Mediolanu (Inter - Udinese)

6 lipca 2007 | 21:24 Redaktor: Paweł Świnarski Kategoria:Publicystyka5 min. czytania

Kolejny odcinek wojaży szogo i lukair’a za ukochaną drużyną.

Cóż, miały być derby Włoch lub Mediolanu, ale problemy z dostaniem biletów mocno pokrzyżowały te plany i wybraliśmy się na mecz, na który faktycznie się dostaniemy. Fiorentina nas minęła, podobnie Roma. Z lepszych drużyn, na które się mogliśmy wybrać zostało właśnie Udinese i na ten mecz padło. Pablo, z którym się spotkaliśmy pierwszy raz w Bratysławie był dokładnie na tym samym meczu (wraz z kolegą, który bardzo mi pomógł w planowaniu podróży, za co mu bardzo dziękuję – witjanowi), tylko rok wcześniej, tak więc trochę mógł być zawiedziony z wyboru, ale mecz Nerazzurrich to mecz nerazzurrich, i on tak samo uważa :">

Na mecz wybraliśmy się w 4’kę. Ja, szogo, wspomniany Pablo, oraz moja kuzynka, która taką podróż odbyła pierwszy raz w życiu. Teraz mogę powiedzieć, że na pewno nie ostatni.

Plan był prosty. Lot z Balic w Krakowie w niedziele rano do Bergamo, stamtąd do Mediolanu, później Metro i prosto na stadion na mecz. Po meczu Hotel, spotkanie z sinisą (dziewczyną prowadzącą oficjalna stronę Sinisy Mihajlovica, które niestety nie doszło do skutku :/) i pizza. Powrót tak samo jak przylot tylko w drugą stronę.

Z kuzynką i redaktorem szogo wybraliśmy się pociągiem do Krakowa ok. godz. 4.00. Z Pablo byliśmy umówieni na lotnisku, ale dziwnym zbiegiem okoliczności spotkaliśmy się już pod dworcem PKP w Krakowie.

Lot na „boardzie” był zgodnie z planem, bez żadnych opóźnień. Była to jedyna rzecz, która mogła nam doszczętnie pokrzyżować plany. Dlatego odetchnęliśmy z ulgą widząc, ze nasz lot nie ma żadnego opóźnienia. Odprawa biletowa poszła bez szwanku. Doszliśmy do kontroli paszportowej, ja z szogiem byliśmy już po, Pablo i kuzynka ją dopiero przechodzili... gdy słyszymy komunikat: „Wskutek złych warunków atmosferycznych panujących w Mediolanie, Lot SkyEurope z Krakowa do Mediolanu zostaje opóźniony o nieokreślony okres czasu. Kolejna informacja za pół godziny.” Próbowałem trochę żartować, ale nikomu z moich kompanów nie było do śmiechu (w głębi duszy, mi również). Czekaliśmy tak w skupieniu, ze smętnymi minami oczekując jakichś dobrych wieści. I w końcu o godzinie 7:30 upragniony komunikat. SkyEurope rozpoczyna proces Bordażu na samolot do Mediolanu – odetchnęliśmy z ulga. Teraz już byliśmy pewni, że mecz obejrzymy. Ostatnim niespełnionym marzeniem dla mnie i szoga był słynny dla wszystkich tiffosich Interu, sektor zagorzałych kibiców nerazzurrich czyli Curva Nord.

W Bergamo byliśmy planowo, po czym autobusem udaliśmy się prosto do Mediolanu. Wszystko poszło tak sprawnie(świetne mapy metra, w których by się tylko dziecko zgubiło), ze już!! o 11:30 byliśmy pod stadionem im. Giuseppe Meazzy. W bezbłędnym dojściu do stadionu pomógł nam dość solidnie tiffosi Interu, którego spotkaliśmy w Metrze, który przez kilkadziesiąt minut był dobrze „śledzony” :">

We wcześniejszych obliczeniach przewidywaliśmy, ze najwcześniej na stadion przybędziemy 2 godziny przed meczem, dlatego taka nadwyżka czasu nas pozytywnie zaskoczyła. Był czas na podziwianie wielkiego dzieła architektonicznego jakim jest stadion San Siro...

Nadszedł długo oczekiwany moment, czyli napięcie przy informacji na temat biletów na Curvę Nord. Bramki otworzono ok. 12:30 i okazało się, że jednak nie było z tym żadnych problemów, choć niemała rolę miała na pewno frekwencja na stadionie no i rozwiane nadzieje co do Scudetto w tym sezonie.

Po zakupie, rundka wokół stadionu, kilka chwil odpoczynku i czas ruszać na stadion...

Sam mecz, no cóż. Nie ma nawet co opisywać, bo każdy z was chyba sobie potrafi wyobrazić co czuje fan będąc na meczu swojej drużyny. Powiem tylko, ze czerwień dla Waltera zgodnie z szogiem uznaliśmy za prawidłową. A po meczu, szczęście ze zwycięstwa nerazzurrich, no i rozpoczynamy drogę do naszego Hotelu. Ta „trasa” chwile nam zajęła, bo ciężko było przewidzieć, że Włosi mają takie widzimisie na zmienianie nazwy ulicy dosłownie co skrzyżowanie :P Ale w końcu po ok. godzinie dotarliśmy do jednych z najtańszych (mówi się ekonomicznych :P ) hoteli w Mediolanie, ale niech was to nie zwiedzie. Uczciwie mogę powiedzieć, że gdybym nie wiedział wcześniej, że jest to hotel jednogwiazdkowy, to bym mu dał bez zastanowienia co najmniej 3 gwiazdki (ale ciężko być obiektywnym będąc pierwszy raz w jakimkolwiek hotelu ;) ). Jak dla mnie wszystko miało być tak jak należy. W tej cenie był to super wybór. Wszystko czyste, schludne, wygodne łóżka, klimatyzacja, telewizor, czegóż chcieć więcej ?

Po rozgoszczeniu się i chwili odpoczynku pora coś przekąsić. Bardzo szybko znaleźliśmy miły lokal, gdzie oprócz dobrego jedzenia, pokazywane były z miłym zaskoczeniem dla nas skróty meczów, oraz po tym, mecz Realu (tak, dobrze usłyszeliście :P).

Po tej przekąsce Hotel, partyjka w tysiaka i lulu. Na drugi dzień pobudka rano i droga powrotna, równie banalna jak to miało miejsce dzień wcześniej. W Bergamo po infie od Pablo wstąpiliśmy do sklepiku, gdzie były sprzedawane oficjalne gadgety, i gdzie każdy z nas kupił coś dla siebie.

I to koniec tej przygody, która choć trwała tak krótko, to dała nam wielką satysfakcję i uczucie szczęścia. Zobaczyć mecz Interu live, w dodatku ze słynnej Curvy Nord i usłyszeć śpiewy tiffosich interu, to można rzec tak jak w reklamie kart mastercard – bezcenne.

Kolejny raz nastąpi? Nie ma co do tego żadnych wątpliwości! Jedyna wątpliwość, to kim będzie wtedy przeciwnik Interu i kiedy ten następny raz będzie miał miejsce. Być może derby z Milanem, ale tą zabawę z konikami musimy dobrze obmyśleć...

Na deser i na taką próbkę dla was  (pozostałe pojawią się w najbliższych dniach) to co jest piękną muzyką dla uszu każdego fana interu, czyli doping tiffosich Interu. Jest to sam początek dopingu, który się właśnie zaczyna...

Źródło: InterMediolan.com

Polecane newsy

Komentarze: 0


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich