K2 dla Interu

7 października 2017 | 22:01 Redaktor: Sebastian Miakinik Kategoria:Publicystyka4 min. czytania

K2 dla Polaków i Liga Mistrzów dla Interu to dwa sportowe cele za które w tym sezonie trzymam kciuki. O ile pierwsze z tych wydarzeń ma wymiar epicki i będzie historycznie doniosłym sukcesem, o tyle awans do fazy grupowej europejskich klubowych rozgrywek najwyższego szczebla wydaje się dla Interu obowiązkiem. Niemniej jednak z naszą rzetelnością w wywiązywaniu się z podstawowych zadań w ostatnich latach bywało wręcz nagannie, dlatego wiele luźnych skojarzeń pozwala mi połączyć te sportowe ambicje wspólnym mianownikiem.

W pierwszym zdaniu, jak to zwykle bywa, należy zwrócić uwagę na tło historyczne. Himalaizm zimowy zainaugurowali właśnie Polacy, którzy zimą 1980 roku po raz pierwszy zdobyli Mount Everest. Rozpoczęła się epoka eksploracji najwyższych szczytów ziemi w najmniej sprzyjających warunkach. K2 jako ostatni niezdobyty zimą ośmiotysięcznik w przypadku zwieńczenia wyprawy Krzysztofa Wielickiego sukcesem, taką epokę by zamknął, spinając dziejową klamrą dokonania naszych rodaków. Powrót Interu Mediolan do Ligi Mistrzów również zakończyłby pewien czasookres. Niechlubny i taki, który najchętniej zepchnąłbym w przepaść pamięci. Ostatni raz w Lidze Mistrzów Inter zagrał w 2011 roku, odpadając w 1/8 finału z Olympique Marsylia. Kolejne piłkarskie lata bezwzględnie trzeba nazwać bolesnym upadkiem ze szczytu, a nieobecność wśród klubowych elit mianem czarnej epoki. Długo czekamy, żeby ten rozdział zamknąć.

Winter (Inter) is coming. W obu przypadkach kluczowe jest przygotowanie do przetrwania zimy i dobra aklimatyzacja wysokościowa. Niebiesko-czarni piłkarze bez względu na styl gry powinni na stałe zagościć w górnej części tabeli, tym bardziej, że regulamin kwalifikacyjny pozwala na bezpośredni udział w fazie grupowej pierwszej czwórce Serie A. Inter nauczył mnie w ostatnich latach… rezygnacji z bycia wybrednym odnośnie stylu i sposobu gry. Nie oczekuję pięknego i szybkiego samochodu w wyścigu po awans. Interesuje mnie już tylko efekt końcowy. Na wypracowanie detali, upiększanie karoserii i całościowy zewnętrzny tunning przyjdzie jeszcze czas. Również nasi alpiniści mogą okupować szczyt 2-3 miesiące, byleby finalnie zrealizowali swój plan. Zrezygnujmy z porównań z innymi zespołami i skupmy się na tym najważniejszym wskaźniku, jakim jest wysokość w końcowym rozliczeniu. Kluczowa jest determinacja i to, by inni bez względu na jakość naszego sprzętu oglądali nasze plecy.

Przeglądając doniesienia z przygotowań do wyjazdu w pakistańską część Karakorum natrafiłem na inspirującą wypowiedź Krzysztofa Wielickiego, odnoszącą się do kontekstu przyszłości himalaizmu po ewentualnym zdobyciu K2 i zamknięciu tej epoki z pierwszego akapitu. Pan Wielicki wskazał, że niestety współcześnie większość sportów zespołowych (w tym także alpinizm) zmierza do personifikacji dokonań. Drużynowe osiągnięcia zdają się być przyćmiewane czy marginalizowane przez indywidualności, a należy zauważyć, że sukces ma wielu ojców. W Interze od zawsze istnieje grupa piłkarzy wyklętych i tych już prawie świętych. Zarówno Spalletti jak i jego poprzednicy muszą współpracować z wszystkimi, a budowa team spirit stanowi niezwykle ważne zadanie. Trener to człowiek, który poza rozwojem drużyny jako konstrukcji winien budować indywidualne umiejętności każdego z piłkarzy. Doceniać wkład w zespół, także ten pozameczowy. Być może dlatego, że jest on trudniejszy, bo wymaga osobowości, pokory i zaangażowania we wspólny cel. Trener jak kierownik wyprawy nie skreśla nikogo, bo nie zna dnia ani godziny, kiedy cały ciężar sukcesu zawiśnie na barkach najsłabszego ogniwa. Jak każdy miewam sporą ochotę na hejt, ale właśnie przed tą trudną zimą zależy mi, by częściej siać wsparcie..

Kluczowym słowem łączącym dwie eskapady jest szaleństwo. Różne jego odmiany w wykonaniu Interu mieliśmy okazję poznać. Pewne jest to, że swoje sukcesy poza kluczowym przygotowaniem fizycznym, motorycznym, taktycznym itd., sportowcy budują na entuzjazmie. Pamiętamy zwycięskie serie Piolego czy Manciniego. Wiemy, że Inter potrafi porwać, zagłębić się w samo napędzeniu i wykrzesać silne emocje. Klub stać na tyle samo dobrego i fantastycznego, co złego i niewyobrażalnego. Pomóżmy zbudować entuzjazm i dajmy się ponieść fali wznoszącej. Być może na koniec sezonu nasz wspólnie założony szczyt nie będzie taki odległy. Wówczas kolor lin i wielkość plecaka będą bez znaczenia.

 

                                                                                                                              Sebastian Miakinik

Źródło: Informacja własna

Komentarze: 5

Jarpen"17

Jarpen"17

8 października 2017 | 08:43

Minęło sześć lat od ostatniego naszego występu w LM, tak przez chwilę pomyślałem czy nie lepiej byłoby gdybyśmy zamiast jej wygrania grali przez te sześć lat w niej regularnie? Być takim Arsenalem z Italii.. Ach..
Dobry wyrażony za pomocą przenośni tekst.

ester

ester

8 października 2017 | 09:52

Oby nie Arsenalem.Na nic bym nie zamienił sukcesu z Madrytu mimo regularnego staczania się w przeciętność. To było coś wyjątkowego nie do opisania. Tyłu ludzi czekało na taki sukces wątpię by zamienili to na zwykłe bycie po prostu. Inter zawsze był.

Wiktor

Wiktor

8 października 2017 | 12:24

Po prostu po zwycięstwie, zamiast to wykorzystać i się wzmocnić osłabiliśmy się. Zostając drugim Ajaxem, Porto etc. Ci którzy są na topie od lat, co roku wydaja krocie na wzmocnienia 1-2 strategiczne wzmocnienia.

HeyaMakumba

HeyaMakumba

8 października 2017 | 12:57

Wystarczyło kupić 3 - 4 perspektywicznych graczy. Na dobrą sprawę mieliśmy wtedy tylko pierwszy skład. Większość luk łatał Zantetti, a z lewej grał Chivu. Był też młody Santon. Na środek Cordoba z Matrixem. W pomocy Stanko z Marigą, a w ataku na zmianę Balo, który z resztą odszedł. Sneijder nie miał żadnego zmiennika. Skład był wiekowy więc byli potrzebni młodsi gracze. Środkowy obrońca, ofensywny pomocnik i 2 do rotacji do ataku. Nie to było problemem wg mnie. Nasi piłkarze polegli psychicznie. Zachowali się jak .... po odejściu Mourinho. Płakali i szlochali na prawo i lewo, np przy Benitezie. Było to wysoce nieprofesjonalne moim zdaniem. Przez parę lat ciągnął się za nami syndrom Mou i ciążyło na nas jego piętno. Bardzo duża wina była w tym Morattiego. Jako prezes powinien jako pierwszy potrząsnąć drużyną, a On ich głaskał po główkach.

superofca

superofca

8 października 2017 | 21:43

Polski himalaizm potrzebuje tego sukcesu chyba jeszcze bardziej niż Inter, to co u naszych najlepszych wspinaczy się działo w ostatnich 5-10 latach to po prostu dramat i rozpacz. Taka prawdziwa, nie ta z okrzykiem kibiców "nic się nie stało". Życzę ekipie Wielickiego aby przede wszystkim bezpiecznie wrócili do kraju, ale też sukcesu o którym marzą od ponad 30-tu lat.


PS Świetny tekst : ) (edycja 2017.10.08 21:45 / superofca)


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich