To wszystko wina Leonardo!

24 lutego 2011 | 17:05 Redaktor: Rizzo Kategoria:Publicystyka7 min. czytania

Czytając liczne komentarze pod wiadomością o wczorajszej porażce Interu moją uwagę przykuł fakt jak łatwo wielu z nas winą za przegraną obarcza Leonardo. W swoim krótkim artykule postaram się rozważyć kilka kwestii dotyczących spotkania z Bayernem oraz przedstawić Wam mój punkt widzenia na sprawy czysto taktyczne. Mam przy tym nadzieję, że w komentarzach wywiąże się między nami ciekawa dyskusja i każdy dorzuci do mojej subiektywnej oceny swoje trzy grosze. Nie jestem wszak nieomylny, co mam nadzieję uwypuklicie.

Pierwszym aspektem wczorajszego meczu, jaki chciałbym poruszyć jest gra obronna Nerazzurrich. Doskonale pamiętam jak przed spotkaniem wielu z nas obawiało się dwóch srzydłowych Bayernu - Riberiego oraz Robbena. Sam byłem niezwykle ciekaw w jaki sposób Leonardo zamierza powstrzymać wspomniany duet. Już po pierwszych kilku minutach rzucił mi się w oczy sposób, w jaki nasi zawodnicy podwajali Robbena. Wiedząc, że Holender jest zawodnikiem wybitnie lewonożnym, Chivu zachowywał się tak jak robi to przeważnie, próbując zatrzymać szarżującego obrońcę, jednak za każdym razem po swojej prawej ręce miał Cambiasso. Jaki był tego powód? Robben słynący z zamiłowania do schodzenia z futbolówką do środka boiska prawdopodobnie nie miałby problemów z minięciem słabego wczoraj Rumuna, jednak obecność Cambiasso skutecznie mu to uniemożliwiała. Oczywiście reprezentant Oranje to zawodnik światowej klasy, więc naturalne jest, że od czasu do czasu wychodził z pojedynków z naszą dwójką obronną ręką, jednak wiele razy udało się naszym zawodnikom zwolnić jego akcje, a jak wiadomo Robben stojący w miejscu nie jest już tak groźny.

Z prawej strony boiska Zanetti oraz Maicon nie mieli żadnych problemów z zatrzymaniem Riberiego. Francuz albo odgrywał piłkę w pierwsze tempo, albo probując dryblingu tracił ją. Początek spotkania dla il Capitano nie był zbyt udany, w miare upływu czasu jego gra sprawiała jednak lepsze wrażenie. Maicon natomiast był według mojej oceny, obok Samuela Eto'o jednym z lepszych zawodników naszej drużyny. Jego gra w obronie nie pozostawiała wiele do życzenia, a naturalnym było, iż nie mógł w stopniu równym co zwykle zapędzać się pod pole karne rywala. Leonardo wyraźnie popracował na treningach nad ustawieniem w obronie. Biorąc pod uwagę błędy jakie jeszcze miesiąc temu popełniali nasi zawodnicy w meczach z takimi przeciwnikami jak Genoa czy Palermo oraz klasę i siłę w ataku Bayernu mogę powiedzieć, że byłem pozytywnie zaskoczony tym elementem piłkarskiego abecadła.

Tym co moim zdaniem najbardziej zawiodło wczorajszego wieczoru w działaniu całego mechanizmu była pomoc. Pamiętamy pojedynek z Bawarczykami w finale Ligi Mistrzów w Madrycie. Gdy tylko Lucio czy Samuel przesuwali się centymentr do przodu, automatycznie Cambiasso z Zanettim cofali się o pół kroku w tył, zachowując idealną równowagę oraz proporcje między formacjami. Thiago Motta nie sprawdził się tym razem w roli mózgu drużyny. Starając się odczytać intencje Leonardo, myślę, że Brazylijczyk miał nadzieję, iż Motta spełniać będzie rolę podobną do tej, którą w Milanie odgrywał Andrea Pirlo. Cofnięty rozgrywający, mający przed sobą sporo wolnej przestrzeni powinien jednak skupić się również na szybkim przekazaniu piłki graczom ofensywnym. Słynący ze znakomitej gry z klepki świeżo upieczony reprezentant Włoch, na nasze nieszczęście, wykorzystywał tę umiejętność tylko do grania w tył. Spowalnianie gry, o ile nie było to celowe zagranie Leonardo, powodowało, że zamiast szybkiej kontry musieliśmy budować akcję od obrony, a potem zmuszani byliśmy do wybijania futbolówki do przodu, w nadziei, że Samuel Eto'o zrobi coś z niczego.

W tym miejscu chciałbym w zdecydowaną obronę wziąć trenera Interu. Mam dziwne przeczucie, że niektórzy, mam nadzieję w przypływie negatywnych emocji, zapragnęli wczoraj powrotu Beniteza. Wielu z nas wymaga od Leo, by ten w niecałe dwa miesiące stworzył machinę tak doskonałą, jaką sam Jose Mourinho zmuszony był budować przez całe dwa sezony. Zwróćmy uwagę na fakt jak niewiele treningów odbył z drużyną Leo. Zaczynając pracę na początku stycznia Brazylijczyk był zmuszony do odrabiania w środku tygodnia zaległości powstałych po wyjeździe Interu na Klubowe Mistrzostwa Świata. W międzyczasie zagraliśmy również mecz z Genoą w Pucharze Włoch, a piłkarze zdążyli się rozjechać po całym świecie na zgrupowania swoich reprezentacji. Mając taki natłok spotkań niemożliwością jest dopracowanie jakiegokolwiek elementu. Niemożliwością jest opanowanie go w sposób dobry, nie mówiąc o perfekcyjnym. Mieć na względzie trzeba również to, że Leo nie mógł prowadzić normalnych treningów. Mecze w środku tygodnia powodowały, iż trzeba było ciągle prowadzić zajęcia z myślą o następnym rywalu, przy czym jednocześnie nie można było piłkarzy przemęczyć, gdyż i tak po eksperymentach Beniteza ich zdrowie było w koszmarnym stanie. Jeśli ktoś myśli, że taki natłok zajęć jest czymś łatwym do opanowania, to zapraszam do zrobienia kursu trenerskiego, w przyszłości wróżę takiej osobie co najmniej trenowanie naszej reprezentacji.

Powstaje pytanie: co nie zadziałało? Dlaczego Inter przegrał, skoro pracę, którą wykonął trener przedstawiam w takich superlatywach? Otóż, według mnie, zabrakło szczęścia. Tylko tyle. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że pierwsza interwencja, jaką zanotował Julio Cesar miała miejsce w drugiej połowie meczu, podczas gdy Bayern co jakiś czas przyciskany był do ściany i tylko fantastycznym robinsonadom bramkarza oraz naszej nieumiejętności wbicia piłki do siatki z trzech metrów zawdzięczał rezultat 0:0. Sam Cambiasso miał dwie stuprocentowe sytuacje na zdobycie gola. Kolejne marnował Eto'o oraz Maicon, nawet rykoszety były sprzymierzeńcem Bawarczyków, gdyż wszystkie lądowały obok bramki, tak jakby były ściągane magicznym magnesem. Oddajmy również Bayernowi, że miał w tym meczu swoje szanse. Weźmy jednak pod uwagę i porównajmy ilość szans na gola, jakie stworzył Inter oraz Bayern, a teraz odnieśmy to do słów szkoleniowca Niemców, który stwierdził, że gra Interu jest wręcz paskudna, za to jego drużyna przynajmniej stara się być drugą Barceloną.

"Wszystko ma swoje priorytety, niestety. Wszystko ma swoje wady zalety..." - rapowała już dobrych dziesięć lat temu Paktofonika. Chciałbym zastanowić się co było wczoraj priorytetem dla Leonardo. Po chwili zadumania wnioskuję, że przede wszystkim Brazylijczyk nie chciał stracić bramki. Tak samo Inter grał w meczu z Manchesterem United, z tą różnicą, że wczoraj mieliśmy więcej z gry, niż w tamtym spotkaniu i na nasze nieszczęscie straciliśmy bramkę. Nie uważam, by winnym wydarzeń z 89 minuty był Julio Cesar. Brazylijczyk przez cały mecz bronił niezwykle pewnie, a strzał jaki oddał Robben był wyjątkowo trudny. Zachodzę za to w głowę jakim cudem uderzenia tego nie zablokowało co najmniej 5-6 zawodników, którzy powinni się znajdować w tym rejonie boiska. Niech mi ktoś powie dlaczego Chivu nie zaasekurował Cesara, dalczego nie pobiegł za niemieckim napastnikiem? Gdyby w środku pola nie nastąpiło małe rozluźninie w ostatniej minucie prawdopodobnie mecz zakończyłby się rezultatem bezbramkowym.

Na słowa pochwały po wczorajszym meczu zasługuje Samuel Eto'o. Kameruński napastnik biegał przez cały mecz, szukał gry, cofał się po piłkę a jego rajdy siały spustoszenie w szeregach obronnych mistrzów Niemiec. Razem ze Sneijderem potrafił kilkoma zagraniami z klepki rozmontować niemal całą obronę Bayernu. Co się tyczy Sneijdera, ja zdecdowałem się wyrwać z kanonu osób krytykujących jego występ. Owszem, nie zawsze jego zagrania były dokładne, nie zawsze znajdował się w odpowiednim miejscu. Zwróćmy jednak uwagę na to ile zdrowia zostawił wczoraj na placu boju. Nie wiem czy ktoś z Was zauważył z jaką złością atakował przeciwników oraz to jak ochoczo podchodził do pressingu. Gdy tylko spoglądałem na ekran, widziałem biegnącego sprintem Holendra, który jednak nie miał dostatecznej pomocy ze strony partnerów. "Przyczyna jest jednak arcyboleśnie prosta" - jakby to powiedział pan prezydent Bronisław Komorowski. Leonardo nie mógł wczoraj ustawić dużyny bardziej ofensywnie, po prostu nie było takiej możliwości. Brak Milito i fatalna forma Pandeva, który myślami jest chyba w innym klubie zmusiły Leo do wystawienia piątki zawodników w pomocy. Ta sytuacja spowodowała również dobranie takiej a nie innej taktyki na wczorajszy mecz.

Przed spotkaniem rewanżowym jestem umiarkowanym optymistą. Mam nadzieję, że nasi zawodnicy z większą ochotą zaatakują bramkę Niemców, którzy na własnym boisku są jednak zespołem zdecydowanie groźniejszym. Nerazzurri to drużyna mistrzów, co mam nadzieję udowodnią, wygrywając w Monachium. Nie pozostało nam nic więcej, jak tylko trzymać kciuki za zespół Leonardo i modlić się o powodzenie całej akcji. Jeśli teraz odwrócimy się od drużyny nie przyniesie to nic dobrego. Kibice z nieco większym stażem niż 3 lata pamiętają na pewno jak derbach z Milanem Curva Nord w proteście świeciła pustkami. Różnica jest taka, że wtedy nasza gra wyglądala na prawdę fatalnie, teraz jednak nie mamy się czego wstydzić, ponieważ Inter swoją grą wstydu nam wczoraj nie przyniósł

Źródło: własne

Polecane newsy

Komentarze: 0


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich