Edoardo Bianchi, niesamowity protagonista
22 maja 2010 roku to data, która pozostanie wygrawerowana na zawsze w pamięci każdego fana Interu. Noc w Madrycie, doppietta Diego Milito, Liga Mistrzów, dzięki której Nerazzurri kompletują potrójną koronę. Dzień, który reprezentował najwyższy punkt w historii klubu i widział wielu bohaterów - zarówno na boisku, jak i poza nim.
Jednym z bohaterów tamtej nocy, choć nie wiedział o tym, był Edoardo Bianchi. O kim mówimy? Kibic znajdował się na trybunach Santiago Bernabeu, który pod koniec meczu został pochłonięty łzami z powodu ogromnej radości związanej z momentem sportowej świetności. Jednak to zwykły chłopak, który w pełni zaprezentował tego wieczoru wszystkie emocje całego czarno-niebieskiego ludu oraz intensywność, z jaką prawdziwi fani żyją pasją do tych barw. Symbol, znak jako odwołanie w słynnym obecnie wizerunku kampanii promocyjnej klubu w nadchodzącym sezonie.
Portal SpazioInter.it przeprowadził z nim wywiad, aby przypomnieć ten doskonały wieczór sprzed ośmiu lat i wypowiedzieć się na temat okresu post-tripletowego, charakteryzującego się niewielką ilością światła i zbyt wieloma cieniami. Przynajmniej do bramki Vecino w Rzymie, która pozwoliła powrócić do elity w Champions League...
Jesteś "zwykłym" fanem, a Inter zechciał umieścić twoją postać w cudownym wizerunku promocyjnym kampanii karnetowej sezonu 2018/2019. Czy podekscytował Cię telefon referencyjny z klubu?
- Zawsze miło jest widzieć ten wspaniały moment, który utożsamia Cię z Interem. Powiedzmy, że nie spodziewałem się znaleźć tego wizerunku osiem lat po sukcesie w Madrycie. Pamiętam, że fragment wideo z tamtej nocy został już uwzględniony w kampanii biletów sezonowych na rok 2010/2011... Odnalezienie go dzisiaj może tylko podniecić i sprawić mi ogromną przyjemność.
Poprawiam się, nie jesteś zwykłym fanem. Jesteś po prostu emblematycznym obrazem słynnej nocy w Madrycie, w której Inter ukoronował to marzenie o nazwie Triplete. Co pamiętasz z tego wieczoru?
- Właściwie nie ma dokładnego obrazu tego wieczoru. A raczej mam na myśli mieszankę emocji i doznań, które wciąż powodują na mnie gęsią skórkę. Pamiętam 22-godzinną kolejkę obozową przed Via Massaua w Mediolanie, aby móc dostać bilet w moje ręce, potem podróż do Madrytu wykonana z naszym Ducato pokrytym wizerunkami Mourinho oraz flagami w naszych barwach, a następnie oczekiwanie, które nigdy nie minęło. Na końcu oczywiście radość i ostateczne wyzwolenie. Myśląc teraz o tej nocy, powiem Wam, że byłem pod wrażeniem w przerwie meczu: cały czarno-niebieski segment z flagami żółto-niebieskiej czerni machającej ku niebu, a w tle "Viva la Vida" zespołu Coldplay. Za każdym razem, gdy słyszę tę piosenkę jest nieuniknione, że odsyła mnie ona do tych chwil...
Obraz twojego płaczu na trybunach Bernabeu przy końcowym gwizdku jest być może idealnym przykładem swego rodzaju "interizmu". Pasja i przywiązanie do kolorów, które sprawiają, że kochasz i cierpisz w tym samym czasie. Jak sądzisz?
- Trafiłeś w punkt. Bycie Interistą oznacza bycie w stanie znosić dręczące rozczarowania, bolesne pożegnania i dokuczliwe zawstydzenie, ale to także oznacza przede wszystkim miłość do tych barw, tej historii i tego klubu. Na nieszczęście dla włoskiej piłki nożnej, a na szczęście dla nas nie ma wielu innych takich jak my. Fani, którzy nawet w latach głodu, niedoboru i zakłopotania, są zawsze obecni, gotowi popchnąć zespół i poczuć ciepło na sercu. Wracając do tych łez, co mogę powiedzieć... We mnie w środku było wszystko. Radość i euforia za tę niezapomnianą i długo wyczekiwaną chwilę, uwolnienie za rozczarowania i cierpienia minione w poprzednich latach.
W 2010 roku media społecznościowe były mniej inwazyjne niż obecnie, ale twoja twarz i tak była na całym świecie. Jak poradziłeś sobie z tą niespodziewaną odrobiną sławy?
- Z pewnością gdyby stało się to dzisiaj, a nie 8 lat temu, ten obraz byłby o dziesięć razy bardziej "wirusowy". Zasadniczo to jest to, do czego zmierzamy, a raczej po co się spotykamy - żyjemy w świecie społecznym. Mogę jednak potwierdzić, że ludzie i przyjaciele napisali do mnie z Australii, z Holandii, ze Stanów Zjednoczonych, z Maroka i tak dalej... Nawet dzisiaj otrzymuję wiadomości od kilku fanów i zawsze sprawia przyjemność, gdy proszą o opinię na temat obecnej sytuacji w naszym klubie lub po prostu wysyłają ciepłe powitanie. Szczególnie w pierwszym roku często byłem zatrzymywany na stadionie przez innych fanów: "Ach, to Ty byłeś w Madrycie na tym filmiku!". Najwyraźniej na początku było pewne zakłopotanie, ale z biegiem czasu przyzwyczaiłem się do tego.
Szkoda, że od 2010 roku było tylko kilka momentów chwały. Jak żyłeś w tym długim okresie postu?
- Niestety musieliśmy stawić czoła i zapłacić za błędy zarządu, które powstały zbyt łatwo i zbyt szybko. Kierownictwo, które doprowadziło nas do chwały i sukcesu, natychmiast ukarało nas swoim punktem widzenia. Wtedy nadszedł czas, aby otworzyć zwycięski cykl, spróbować zrobić to na poziomie europejskim, ale zamiast ruszyć naprzód, wróciliśmy do czasów posuchy. Aby dokonać porównania, zawsze biorę przykład Bayernu Monachium, który był naszym przeciwnikiem w finale Champions League. Od tego czasu grali 2 finały Ligi Mistrzów i 4 półfinały, podczas gdy zniknęliśmy z europejskiego radaru. Mimo to nie mogłem się obejść bez tych barw, podążać za nimi. Pasja i miłość są zawsze takie same, z jeszcze większą chęcią powrotu do radości dla tego zespołu.
Czy regularnie obserwujesz Inter?
- Absolutnie tak. Cały czas podążam za Interem, wspieram go i żyję nim. Zacząłem chodzić na stadion z tatą, gdy miałem 4-5 lat i od tamtej pory nic się nie zmieniło. Nie ma w sercu zimna, rozczarowania ani klęski, które ma miejsce na boisku. Każdego roku jestem, a raczej jesteśmy z moimi braćmi. Obecni, by popychać i wspierać te kolory. Oczywiście również w tym sezonie zarejestrowaliśmy karnet na Stadio Giuseppe Meazza.
Jaki był najbardziej ekscytujący mecz na żywo od 22 maja?
- To trudne pytanie (śmiech). Mowiąc o pozytywnych emocjach i końcowych zwycięstwach, poza Coppa Italia wygranym przeciwko Palermo, nie doświadczyliśmy ich wielu. Na poziomie europejskim przypominam sobie wspaniałą radość w meczu z Bayernem wygranym 2-3 po strzale Pandeva, podczas gdy w ligowych meczach powiedziałbym Inter-Juve lub Inter-Milan w tym sezonie. Pierwszy, nawet jeśli skończył się źle dla nas sprawił, że znów zobaczyłem determinację, chęć ogromnej walki, która jest częścią naszego DNA. Drugi mecz chyba nie wymaga argumentacji (hat-trick Icardiego i zwycięstwo w 3-2 w ostatnich minutach spotkania - przyp. red.).
A gdybym Ci powiedział, że "Vecino to zrobił"?
- Odpowiedziałbym "w końcu!". Wróciliśmy do Europy po latach nieobecności, nie zawiedliśmy na samym końcu, udało nam się zdobyć to, czego oczekiwaliśmy na bardzo trudnym terenie w Rzymie.
Co sądzisz o zespole, który buduje się w Interze na następny sezon? Wierzysz w sukces w Lidze Mistrzów?
- Wierzę, że społeczeństwo kibiców jak i klub porusza się do przodu we właściwy sposób. Musimy postępować krok po kroku, bez obaw i ogromnych oczekiwań. Jasne, jesteśmy Interem, więc zawsze można oczekiwać czegoś więcej. Pamiętajmy jednak o ostatnich latach i starajmy się cenić to co mamy. Jeśli w ubiegłym roku celem był powrót do Champions League i w tym roku nastąpi konsolidacja stanowiska to powiedziałbym, że wraz z zespołem, który konfigurujemy jesteśmy na dobrej drodze. Jeśli chodzi o Europę, nie będzie to łatwe - zaczynamy z czwartego koszyka i możemy trafić na ciężką grupę. Wierzę jednak, że będziemy grać jak na wielki Inter przystało.
Masz nadzieję, że będziesz jeszcze w stanie dołączyć w społeczności Nerazzurrich kolejną chwilę nieskończonej radości, jak w tamtej nocy, która uczyniła Cię "kwintesencyjnym fanem Interu"?
- Najpierw niech ta chwila przyjdzie, potem zobaczymy (śmieje się ponownie). Jak już mówiłem, musimy postępować krok po kroku. Konieczne jest jasne określenie celów i ich osiągnięcie. W tym roku dokonaliśmy miłego przeskoku w jakości, jesteśmy zarówno zwartym kolektywem i grupą indywidualności. Nie wiem kiedy, ale wrócimy. Jestem pewien. Forza Inter! Zawsze i wszędzie...
Źródło: SpazioInter.it
R9_
28 czerwca 2018 | 09:45
ZAPPACOSTA na prawa...
intermed1
28 czerwca 2018 | 10:24
ten człowiek jest memem.
Interista
28 czerwca 2018 | 13:59
ciekawy wywiad, trudno go nie kojarzyć
Reklama