Mowa jest srebrem, przemowa jest złotem
W wielu Waszych komentarzach w ostatnim okresie rozważacie ewentualne roszady na stanowisku trenera. Szereg zarzutów wobec Roberto Manciniego jest powszechnie znany i nie zamierzam ich powielać. Argumenty by pozostał na swoim stanowisku są natomiast dwa. Po pierwsze, bo sezon przejściowy nie może trwać wiecznie i każda budowa ma swój zaczątek. Zaczynali swoje pierwsze sezony najwięksi i najwytrwalsi i nie zawsze już na początku swej drogi świętowali sukces. Drugi argument to rzeczowe i zgodne z prawdą stwierdzenie, że obecnie nie ma na rynku trenerów nikogo innego godnego uwagi, bądź kogoś, dla kogo Inter stanowiłby łakomy kąsek. W kategoriach sprawdzonego wodza i zarazem realnie zainteresowanego Interem solidnego menadżerskiego nazwiska nie pojawia się żaden pewniak.
Spoglądając na Roberto Manciniego w kategoriach menadżera wysnuwa się obraz osoby z futbolem przecież obeznanej. Wybitny napastnik, reprezentant swojego kraju, a jako trener postać posiadająca swój medialny, nieco dystyngowany styl. A jednak w każdej z prowadzonych przez siebie drużyn Roberto ogniskuje się wokół jakiegoś konfliktu, by poprzez sposób jego rozwiązania budować swoją mocną autorytatywną pozycję. Wielu obserwatorów i nas kibiców wskazuje, że jego najsłabszą stroną jest zdolność motywowania zawodników. W braku tej kompetencji trenerskiego rzemiosła można doszukiwać się źródła wielu niepowodzeń w tym sezonie. Jak Roberto wygląda na tle innych wybitnych motywatorów i jaka jest rola współczesnej psychologii w futbolu?
Do obecnie najbardziej zawziętych i kreatywnych w świecie futbolu motywatorów zalicza się Jose Mourinho, Jurgen Klopp, Unai Emery, Diego Simeone, Jose Pekerman czy Vincente del Bosque. Co ich łączy, a jednocześnie dystansuje od Roberto Manciniego? Już samo objęcie przez tych panów funkcji menadżera w jakimkolwiek klubie znamionuje nadejście pewnej zmiany, ale i zarazem wysłanie sygnału, że za ich przyczyną nadejdzie prędzej czy później piłkarska, mierzona również i zaangażowaniem jakość. Nie są oni kolejną sezonową miotłą, która ma spore szanse, by w dłuższym okresie nie zagrzać miejsca, a piłkarze są gotowi za nich umierać. Dlaczego?
Po pierwsze nowy trener, menadżer, osobowość swoim wejściem w grupę powinien wyznaczyć zasady lub nieprzekraczalne granice. Nie ma miejsca na brak zaangażowania, nie ma miejsca na pasywność, nie ma miejsca na niepunktualność czy bezmyślność. Klub nie może być Waszym hobby, sposobem na sławę i lans, przepustką do świata show biznesu czy krótkotrwałą miłostką. Klub to drugi dom, rodzina, dla której należy pracować i za którą gdy tego wymaga należy umierać. Moja rodzina toleruje błędy, nie wybacza zdrad i wiarołomstwa. Współcześni liderzy wielkich firm nie posiadają wiedzy tajemnej, na to jak robić sukces z niczego, nie wymyślają skomplikowanych procesów. Wręcz przeciwnie. Dążą do tego by wszystko uprościć, a uprawianie sztuki dla sztuki działa na nich jak płachta na byka. Nawet korporacyjna mowa, odwołanie do wizji czy misji już na najwyższym szczeblu zarządzania odrzucane jest w kąt, na poczet rozwiązań skonkretyzowanych i namacalnych. Stwierdzenie „jesteśmy przecież Interem, musimy stanąć na nogi” jest w gruncie rzeczy frazesem. A te na boisku nie mają znaczenia.
Praca w klubie piłkarskim to codzienność przeplatana świętem, jakim jest każdy mecz o punkty, honor i prestiż Twojej rodziny. Do każdych świąt należy się przygotować. Najlepszym sposobem na budowę takiego przekonania jest codzienność. Współcześni menadżerowie mają w zwyczaju stosowanie metody „z igły widły”. Polega ona na piętnowaniu najdrobniejszego wykroczenia, złamania zasad czy naruszenia norm w sposób przekoloryzowany i wyolbrzymiony. Kiepski wyrzut z autu w czasie treningu ma nie mniejsze znaczenie niż zmarnowany karny w doliczonym czasie gry. Niedawno usłyszałem w wywiadzie z etykiem o mniej lub bardziej anonimowym nazwisku, że przekleństwem naszych czasów jest bylejakość, średniość i niechlujność w każdej dziedzinie życia. Codzienne zaniechania i odpuszczanie pewnych elementów do takiej niechlujności prowadzi. Roberto Mancini nie słynie z treningowego rygoru ani z ojcowskiej opiekuńczości. Czy można nazwać go charyzmatycznym? Też zapewne nie. Zdarza się mu krytykować jakość treningu podopiecznych, ale sposób rozliczania ich z tego rodzi podejrzenia, że opiera się on wyłącznie na sympatiach i antypatiach. Nie chodzi o to by menadżer był treningowym katem, ale by skutecznie dopierał metody do celów.
Jose Mourinho to człowiek, który doskonale opanował sztukę współgrania medialnego z drużyną, rozgraniczającego umiejętność wywierania presji od zdejmowania presji. W mediach słynie z tego, że uwagę koncentruje na sobie. Obraża przeciwników, sędziów, kreuje ofiarnych kozłów i dezorganizuje całość zaprogramowanego przez media cyrkowego koła. Piłkarze są gotowi za niego umierać. Od młodocianych po kończących karierę, Dlaczego? Nie jest typem ojca, którego nie chce się zawieźć (jak del Bosque), nie jest typem choleryka, wulkanu emocji (jak Klopp), nie kreuje się na mentora czy walczaka. Czytając liczne jego książki odnalazłem wiele wypowiedzi piłkarzy, którzy mówili, że Jose wiedział kiedy poklepać oraz kiedy skarcić. Naczelną jego zasadą było zwracanie uwagi na szczegóły. Jose sprawiał, że piłkarz stawał się niewolnikiem szczegółu, który mu nakreślił. Niezależnie od wyniku. Mancini sprawia wrażenie niewolnika wyniku. To wynik nakreśla styl wypowiedzi, system pracy czy reakcji. Częste zmiany koncepcji i brak kręgosłupa drużyny zdają się to potwierdzać. Mówiąc, że nie ma nikogo innego na rynku wyraźnie wysyłamy sygnał, że oczekujemy kogoś z już gotowym, metodycznym warsztatem. Charyzma to w pewnym stopniu także pochodna wypracowanego stylu pracy.
Brakuje doniesień na temat rozwoju szkoleniowców i ich „doszkalania”. We współczesnym futbolu to sukces jest miernikiem warsztatu i umiejętności, nie da się od tego uciec. Częste zarzuty, że któryś z trenerów objął tzw. samograja są dosyć powszechne. Inter od lat szuka konstruktora, budowniczego, gościa który przyjdzie z pomysłem i do niego dostosuje klub, a nie odwrotnie!!! Narzuci mentalność, a nie ją podkoloryzuje. Warto wysnuć dygresję także w temacie polskiej obecności klubowej w LM. Może przyczyną jest brak wyszkolenia u trenerów? Trenerska karuzela toczy się swoim życiem. A być może warto zwrócić uwagę, na tych największych, którzy robią sobie roczne przerwy? Na pewno od pracy, ale nie od nauki. Wracają silniejsi, bardziej zmotywowani (tak, trener także może nie mieć stu procentowej motywacji) i z większą wiedzą.
Mam nadzieję, że Mancini dobrze spożytkuje przerwę po zakończeniu sezonu wgłębiając się w tematy zarządzania grupą ludzi. W pokrewnych dyscyplinach sportu ogromne znaczenie ma czas, brany przez trenera w trakcie gry. Nigdy nie usłyszałem, by w ciągu tych kilkunastu sekund ktoś dokonywał fundamentalnych zmian. Zawsze kluczowy jest jakiś szczegół. A nawet jak nie jest, to jest-jak mawia klasyk- bo trener tak twierdzi.
Sebastian Miakinik
Źródło: inf.własna
Randama
20 maja 2016 | 09:07
Nyer znokautowany, opisz co czujesz teraz. Teks 10/10
yoda79
20 maja 2016 | 09:58
Musiałby się stać cud, żeby nagle Mancio się zmienił. Nie potrafi zarządzać ludźmi i tyle. Na jego stanowisku nie można strzelać focha i zachowywać się jak panienka.
Internazionalista
20 maja 2016 | 10:32
Randama nie widzę tutaj żadnego nokautu, argument ze sezon przejściowy nie moze trwac wiecznie i ze nie ma nikogo lepszego na rynku to chuj nie argument. Ten ostatni z Mancinim rowniez byl sezonem przejściowym i osoba Manciniego nie gwarantuje iż ów sezon przejściowy się skończy, a to dlatego ze Mancini ma ogromne braki po prostu jako trener oraz motywator. Trener który przez 10 lat nie poprawił się nic a nic, nie poprawi sie z dnia na dzień. Trener który wynik stawia ponad wszystko inne to zwykły beton, minimalizm(catenaccio) działał 50 lat temu, w obecnych czasach, gdzie większość klubów albo gra ofensywnie albo z kontry przyjeżdza Sassuolo na Meazza i wygrywa 1-0 i takich wyników nie unikniemy z RM u sterów.
Internazionalista
20 maja 2016 | 10:32
yoda dobrze gada
Gambit
20 maja 2016 | 10:55
Z sezonem przejściowym to niby racja. Ale to pierwszy pełny sezon Mancio. Mamy 4 miejsce. Dajmy mu drugi i zobaczymy. Co by nie mówić ani Thohir ani Mancio nie są tu długo. My możemy liczyć sezony bez sukcesu od roku 2011 ale to była inna ekipa, inne czasy. Sa tu dwa lata i to nie jest tak dużo czasu. A jakiś postęp widać. Zwolnienie Branci, Fassone, transfery mimo wszystko mądrzejsze i ludzi z nazwiskami. Powolne ale skuteczne pozbywanie się szrotu. Tylko slepy tego nie widzi. Pewnie ze robią błędy i będą robić. Moze Mancio jest takim błędem. Ale dajmy sobie czas żeby się przekonać. Wiadomo jest dziwny. Facet z takim doświadczeniem i sukcesami zdaje się błądzić niczym ślepiec. Rotuje, wiruje, cuduje i kombinuje. To ze nie ma nikogo lepszego to jest argument. Wyniki Mancio nie sa tak tragiczne a sprowadzenie de Boera nie musi dać sukcesu. Mancio coś tam osiągnął wiec choć nie jest wybitnym trenerem, to czasem te jego metody skutkują. (edycja 2016.05.20 11:10 / Gambit)
Maciej Pawul
21 maja 2016 | 15:10
Totalnie nie przekonał mnie tym sezonem, a akurat zasługi z porządkowaniem składu i powolną wyprzedażą szrotu to w znikomym ułamku zasługa Manciniego, nie jest to więc również argument przemawiający za jego pozostaniem. Jak czytam "coś tam osiągnął" i "czasem jego metody skutkują", albo "Mancio nie ma tak tragicznych wyników" i uświadamiam sobie, że to są argumenty przytaczane na obronę trenera Interu, mojego kochanego Interu, to zaczynam się śmiać. Długo i głośno, bo wybaczać błędy jestem w stanie (nawet częste), ale nie bezsilność, brak kompetencji i umiejętności prowadzenia oraz motywowania drużyny przez cały sezon, które są niewybaczalne u trenera z takim doświadczeniem. Jedyny, podkreślam jedyny, argument który uznaje to to, że nie mamy lepszej alternatywy i póki co musi zostać. Z bólem.
Reklama