Mistrzowie wielkich powrotów
Nerazzurri poszukując sposobu na dokonanie "niemożliwego" mogą spojrzeć do historii piłki nożnej, która jest pełna wielu nieoczekiwanych zwrotów sytuacji. Nie ma potrzeby mówić o wielkich hollywoodzkich produkcjach, w których główny bohater wychodzi cało z nawet największych opresji. Mediolańczycy, upatrując szansy na odwórcenie losów ćwierćfinalu LM mogą polegać na historii sportu. W tym sezonie Inter złamał już pewien stereotyp w Monachium. Udowodnił, że można awansować do kolejnej rundy przegrywając pierwszy mecz na własnym stadionie. Teraz czas pokazać światu, że włoska piłka nie znajduje się na dnie. Inter, oto mistrzowie wielkich powrotów!
Drużyna z Mediolanu znajduje się dziś w szarej strefie. Zadanie, która ma do wykonania Inter można umieścić gdzieś pomiędzy stwierdzeniem "wysoce nieprawdopodobne" a "niemożliwe". Piłkarze Leonardo z pewnością postarają się zapisać nową stronę w historii piłki nożnej.
Wielu zapewne puka się w głowę, stwierdzając, że to tylko czcze gadanie. Jest jednak kilka przykładów, pokazujących, że w piłce nic nie jest stracone do ostatniego gwizdka. OK, możesz powiedzieć, że każdy z nich jest inny, a sytuacja Zanettiego i jego towarzyszy jest o wiele cięższa, jednak jak mówi piosenka nagrana przez piłkarzy Nerazzurrich, Inter jest drużyną szaloną.
Samuel Eto'o brał już udział w wielkim comebacku swojej drużyny. W 2007 roku jego Barcelona przegrała 5:2 z Getafe. W rewanżu musiała dokonać rzeczy identycznej co Inter jutrzejszego wieczoru. Mecz na własnym stadionie Blaugrana wygrała 4:0 i cieszyła się z awansu do finału. Jedyną różnicą był fakt, że straty odrabiać mogła na własnym boisku.
Przywilej rozgrywania rewanżu w otoczeniu swoich kibiców był również decydujący w meczu Deportivo La Coruña z Milanem. W pierwszym spotkaniu ćwierćfinału LM na San Siro Rossoneri pewnie wygrali 4:1 i jechali do Hiszpanii z awansem w kieszeni. Piłkarze Depor nie zamierzali jednak składać broni, a gole Pandianiego, Valerona, Luque i Frana pozwoliły im wygrać 4:0.
Zostając przy Rossonerich, nie sposób pominąć finału rozgrywek Ligi Mistrzów oraz ich meczu z Liverpoolem w 2005 roku. Podopieczni Beniteza przegrywali do przerwy 0:3, by po gwizdku wznawiającym spotkanie doprowadzić w kilka minut do remisu i ostatecznie pokonać Włochów w rzutach karnych. W tym przypadku mecz nie odbywał się na Anfield, a Nerazzurri będą mieli więcej czasu.
Wyczyn piłkarzy Rafy Beniteza nie był niczym niesamowitym porównując go do powrotu zawodników Manchesteru z 1999 roku. Wtedy to Sheringam i Solskjaer, strzelając dwa gole w doliczonym czasie gry pozbawili Bayern szansy na Puchar Mistrzów.
Piłka nożna uczy nas, żeby nie podsumowywać meczu przed jego zakończeniem. Choć pociąg do półfinału odjeżdża, a drzwi do niego są już zamknięte, zawsze pozostają okna, którymi możemy wśliznąć się i uczynić coś wielkiego. Nazwa Schalke 04 jest od kilku dni tematem żartów wśrod kibiców klubu z Mediolanu, niech będzie także dobrą wróżbą przed środowym meczem
Źródło: La Gazzetta dello Sport
Reklama