Sezon 2013/14 od kilku dni jest już historią. Minione rozgrywki dla fanów Interu, lecz przede wszystkim dla samego klubu były po wielokroć przełomowymi. Bynajmniej jednak nie ze względu na aspekt sportowy. Piąte miejsce wywalczone przez piłkarzy niektórzy uznają za sukces, dla innych jest to wręcz kompromitacja i powód do dymisji trenera, a kolejni odbierają to jako adekwatne odzwierciedlenie poziomu jaki prezentują obecnie Nerazzurri. Nie zapisze się ono jednak na kartach historii klubu z Mediolanu. Znajdzie się tam za to miejsce dla innych wydarzeń. Niecodziennie bowiem zmienia się właściciela, czy żegna największą legendę klubu. Działo się, oj działo…
Spróbowałem zamknąć w kilku zdaniach wszystko to czego byliśmy świadkami na przestrzeni ostatnich miesięcy. Jeżeli o czymś zapomniałem, lub nie poświęciłem wystarczającej uwagi to szczerze przepraszam. Zachęcam również do dzielenia się własnymi spostrzeżeniami i wspomnieniami z minionego sezonu.
Nowa miotła, stare problemy?
Do pierwszej istotnej zmiany doszło jeszcze przed jego rozpoczęciem, kiedy to poznaliśmy nazwisko nowego szkoleniowca Nerazzurrich. Pomimo zapewnień ze strony Massimo Morattiego o pełnym zaufaniu, Andrea Stramaccioni pożegnał się ze stanowiskiem. Młody Włoch i tak mógł czuć się wyjątkowo, gdyż od czasu odejścia Jose Mourinho, żaden szkoleniowiec nie przetrwał na ławce trenerskiej Interu dłużej od niego. Miejsce popularnego Stramy zajął znacznie bardziej doświadczony kolega po fachu. Walter Mazzarri po kilkuletniej, owocnej pracy w Neapolu postanowił nowych wyzwań szukać w stolicy Lombardii. Zdecydowana większość kibiców przyjęła tę zmianę z nieukrywaną radością. Tym bardziej, że bardzo konkretne wypowiedzi nowego szkoleniowca i zapowiedź powrotu do Ligi Mistrzów momentalnie rozbudziły nadzieje na wielki sezon. Część fanów jednak już wtedy kręciła nosem na wybór Morattiego, wytykając Mazzarriemu zbytnie przywiązanie do doświadczonych zawodników i skostniałe preferencje taktyczne. Wraz z biegiem sezonu proporcje w obu grupach kibiców uległy znacznej zmianie, a do trenera na dobre przylgnęło jakże pieszczotliwe określenie Beton.
Walter Mazzarri, podobnie jak wszyscy jego poprzednicy w oczach kibiców przebył drogę z nieba do piekła. Początkowo chwalony za znakomite przygotowanie fizyczne zespołu, skuteczną grę w ataku i niezwykle szczelną defensywę. Od pewnego momentu jego pracy towarzyszyła już jednak coraz szersza fala krytyki. Co bardziej zniecierpliwieni fani zaczęli domagać się nawet jego dymisji. Nie chcę rozpisywać się nad plusami i minusami pracy Waltera Mazzarriego. W tym temacie powiedziano już chyba wszystko i tylko na naszym portalu pojawiło się już kilka tekstów temu poświęconych. Każdy ma już raczej wyrobione zdanie na jego temat i ciężko jest kogokolwiek przekonać do zmiany poglądów. Ja znajduje się w mniej licznej grupie, która nadal wierzy w Mazzarriego i cieszy mnie fakt, iż Włoch pozostanie na swoim stanowisku. Metoda rewolucji na ławce trenerskiej w ostatnich kilku sezonach stosowana była kilkukrotnie i nie zdała egzaminu. Przyszedł więc już czas na stabilizację. Dajmy Mazzarriemu popracować i dopiero wtedy dokonujmy ocen i wyroków. Być może ma to też związek z oczekiwaniami jakie towarzyszyły mi przed sezonem, a nie były one zbyt wygórowane. Już dawno pogodziłem się z faktem, że w chwili obecnej nie mamy nic wspólnego z Interem A.D. 2009/10, dlatego nie oczekiwałem niemożliwego. Nawet kiedy gromiliśmy Sassuolo, mimo nieukrywanej radości uważałem, że zadowoli mnie w zupełności sezon zakończony spokojną kwalifikacją do Ligi Europejskiej. Tak się stało, więc zakończone rozgrywki uważam za udane i z nadzieją patrzę już w przyszłość. Nadzieją która wiąże się nie tylko z osobą Waltera Mazzarriego, lecz przede wszystkim z wejściem do gry Ericka Thohira.
Zmiana u sterów
To właśnie z jego udziałem doszło do największej zmiany w ubiegłym sezonie. W tym przypadku można mówić chyba nawet o rewolucji. Nie ukrywam, że byłem przeciwnikiem sprzedaży większości klubu przez Morattiego. Jeżeli chodzi o futbol jestem romantykiem i bardzo przywiązuje się do pewnych nazwisk, co szczególnie łatwe jest będąc kibicem Interu. Chciałem pozostania przy władzy klanu Morattich niezależnie od konsekwencji jakie przyniosłoby to dla klubu, podobnie jak chciałem kolejnych nastu sezonów z Javierem Zanettim w roli kapitana. Obawiałem się przybycia Indonezyjczyka, lecz póki co mogę jedynie bić się w piersi. Erick Thohir wniósł ze sobą powiew świeżości i zupełnie inne spojrzenie na kwestie zarządzania klubem. Jako człowiekowi z zewnątrz łatwiej było mu podjąć kilka stanowczych decyzji i m.in. podziękować za współpracę Marko Brance, czy ostatecznie zerwać ze wspomnieniem madryckiego finału, poprzez pożegnanie jego ostatnich bohaterów. Szczerze wątpię, by na podobny krok zdecydował się Massimo Moratti.
Indonezyjczyk w sposobie zarządzania klubem diametralnie różni się od swoich odpowiedników z Manchesteru, czy Paryża. W przeciwieństwie do nich odbudowę klubu rozpoczął od umocnienia fundamentów i poprawę finansowej kondycji Interu, który niebezpiecznie zaczynał przypominać olbrzyma na glinianych nogach. Nie zdecydował się pompowanie setek milionów euro w głośne transfery i raczej nie spodziewał bym się tego typu działań podczas letniego mercato. Thohir wybrał drogę ewolucji i stopniowego wchodzenia klubu na wyższy pułap organizacyjno-ekonomiczny, co w konsekwencji powinno mieć również przełożenie na poziom sportowy. Podobnie jak w przypadku Waltera Mazzarriego daleki jestem od wygłaszania sądów i ocen. Na to potrzeba czasu. Początki są jednak więcej niż obiecujące i pozwalają z nadzieją patrzeć w przyszłość.
Czas pożegnań, czas nowych nadziei
Przyszłość w której w barwach Interu, przynajmniej na boisku nie ujrzymy już takich zawodników jak Cristian Chivu, Javier Zanetti, Esteban Cambiasso, Walter Samuel, czy Diego Milito. Ten pierwszy ostatecznie przegrał z kontuzjami i nieco bocznymi drzwiami pożegnał się z Interem. Cała reszta dostąpiła ceremonii godnych zasług jakimi zapisali się na kartach historii Nerazzurrich. Mimo, że sportowo Cambiasso, czy Samuel nadal, mówiąc kolokwialnie dawali radę to jednak to symboliczne pożegnanie starej gwardii było potrzebne do ostatecznego zerwania z mitem drużyny mistrzów z 22.05.2010 roku. Zmiana warty i nowe otwarcie o którym słyszymy już od kilku sezonów, za sprawą radykalnych decyzji Ericka Thohira wreszcie będzie mogła nabrać realnych kształtów. Na marginesie warto przypomnieć sobie z jaką reakcją spotkał się Rafa Benitez, gdy otwarcie mówił konieczności zmian i wpompowania świeżej krwi do szatni po mistrzowskim sezonie. Wiele wody musiało upłynąć w mediolańskich rzekach zanim doszło do rzeczywistych zmian.
Wspominałem już wcześniej jak bardzo przywiązuję się do nazwisk i rzeczywiście już teraz tęskno mi do niesamowitych rajdów niezmordowanego Il Capitano, bezpardonowych wejść Il Muro, skutecznych odbiorów Cuchu, czy snajperskiego nosa Il Principe. Nie da się jednak ukryć, że aby ujrzeć ich popisy coraz częściej musiałem sięgać po archiwalne zapisy video. Dlatego może i lepiej, że odchodzą i nie będą na drobne rozmieniać swojej legendy. Tym bardziej, że nie pozostawiają po sobie spalonej ziemi. Tacy gracze jak Mateo Kovacić, Mauro Icardi, czy Juan Jesus pozwalają żywić nadzieję na rychłą odbudowę wielkiej drużyny. Kto wie może na naszych oczach rodzą się właśnie kolejne legendy Czarno – Niebieskich.
Bilans zysków i strat
Interowi potrzebne są wzmocnienia i Inter powinien być bardzo aktywny w letnim okienku transferowym, a transfery są chyba tym co tygryski (czyt. kibice) lubią najbardziej. Wspominałem już wcześniej, że nie spodziewam się szastania pieniędzmi w wykonaniu Ericka Thohira i raczej nastawiam się na działanie w stylu wyszukiwania atrakcyjnych okazji a’la Vidić. Chociaż oczywiście po cichu liczę na jakiś prezent od indonezyjskiego właściciela. Letnie zakupy to jednak dopiero melodia przyszłości. W tym miejscu chciałbym skupić się za to za transferowych dokonaniach minionego sezonu.
Chociaż trener na każdym kroku podkreślał, iż kluczową rolę w jego zespole odgrywać będą tzw. wahadłowi to jednak nie doczekał się poważnych wzmocnień na tej pozycji. Co więcej nie otrzymał ich również zimą, pozostając jedynie z Yuto Nagatomo. Wypożyczony z Chelsea, Wallace zostanie zapamiętany jedynie z bezmyślnego faulu w końcówce meczu z Torino. Kredytu zaufania nie wyczerpał za to jeszcze Danilo D’Ambrosio, jednak jego aklimatyzacja w Mediolanie trwa już niepokojąco długo. Miejmy nadzieję, że po wakacjach ujrzymy jego drugie, lepsze oblicze. Mazzarri postanowił wziąć więc sprawy w swoje ręce i z będącego przez długi czas karykaturą piłkarza, Brazylijczyka Jonathana stworzył zawodnika co najmniej solidnego, który swoją postawą zwłaszcza w pierwszej części sezonu wprowadził kibiców w stan niedowierzania.
Jeżeli jesteśmy już przy transferach to nie sposób nie wspomnieć o Antonio Cassano, który stał się ofiarą zmiany na ławce trenerskiej Interu. Zawodnik musiał odejść, gdyż współpracować nie chciał z nim właśnie nowy szkoleniowiec. W zamian w Mediolanie pojawił się Ishak Belfodil nazywany przez niektórych nowym Benzemą. Sezon jednoznacznie wykazał kto na tej wymianie wyszedł lepiej. Parma z FantAntonio w roli głównej awansowała do europejskich pucharów, a nowy Benzema podzielił los nowego Henriego (Castaignos) i nowego Ibrahimovicia (Arnautović).
Jeżeli chodzi o ocenę nowych nabytków Interu to początek sezonu należał zdecydowanie do Hugo Campagnaro. Argentyńczyk zachwycał pewnością i bezbłędnością interwencji. Z biegiem czasu, a także z coraz liczniejszymi problemami zdrowotnymi znacznie obniżył loty i tym samym stracił miejsce w wyjściowej jedenastce. Pałeczkę pierwszeństwa w defensywie Interu przejął za to od niego Rolando. Jak pamiętamy pojawił się on w Mediolanie w roli tzw. strażaka, jednak bardzo szybko udowodnił swoją wartość ułatwiając tym samym działaczom Nerazzurrich podjęcie decyzji co do jego przyszłości. Bezsprzecznie musi zostać wykupiony z FC Porto.
Długo rozkręcał się Mauro Icardi, który na początku wysoką formę prezentował głównie w pojedynkach 1 na 1 z Wandą Nara w domowym zaciszu. Młodzian jednak ostatecznie przekonał do siebie Waltera Mazzarriego, który przez bardzo długi czas łudził się w wielkie odrodzenie Diego Milito. Icardi dał się poznać jako klasyczny egzekutor, a 9 bramek w debiutanckim sezonie należy uznać za niezły wynik. Apetyt kibiców jednak rośnie bardzo szybko dlatego w przyszłym sezonie poprzeczka w stosunku do Argentyńczyka powędruje do góry. Oby tylko wytrzymała głowa, bo o umiejętności czysto piłkarskie powinniśmy być raczej spokojni.
Zimowe przybycie Hernanesa spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem fanów, którzy z utęsknieniem wspominają czasy, kiedy to w Mediolanie co rusz pojawiały się gwiazdy naprawdę światowego formatu. Choć nawet na włoskim podwórku renoma Il Profety w ostatnim czasie nieco podupadła to reakcja na transferowy prezent od Ericka Thohira nie powinna nikogo dziwić. Postawa Brazylijczyka już w barwach Nerazzurrich wzbudza dwojakie oceny. Sam mam problem z jednoznaczną opinią na jego temat i raczej wstrzymam się z nią do startu kolejnego sezonu. Na pewno nie został jednak zbawcą drugiej linii Interu. W moim odczuciu rola ta zarezerwowana jest raczej dla Mateo Kovacicia.
Największe emocje wzbudził jednak transfer, który ostatecznie nie doszedł do skutku. Wymiana na linii Inter – Juventus, której głównymi bohaterami mieli być Fredy Guarin i Mirko Vucinić spotkała się z natychmiastową i gwałtowną reakcją ze strony kibiców. Niewątpliwie zaskoczyła ona władze Nerazzurrich, które podstawione pod ścianą postanowiły rakiem wycofać się ze swoich planów, tłumacząc się przy tym dość nieporadnie. W efekcie Guarin pozostał w Interze, co więcej otrzymał podwyżkę i nowy kontrakt, a następnie… stracił miejsce w podstawowym składzie. Bez wątpienia już niebawem odegra on główną rolę w kolejnym transferowym tasiemcu. O tym napiszemy już jednak przy okazji nowego sezonu.