Mancini musi odejść!

5 maja 2008 | 00:55 Redaktor: Larry Kategoria:Publicystyka5 min. czytania

Przegraliśmy derby z Milanem. Dokładnie tak - my je przegraliśy, a nie oni je wygrali. Nie chcę może umniejszać wartości zwycięstwa naszych rywali zza miedzy, ale to, co pokazał Inter w dzisiejszym meczu, wołało o pomstę do nieba. Nie graliśmy źle - graliśmy beznadziejnie.

A głównym "architektem" słabej gry, był dyrygent Mancini. Ten mecz powinien nam uświadomić, że ten szkoleniowiec niczego już z obecną drużyną nie osiągnie. Derby przegrał nam nasz trener.

Szkoda, bo, czy ktoś lubi Manciniego, czy nie, to należy mieć szacunek do kogoś, kto zdobył 3 mistrzostwa Włoch z rzędu, dorzucając do nich kilka krajowych pucharów.

Po obejrzeniu dzisiejszego spotkania można się jednak zastanawiać jak, u licha, tego dokonał?! Po tylu latach "znajomości" dość łatwo można wskazać mocne i słabe strony Mancio. Z czasem te mocne zauważa się jednak coraz mniej, bo mnie osobiście ten człowiek ostatnio bardzo denerwuje, szczególnie jedną rzeczą, o której w następnym akapicie. Z pewnością docenić trzeba umiejętność motywacji - rzadko zdarzało się, żeby nawet po spotkaniu z wielką firmą zawodnicy mieli problemy ze zmobilizowaniem się na potyczkę z, dajmy na to, Empoli na San Siro. Mancini imponuje mi również tym, że potrafi praktycznie wszystkich piłkarzy z całej kadry utrzymywać w co najmniej niezłej formie przez cały sezon - od Ibry i Zanettiego, po Dacourta i Jimeneza. Ta zaleta to jednak niestety jedna strona medalu, po którego drugiej stronie jest wada, która wydaje mi się poważniejsza. Bo prawdopodobnie to, iż co sezon lista kontuzjowanych piłkarzy jest zatrważająca jest winą nie tylko sztabu medycznego, oskarżanego zresztą wielokrotnie przez naszego trenera, co właśnie zbyt dużego obciążenia treningowego. Odnoszę wrażenie, że gdyby Mancio trenował Barcę, to ta od stycznia do końca sezonu musiałaby sobie radzić bez Puyola, Messiego, Ronaldinho, Eto`o i Iniesty. A to, że za Samuela i Cordobę może wskoczyć Matrix i Chivu to zasługa przecież Morattiego, a nie Manciniego... Wyobraża ktoś sobie obronę Milanu bez Nesty i Kaladze? Ja nie.

Generalnie w tym artykule chciałem jednak poruszyć sprawę, która mnie u Manciniego doprowadza do szału. To wybór podstawowej jedenastki na mecz i zmiany w jego trakcie. Choć bardzo mocno się starałem, nie potrafię w żaden sposób zrozumieć, z jakiej racji w podstawowym składzie na murawę wybiegł w niedzielę o 15:00 Hernan Crespo? Argentyńczyk strzelił w tym sezonie tyle goli, że dałoby się je policzyć na palcach jednej ręki i od kilku miesięcy jest kompletnie bez formy. Jego obecność na placu gry była dla mnie naprawdę kompletnie niezrozumiała, ale to i tak nic w porównaniu do tego, co na obronie robił Rivas? Zawodnik, który ma przyspieszenie pociągu towarowego, a maksymalna prędkość, jaką rozwija, podobna jest do tej prezentowanej przez Roberta Korzenioswkiego na olimpiadzie, wybiega przeciwko jednemu z najszybszych piłkarzy świata z piłką przy nodze - Kace i równie żwawemu Inzaghiemu. A na ławce siedzi Maxwell, który mógłby grać na lewej flance, pozwalając, aby Chivu tworzył niezłą parę stoperów z Matrixem. Ale to nie koniec. Na środku pomocy w jednym z najważniejszych meczów w sezonie, nasz kochany trener ustawia Maniche`a, który nie zagrał bodaj w ani jednym spotkaniu w tym sezonie w Interze od 1. do 90. minuty. Doprawdy nie potrafię się doszukać ani kszty rozsądku i logiki w zestawieniu podstawowej jedenastki na mecz z Milanem.

Druga sprawa to zmiany. Kto nie oglądał meczu, może mi nie uwierzyć, ale naprawdę nie przesadzam ani trochę - w pierwszej połowie Inter nie miał ćwierć akcji, która choć minimalnie mogłaby zwiększyć puls Kalaca. W ataku absolutnie nie istnieliśmy, jedyną naszą bronią mogłby być kontry, ale do tego potrzeba szybkich zawodników, a nie Crespo, Cruza i Maniche`a, którzy sprinterami nie są. Jest nim natomiast Balotelli, który liczył sęki w ławce, bo trener, który kilka meczów temu zdjął młokosa po pół godzinie gry tłumacząc, że jest mu bardzo potrzebny, więc nie chce ryzykować drugiej żółtej kartki, czeka z wpuszczeniem go na boisko, aż... nie wiem właśnie. Aż co? Po prostu nie wiem, na co czekał Mancini. Ale w końcu się zlitował nad nami i wpuścił Super Mario na murawę. Kiedy? Oczywiście - jak już dostawaliśmy "dwójkę w plecy". Czyli w momencie, kiedy musieliśy już zacząć atakować pozycyjnie, więc walory Balotelliego nie były mu już aż tak pomocne, jak z pewnością byłyby w 1. połowie przy grze z kontry. A i tak jego postawa pokazała, jak bardzo pomylił się Mancini nie pozwalając mu grać od początku - nastolatek cofał się na swoją połowę, z której wyprowadzał szybkie akcje - dokładnie takie, jakich brakowało w 1. połowie. To po faulach na nim dwie zółte kartki obejrzeli zawodnicy czerwono-czarnych.

Trudno nie poruszyć też sprawy zachowania Vieiry, który przy drugim golu zrobił coś, co trudno nawet nazwać błędem. To wyglądało dosłownie, jakby celowo oddał piłkę rywalowi na 30. metrze, bo obstawił u bukmachera, że Milan będzie prowadził 2:0 po godzinie gry. Jeśli ktoś nie widział, to... Francuz dostał piłkę przy linii bocznej na około 50. metrze, poholował ją w stronę własnej bramki jakieś 20 metrów, po czym z dziecinną łatwością, bez oporu ze strony rywala, odebrał mu ją Kaka. A Vieira po stracie, zamiast pobiec za Brazylijczykiem, zrobić cokolwiek, choćby się załamać, wkurzyć, pokazać, że wie, że źle zrobił, to usiadł sobie na murawie i nic. Osobiście wydawało mi się to naprawdę dziwne.

Poza tym kto wie, jak potoczył by się mecz, gdyby od początku grali Balotelli, Maxwell, Jimenez, a nie grali Crespo, Rivas, Maniche. Wiem natomiast, że przed tym meczem nie miałem w 100% wyrobionego zdania co sądzić o Mancinim. Teraz już mam.

Mam go dość.

Źródło: własne

Polecane newsy

Komentarze: 0


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich