Dlaczego oni są tak drodzy?

28 lipca 2012 | 16:30 Redaktor: Loon Kategoria:Publicystyka5 min. czytania

Dawno już Massimo Moratti nie był tak zdetereminowany, by zdobyć konkretnego zawodnika. Jest to tym dziwniejsze, że w dobie oszczędności, stanowczych cięć, finansowego fair play i braku zysków z Ligi Mistrzów, prezes Interu skłonny jest zapłacić za Lucasa Mourę nawet 40 milionów Euro. Sprawa wśród naszych czytelników budzi sporo kontrowersji, dlatego w możliwie najprostszy sposób spróbuję wyjaśnić dlaczego dzisiejszy rynek wygląda tak, jak wygląda.

Wygórowane żądania za wielu zdolnych zawodników z brazylijskiej ligi to w dzisiejszych czasach niemalże standard. Doprowadziło to jednak do licznych absurdów, wielu potencjalnych gwiazdorów Canarinhos pozostaje w ojczyźnie, ponieważ europejskich klubów albo na nich nie stać, albo uważają gigantyczne kwoty odstępnego za zdecydowanie przesadzone w kontekście tak niepewnych inwestycji.

Jeszcze kilkanaście lat temu sytuacja była o wiele prostsza. Zawodnicy tacy jak Ronaldo, Rivaldo czy Ronaldinho trafiali do Europy za symboliczne (z dzisiejszej perspektywy) kwoty odstępnego, wyławiani zresztą przez kluby średniej klasy europejskiej, a nie te z czołówki, które wolały się skupić na pewnych swojej marki gwiazdach. Brazylijczycy ogrywali się w słabszych ligach, często holenderskiej czy francuskiej, a jeśli sprawdzili się na europejskich boiskach - wtedy trafiali na celownik największych. Warto nadmienić - nadal w rozsądnej cenie. PSV Eindhoven kupiło Ronaldo za 3,5 miliona dolarów. Za Neymara trzeba zapłacić mniej więcej 60 milionów euro. Dziś na młode brazylijskie talenty nie stać nie tylko przeciętniaków z Ligi Europejskiej, ale również klubów ze światowej czołówki. Co wpłynęło na taki wzrost cen?

Nie bez znaczenia jest tutaj oczywiście cała ekonomiczna otoczka towarzysząca futbolowi, ze szczególnym uwzględnieniem inflacji. Od lat 90-ych XX wieku podrożało w zasadzie wszystko - również piłkarze. Rzecz w tym, że doszło w tym okresie również do znaczącej profesjonalizacji futbolu i przychodów największych klubów, zatem delikatny wzrost cen miałby wymiar czysto wizualny, który nie korelowałby bezpośrednio z możliwościami klubów.

Ceny te jednak rosły też z innych powodów. Psuł się rynek transferowy. Pierwszymi krezusami wydającymi gigantyczne kwoty na piłkarzy był nie kto inny jak Massimo Moratti, a nieco później Florentino Perez. Do swoistego popsucia rynku doszło jednak nieco później, bo w połowie pierwszej dekady XXI wieku, kiedy nieracjonalnie wręcz za piłkarzy przepłacał Roman Abramowicz, a chwilę potem nastała epoka przybyszów z Bliskiego Wschodu w europejskim futbolu, którzy w kwestii cenowej polityki nie uznawali żadnych świętości. Efektem tego była możliwość przelicytowania w zasadzie każdej oferty na rynku transferowym i znaczący wzrost cen piłkarzy, który godził w kluby zarządzane w zgodny z zasadami ekonomii i prawidłowego bilansu sposób. 

W odniesieniu do sytuacji z windującymi ceny Szejkami, warto uwzględnić też przemodelowanie ekonomicznej sytuacji wielu krajów na świecie. W ciągu minionej dekady wiele państw znacząco poprawiało swoją sytuację, kilka z nich zyskało nawet miano gospodarczych tygrysów. Ciepło mówiono o Polsce, na małą potęgę zaczęły wyrastać Indie oraz właśnie Brazylia. W ciągu ostatnich lat zjawisko slumsów jest tam coraz mniej powszechne, piłkarze nie muszą już "uciekać z biedy", zdecydowanie większe nakłady przeznaczane są na szkolenie młodzieży, a rodzimy futbol ma sponsorów na tyle bogatych, że europejskie pensje wcale nie są już aż tak konkurencyjne. Warto też dodać, że lwia część Brazylijczyków kocha swoją ojczyznę, dość wspomnieć, że o ile Argentyńscy piłkarze często po zakończeniu kariery osiadali w Europie, Brazylijczycy niemal zawsze wracali do domu (niektórzy jeszcze w trakcie kariery, o czym fani Nerazzurrich i Adriano wiedzą zapewne najlepiej). Brazylijskie kluby wcale nie mają przysłowiowego "noża na gardle", nie muszę wyzbywać się swoich gwiazdorów.

Przez te wszystkie lata Brazylia była także zespołem ze ścisłej światowej czołówki, a tego wizerunku nie zrujnowały nawet kiepskie Mundiale 2006 i 2010. Renoma zawodników z tego państwa jest na tyle duża, że nawet w okresie największego kryzysu z raczej przeciętnymi na miarę tej drużyny napastnikami typu Nilmar, Pato, Robinho czy Adriano, kraj wciąż jest na monitoringu niemal całego futbolowego świata, a młodzi Brazylijczycy przedkładani są nad jakikolwiek inny naród. C co za tym idzie - większa jest także cena.

Nie bez znaczenia w tym wszystkim jest także to - ostatecznie - że zarówno Lucas Moura, jak i Neymar, są wiodącymi zawodnikami w swojej coraz mocniejszej lidze, a ponadto obydwaj odnotowali już po kilkanaście - udanych - występów w "dorosłej" reprezentacji (co poniekąd może jednak wynikać ze słabości ofensywy Brazylii w ostatnich latach). Dodatkowo cenę winduje także bardzo młody wiek zawodników i perspektywy wspaniałej kariery, a przy tym świadomość, że już teraz mogą osiągać wielkie sukcesy. Niegdyś nastoletni piłkarze bardzo powoli byli wprowadzani do składu, od czasu Messiego i C. Ronaldo pogląd na ten temat i kształt futbolu znacząco się pod względem wieku zmienił.

Trudno przy tym zapomnieć o tym, że Brazylia organizuje Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w 2014 roku, a dwa lata później - Igrzyska Olimpijskie. To z kolei dodatkowy bodziec dla gospodarki, ale i prestiżu państwa.

Wszystkie te przesłanki połączone ze sobą prowadzą do smutnych niestety konsekwencji, szachowego pata. Rynkowa wartość piłkarzy z Brazylii jest prawdopodobnie słusznie wywindowana do bardzo wysokiego pułapu, jednak ich doświadczenie na gruncie europejskich boisk jest znikome, a ryzyko porażki wynikającej z braku aklimatyzacji - zbyt wysokie, o czym zresztą doskonale wiedzą brazylijskie kluby, które nie godzą się na wypożyczanie swoich młodych gwiazdorów.

Wszystko to może zaowocować nieoczekiwanym i smutnym końcem tej historii - wielkie gwiazdy z Brazylii po wsze czasy pozostaną gwiazdami Ameryki Południowej i piłki reprezentacyjnej. Zupełnie jak Pele, który do dziś wcale takiego obrotu spraw nie żałuje.

Jakub Kralka

Źródło: Inf. własna

Polecane newsy

Komentarze: 13

Internazionalista

Internazionalista

28 lipca 2012 | 16:44

bardzo dobry artykul, mimo ze dosc oczywisty :)

VVujek

VVujek

28 lipca 2012 | 16:46

Dobry artykuł :)

Arturro

Arturro

28 lipca 2012 | 16:51

Fajny artykuł ;) Dobrze wyjaśniłeś skąd te kosmiczne ceny bo niektórzy chyba żyją 10 lat wstecz ;) Transfery z brazyli to w pewnym rodzaju hazard. Wykładasz sporą sumkę i albo stracisz albo masz z tego korzyść ;) Moim zdaniem czasami warto jest ryzykować ;)

Daniello

Daniello

28 lipca 2012 | 18:34

Świetna robota :)

VVujek

VVujek

28 lipca 2012 | 18:56

hazard w większości przypadków źle się kończy,wiec ja bym się mocno zastanowił czy dać za niego 20-25 mln a co dopiero 40 tym bardziej,ze są swietne okazje do wyciagnięcia naprawdę dobrych zawodników.np.Afellay czy Sahin.Dla niektórych Afellay stał się słaby,bo co bo siedział ba ławce w Barcelonie ?? a kto by tam nie siedział na ławce ?? takich zawodników jest niewielu,dodatkowo Afellay miał kontuzje która mu mocno przeszkodziła.Pamiętam jak,rok temu większość miala języki na brodach na myśl o Afellayu- cena jest bardzo mała,podobno 6 mln

VVujek

VVujek

28 lipca 2012 | 19:01

Lucas dla porównania 40 mln,a nie powiedział bym,ze jest lepszym zawodnikiem od Afellaya,holender dodatkowo jest ograny w europie,wiec nie powinien mieć większych kłopotów w aklimatyzacji.Jest jeszcze Sahin cz Fernando te pieniądze można wydać 10 razy lepiej,w taki hazard(wydanie 40 baniek na Lucasa) to może sobie jakiś arab pobawić.

Internazionalista

Internazionalista

28 lipca 2012 | 23:20

wolalbym mertensa chyba niz affelaya no ale 3x drozszy biznes :p ramirez w sumie tez :P no ale moratti juz raz skapil 20mln na sancheza i wiadomo jak sie skonczylo ;)

Loon

Loon

28 lipca 2012 | 23:28

A Sneijder to w ogóle lubi się z Affelayem? Pytam, bo oni tam w tej Holandii to co drugi kogoś nie lubi, a to raczej nie jest bez znaczenia...

Loon

Loon

28 lipca 2012 | 23:29

Afellayem* :)

Arturro

Arturro

29 lipca 2012 | 03:45

Własnie z doniesien z euro Affelay to zarozumiały pajac który twierdzi, że jest Barcy i jest zaje..sty. Ja chcialbym po prostu fajne wzmocnienie ekipy a kim on bedzie to sie okaze ;) Ważne aby nie byl to jakis sredniak ;)

vahu

vahu

29 lipca 2012 | 08:51

Uważam, że argument dotyczący "psucia rynku" przez szajchów z Bliskiego Wschodu jest chybiony. Jak autor zauważył taki proceder miał miejsce już dużo wcześniej i niestety Moratti był jednym z tych, którzy znacznie przepłacali za zawodników. Obecnie po prostu pojawiło się więcej osób mających takie pieniądze, że mogą się bawić na rynku transferowym i płacić ceny z kosmosu. Nie można jednak mieć do nich pretensji, albo ich obarczać winą za "wzrost cen", bo oni po prostu dołączyli do tego wyścigu.

vahu

vahu

29 lipca 2012 | 08:55

... moim zdaniem Brazylijczycy są przeceniani. To w większości dobrzy gracze, ze świetną techniką i łatwością gry, ale jednak często ustępują choćby Argentyńczykom czy Europejczykom taktyką, zdolnością gry zespołowej i dla zespołu. Poza tym na takich brazylijskich gwiazdorów pracuje często cały zespół wybitnych, ale znacznie tańszych graczy. Jak dla mnie są znacznie przeceniani.


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich