Rywale 2011/12 - AS Roma

17 lipca 2011 | 13:53 Redaktor: Loon Kategoria:Publicystyka4 min. czytania

Do rozpoczęcia nowego sezonu pozostał nieco ponad miesiąc. Najwyższa więc pora przyjrzeć się drużynom, które mogą zagrozić Interowi w drodze do ostatecznego zwycięstwa. Zaczynamy od Romy, która z całej Serie A doczekała się największej rewolucji.

Choć włoski futbol szczyci się swoim specyficznym stylem, to jednak globalnej zasadzie się nie wyłamuje (złamać ją ośmielił się tylko Real Madryt) - kluby stołeczne często nie tylko dalekie są od miana najbardziej utytułowanych, ale też zdarza im się wcale nie walczyć o najważniejsze cele. I tak oto w Anglii prym wiodą ekipy z Manchesteru i Liverpoolu, w Niemczech numerem jeden jest Monachium, nawet w Polsce warszawska Legia tęsknie spogląda w kierunku Chorzowa, Zabrza, coraz częściej Krakowa, a we Włoszech strefa wpływów podzieliła się pomiędzy Turyn i Mediolan.

Choć rzymskie jedenastki Romy i Lazio mają piękny stadion, wiernych kibiców oraz co roku deklarują walkę o mistrzowski tytuł, ich rzeczywiste osiągnięcia są bardzo mizerne - kolejno 3 i 2 Scudetto. Wystarczyło to jednak, by skusić do siebie amerykańskiego inwestora o włoskich korzeniach, który obiecuje podźwignięcie i przekształcenie rzymskiej marki w futbolową potęgę. Póki co - na Półwyspie Apenińskim.

Pierwsza decyzja nowego właściciela była jak najbardziej trafiona - zmiana trenera. Niezależnie od tego, kto miałby być jego następcą, Vincenzo Montella nie potrafił podźwignąć Romy z kryzysu. A kiedy Carlo Ancelotti opuścił Chelsea wyczekując - co zdawało się być dość oczywiste - telefonu z Romy, właściciel zaskoczył. Prosto z Hiszpanii ściągnął Luisa Enrique, który swoje trenerskie umiejętności szlifował w rezerwach Barcelony. Nie mistrz Ancelotti, nie lubiany Spaletti, nie szanowany Ranieri, nawet nie duszący się w reprezentacji Anglii Capello tylko żółtodziób, który ma stać się drugim Guardiolą. To historia przypominająca nieco opowieść o Jose Mourinho i Andre-Villas Boasie, w myśl zasady "szedł tymi samymi krokami, osiągał jeszcze lepsze wyniki, więc musi być przynajmniej tak samo dobry". W obu przypadkach czas pokaże czy historia naprawdę aż tak umiłowała sobie wtórność i naśladowców.

Luis Enrique ma wdrożyć do włoskich umysłów graczy Romy futbol "na tak", ofensywny, dokładnie w stylu Barcelony, co w obliczu Interu grającego 3-4-3 oraz AC Milanu, w którym najlepszymi piłkarzami w zespole są czterej napastnicy (i Thiago Silva) może doprowadzić do prawdziwej rewolucji obyczajowo-futbolowej w całej Serie A. Jedno jest pewne - czegoś takiego włoscy kibice wychowani na catenaccio i jego kilku wariacjach w życiu jeszcze nie widzieli.

Mylił się ten, kto uważał, że amerykańska Roma rozpocznie transferowe szaleństwo. Na dzień dzisiejszy w klubie z rasowych obrońców został tylko dzielny Nicola Burdisso (znany dobrze kibicom Nerazzurrich) i Juan. Philipe Mexes na zasadzie wolnego transferu trafił do Milanu, a JA Riise wrócił do Anglii - tym razem do Fulham. Jakby rozbrajania defensywy było mało - bramkarz Rzymian przeniósł się do Liverpoolu. Obrona Romy pozostała naga i... bezbronna, zaś wśród transferowych plotek - wyjątkowo nikłych jak na tego typu sytuację - przewijały się jedynie nazwiska Heinze i Clichy'ego, o którego jednak biła się przynajmniej połowa futbolowej Europy, a ostatecznie zakontraktował go Manchester City. Ajax twardo odmawia sprzedaży Stekelenburga, a Inter nie wydaje się zbyt chętny do wzmacniania rywala Viviano, więc bramkarz-geniusz nie jest tajnym planem, który miałby rekompensować braki w defensywie. Może zatem niechciany we Fiorentinie Frey?

Choć transferowych szaleństw brak, Romie udało się ściągnąć dwóch obiecujących piłkarzy, nie do końca wprawdzie odpowiadających ambicjom zespołu. Erik Lamela był jedną z nielicznych gwiazd żałośnie słabego River Plate Buenos Aires - legendy, która opuściła argentyńską pierwszą ligę. Kosztował aż 20 milionów euro, jednak Romę teraz na takie transfery stać, zaś potencjał jaki może tchnąć w środek pola jest nieoceniony, zwłaszcza przy wciąż niepewnej przyszłości gwiazdora rzymskiego klubu - Daniele De Rossiego. Drugim spektakularnym transferem był zakup Bojana Krkić'a - za stosunkowo niewielkie pieniądze, bo i sam zawodnik funkcjonuje w opinii powszechnej jako "niewypał". Miał być drugim Messim, jednak nie udało mu się przebić do pierwszej jedenastki Barcelony. Istnieje nadzieja, że w Romie wreszcie się narodzi. Nawet jeśli, to ten fakt nie będzie niestety sukcesem Romy, bowiem nauczona doświadczeniami Blaugrana zarezerwowała sobie prawo odkupu.

W kontekście całego wieku Roma wydaje się być raczej wątpliwym kandydatem do obalenia hegemonii Juventusu, Interu i Milanu zaś w tabeli historii znacznie ustępuje nawet markom takim jak Bologna, Genua czy Torino. Równie wątpliwe wydaje się, by w najbliższym sezonie mogła zmienić cokolwiek w lokalnym układzie sił. Choć Amerykanie mają wobec europejskiego futbolu wielkie plany, historia pokazała, że ich wielkie serca nie przekładają się na wielkie portfele. Roma stanęła przed wyzwaniem łatania defensywy godnym nowicjusza, musi nauczyć się zupełnie innego stylu rozgrywania piłki, a jej nowe gwiazdy na miano prawdziwych gwiazd będą musiały dopiero zapracować. Wszystko to jednak zdaje się być aspiracjami, które stracha mogą napędzić co najwyżej Lazio, Udinese i Napoli. I bardzo dobrze!

Jakub Kralka

Źródło: Inf. własna

Polecane newsy

Komentarze: 0


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich