Legenda jako kierownik zespołu

24 lutego 2013 | 11:58 Redaktor: Przemysław Filus Kategoria:Wywiady4 min. czytania

Treningi. Mecze. Zawsze obecny. Najpierw jako zawodnik, teraz jako kierownik zespołu w Interze...

Nazywany jest podróżnikiem zarządzającym kadrą, a teraz stał się kierownikiem klubu i wydaje się, że wszystko się zmieniło. Dzisiaj najbardziej znanym team manager'em jest Ivan Ramiro Cordoba, który w maju poprzedniego roku na jeden dzień przed derbami Mediolanu postanowił ogłosić zakończenie swojej kariery w Interze jako piłkarz. Inter wygrał 4-2, a Cordoba wszedł na kilka ostatnich minut meczu, aby pożegnać się z fanami na Stadio Giuseppe Meazza. Oczywiście nie obyło się bez owacji na stojąco. Massimo Moratti nie chciał go stracić i postanowił zatrzymać swojego pupila w klubie. Inter to jedyny klub na świecie, który ma kierownika zespołu, który wygrał ligę, krajowy puchar i Ligę Mistrzów w tym samym roku...

Dlaczego ogłosiłeś swoją piłkarską emeryturę tak późno?

- Bo nie chciałem rozmawiać o mojej ostatniej grze i zapomnieć o najważniejszym: grze samej w sobie.

Kiedy postanowiłeś zawiesić buty na kołku?

- W tym samym tygodniu przed derbami Mediolanu. Po decydującej diagnozie mojego kolana zrozumiałem, że to mało realne, aby nadal zawodowo grać w piłkę.

Jak to było pożegnać się z futbolem jako piłkarz?

- To były niesamowite i niepowtarzalne emocje. Przed meczem, wszyscy moi koledzy nosili koszulkę z numerem 2, cała moja rodzina była na trybunach, a prezydent wyszedł na boisko, aby się przytulić. A potem zwycięstwo nad Milanem. To był doskonały wieczór.

W pierwszych dniach jako były piłkarz powiedział pan, że chce poświęcić się bardziej na rodzinie Zmieniłeś ten pomysł?

- Potrzebowałem czasu, aby zrozumieć, co jest najlepsze dla mnie. Spróbuj sobie wyobrazić siebie w nowej roli... W tym momencie zdecydowałem się kontynuować pracę w tym klubie i była to łatwa decyzja.

Derby? Jeśli ludzie będa gwizdali na Balotelliego, to nie znajdziesz w tym nic dziwnego.
Derby? Jeśli ludzie będa gwizdali na Balotelliego, to nie znajdziesz w tym nic dziwnego.

Jak rodzina przyjęła Twoją decyzję?

- Moja żona znowu była bardzo wyrozumiała. Chciałbym być bliżej swoich dzieci, zwłaszcza Juan José, który ma cztery lata. Kiedy jestem z nim, on chce, abym skupił całą swoją uwagę tylko na nim.

W jakim jesteś stanie po okresie beczynności?

- W jakim stanie? Poszedłem do siłowni cztery razy w ciągu siedmiu miesięcy. Wiem dobrze, że niedługo będę musiał wrócić do biegania.

Jak zmienił się Twój dzień?

- Nie bardzo. Jestem blisko zespołu i nie mogę pomijać treningów i meczów. Potem są również inne spotkania... Myślę, że jestem jeszcze bardziej oddany niż wcześniej. Na szczęscie mogę jeszcze odebrać moje dzieci ze szkoły.

Jak przygotowywałeś się do nowej roli?

- Pomimo, że nie wiedziałem jak moja kariera się skończy, w zeszłym roku uczęszczałem na zajęcia sportowego zarządzania na Uniwersytecie Bocconi.

Pierwszy dzień w nowej roli?

- To było wspaniałe, a zarazem trudne. Wczesny obóz szkoleniowy uświadomił mi, że istnieje duża różnica pomiędzy rolą piłkarza i menedżera. Aby uniknąć pomyłek, poszedłem spać o drugiej w nocy, a o szóstej rano już byłem na nogach...

A Twój pierwszy mecz na ławce?

- Być może na boisku jest to bardziej proste i naturalne, ale rozmawiałem z piłkarzami jak zawsze. Praca z nimi jest bardziej złożona i kiedy mam wątpliwości pozwalam, aby prowadził mnie mój instynkt.

Na boisku zdarzało się, że nie mówiłeś prawie nic. A teraz jako menedżer?

- Teraz mam więcej obowiązków. Uczę się i staram się nie pomijać ważnych spraw.

Po tak wielu trenerach, których miałeś w swojej karierze, teraz jest Stramaccioni, który jest w Twoim wieku. Jak układa się Wam współpraca?

- Dobrze. Dzielimy się różnymi spostrzeżeniami, nastrojami, a nawet chwilami stysfakcji. A także chwilami, które są trudne. Myślę jest Andrea jest odpowiednią osobą do kierowania Interem.

24 lutego, Derby della Madonnina...

- Musimy szukać potwierdzenia, że jesteśmy lepszą drużyną. Poprzednio wygraliśmy i chcemy to powtórzyć. Nasze wysiłki i wściekłość powinna zaprocentować.

Gracie przeciwko specjalnemu oponentowi: Mario Balotelli.

- Życzę sobie dobrego spotkania i wzajemnego poszanowania między fanami na trybunach. Oczywiście, mają prawo do gwizdania i buczenia, ale nigdy nie powinno dochodzić do sytuacji, gdy piłkarz jest adresatem pieśni, które nie mają nic wspólnego z grą. To musi być zabawa.

Razem z żoną staraliście się dbać o dzieci w Twoim kraju, Kolumbii.

- Zaledwie kilka kilometrów od Medelin, gdzie dorastałem i został piłkarzem w w koszulce Deportivo Rionegro stworzyliśmy fundacje o nazwie "Colombia te quiere ver" (Kolumbia chce Cię widzieć). W zasadzie dbaliśmy o podstawowe potrzeby dzieci, które chodzą do szkoły, zapewniając co najmniej dwa posiłki każdego dnia.

Jak zaczęliście?

- Wysyłaliśmy kontenery z jedzeniem, ubraniami i butami. Jednego razu powódź zatrzymała wszystko na dziesięć miesięcy i musieliśmy organizować wszystko od nowa.

Jakie macie cele?

- Utrzymywać organizację przy życiu. To taka nasza niewielka rzeczywistość, która jest łatwa w zarządzaniu. Będziemy dzielić się tym, co dało nam życie. Tylko wtedy mamy pewność, że jesteśmy dobrymi ludźmi.

Źródło: La Gazzetta dello Sport

Polecane newsy

Komentarze: 2

Morfo

Morfo

24 lutego 2013 | 16:15

Trzeba zatrzymywać takich piłkarzy w klubie, wtedy zaszczepiaja pierwiastek zwycięstwa już u najmłodszych graczy Interu, to procentuje

Internazionalista

Internazionalista

25 lutego 2013 | 13:28

dokladnie, jeszcze matrix i zanetti i gitara :)


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich