Antonio Conte - praca, siła, poświęcenie

19 lipca 2019 | 08:08 Redaktor: Paweł Świnarski Kategoria:Publicystyka27 min. czytania

Jeszcze rok temu, gdyby ktoś powiedział, że już niebawem pierwsze skrzypce w Interze Mediolan grać będzie Giuseppe Marotta, zaś na ławce trenerskiej zasiadądzie Antonio Conte, osoba ta zostałaby wyśmiana. Futbol ma jednak w sobie coś na tyle szalonego, że w bardzo krótkim czasie wiele może się w nim zmienić. Nawet to, że legendarny trener Juventusu i charyzmatyczny dyrektor, razem wylądują w Interze Mediolan. Coś co wcześniej wydawałoby się tak trudnego do wyobrażenia, dziś jest rzeczywistością, z którą jednym zmierzyć się łatwo, dla innych wciąż stanowi to pewien problem. Jaki będzie Inter prowadzony przez Antonio Conte oraz jaki jest on sam? Poszukując odpowiedzi na to pytanie, zmieniłem swoje zdanie na temat decyzji klubu o jego zatrudnieniu. Chcecie wiedzieć dlaczego?

Będąc szczerym muszę przyznać, że Antonio Conte przez lata przemykał niemal niezauważalny poza okręgiem mojej uwagi i zainteresowania. Tłumaczę to tym, że grał na trochę niewdzięcznej pozycji, defensywnego pomocnika oraz tym, że interesowało mnie przede wszystkim to, co dzieje się w Interze, a nie Juventusie, któremu z Interem nigdy nie było po drodze. Kiedy zaczynałem interesować się piłką, Conte rzecz jasna był znanym mi zawodnikiem, ponieważ od kilku lat był już cenioną postacią Juventusu, ale kiedy zakończył karierę, nie zwróciłem na to szczególnej uwagi.

Kiedy objął Juventus jako trener i zaczął odnosić z nim sukcesy, ten sposób myślenia został utrwalony. Podświadomie chyba uważałem, że to więcej Conte zawdzięcza Juventusowi, który po prostu został w sposób przemyślany poukładany, niż Juventus zawdzięcza trenerowi Conte. Z nim, czy bez niego, wobec coraz większego marazmu w mediolańskich i rzymskich drużynach, uważałem że Bianconeri są po prostu skazani na wygrywanie. Dziś wiem, że tak jak Conte wiele zawdzięcza Juventusowi, tak też wiele Juventus zawdzięcza Conte.

Wraz z  pojawieniem się pierwszych pogłosek o możliwości zatrudnienia Włocha w Interze, byłem nieco podłamany. Zapewne nie raz na łamach naszego serwisu wyraziłem na ten temat opinię w postaci komentarza pod wybranymi artykułami. Nie zamierzam udawać, że było inaczej. Mówiąc krótko: byłem przeciwny. Wynikało to przede wszystkim z mojej niewielkiej wiedzy o tym, jakim Conte jest trenerem oraz tego, że to z czego go znałem jako taktyka, było jego uwielbienie do ustawienia 3-5-2.

Szczególną uwagę zwracam tutaj na cyfrę 3. Pamiętam wielu trenerów, którzy za mojej "kadencji" przychodzili do Interu z planem i chęcią gry trzema obrońcami. Wszyscy którzy się na to upierali, albo polegli z kretesem jak albo szybko weryfikowali swoje zapędy. Dla Gasperiniego gra z 3 piłkarzy w obronie to filozofia jego gry, więc trudno nie rozumieć rozgoryczenia święcącego obecnie sukcesy z Atalantą szkoleniowca, który po zwolnieniu z Interu żalił się, że nie rozumie podejścia Interu, który przecież powinien wiedzieć, zatrudniając go, jakim systemem zamierza grać i jakich piłkarzy do tego systemu potrzebuje. Trudno nie zgodzić się z Włochem, ponieważ przypomina to trochę sytuację, gdyby któryś klub pozyskał Neymara i zabronił mu dryblować. Gasperini wierny swoim ideałom, szybko został wyrzucony, dla Mourinho gra trzema obrońcami miała być jedynie tylko jednym z wariantów gry. Portugalczyk chciał mieć możliwość manewrowania formacją zależnie od sytuacji. Ostatecznie jego Inter grał głównie w ustawieniu z czterema piłkarzami w obronie, bo The Special One szybko zorientował się, że nie będzie to droga do sukcesu.

Przejdźmy jednak do samego Conte. Rozgośćcie się wygodnie w fotelu, ponieważ nim dobrniecie do końca tego tekstu, upłynie trochę czasu. Mam nadzieję, że ten czas minie Wam tak bardzo przyjemnie jak niepostrzeżenie. Chciałbym zaprosić Was do świata Antonio Conte i spróbować opowiedzieć o tym, czego możemy się po nim spodziewać.

"Wychowano mnie solidnie"

Dzisiejsze pokolenie dzieci i młodzieży, większość swojego czasu spędza wpatrując się w ekrany telefonów i tabletów. To moje spostrzeżenie. Antonio jako dzieciak mnóstwo czasu spędzał na ulicy, która była głównym miejscem do zabawy. Bądźmy jednak uczciwi, w tamtych czasach nie było innych alternatyw, nie było wspomnianych telefonów i tabletów. Była ulica. Dziś w dzieciocentrycznym świecie, jest znacznie więcej możliwości i opcji do wyboru. Zabawa na podwórku często przegrywa z zabawą na konsoli lub aplikacji (np. obecnie na topie jest TikTok, chyba że znów my dorośli nie nadążamy i furorę robi obca nam aplikacja), nie tylko z wyboru samych dzieci, ale często rodziców, którzy wolą mieć na oku swoje pociechy. Ulica, mimo zalet w postaci aktywności fizycznej, rozwijania umiejętności interpersonalnych i społecznych, niesie za sobą wiele pokus i niebezpieczeństw. Mógł się również zetknąć z nimi młody Antonio, ale ulica go nie pochłonęła. Nie pochłonęła go w negatywnym tego znaczeniu, choć mieszkał w mało ciekawej okolicy. Jak twierdzi zawdzięcza to dobremu wychowaniu ze strony swoich rodziców:

- Jeśli jesteś dobrze wychowany, potrafisz odróżnić dobro od zła. W przeciwnym razie jesteś po prostu popieprzony. Mnie wychowano bardzo solidnie, dzięki czemu potrafię dostrzec zło, nie musząc go wcześniej smakować, unikając w te sposób głupot, których nie da się później naprawić - tłumaczył w swojej autobiografii pt. "Głowa, serce i nogi" wydawnictwa SQN.

Rzecz jasna w jego życiu nie brakowało piłki. Nie mogło jej zabraknąć, ponieważ piłką żył jego ojciec Cosmino. Kiedy Antonio trafił do drużyny Juventina Lecce (nazwa, która okazała się prologiem do późniejszych wydarzeń), najważniejszą postacią w klubie był właśnie jego ojciec. Z tego powodu nie było mu jednak ani trochę łatwiej, wręcz przeciwnie, traktowany był przez ojca bardziej surowo od innych. Cosmino chciał za wszelką cenę uniknąć opinii, że faworyzuje swojego syna.

Stamtąd naturalnie trafił do Lecce, gdzie pod okiem Lillino Causa i Carlo Mugo, a następnie Eugenio Fascettiego i Carlo Mazzone, wywalczył sobie istotną pozycję w tym zespole, co sprawiło w konsekwencji sprawiło, że został dostrzeżony przez Juventus. Kiedy trafiasz w młodym wieku do jednego zespołu z Roberto Baggio, a Twoim trenerem jest Giovanni Trapattoni, nie możesz nie czuć ekscytacji.

Początki w Juve nie były łatwe. Kiedy Trapattoni dał mu szansę w towarzyskim meczu z Bayernem, Antonio popełnił błąd, który kosztował Bianconerich porażkę. Prasa nie zważając na wiek piłkarza, nie oszczędziła go i jego poczucie bezradności jeszcze się pogłębiło. Zauważył to Trap, który następnego dnia podszedł do niego i rzekł: - Nadal myślisz o wczorajszym błędzie prawda? Daj spokój. Pomyśl o przyszłości, będziesz tutaj przez wiele lat.

Sam zainteresowany przyznał potem, że gdyby nie wsparcie i obecność Trapattoniego, prawdopodobnie odszedłby po tym sezonie z Juventusu. W Turynie jednak zapuścił korzenie na wiele lat, przeżywając z tym klubem liczne wzloty i upadki. Nigdy nie był tam gwiazdą pierwszego formatu, mimo to uważany był za jednego z ważniejszych pomocników swojej generacji. Szybki, waleczny, energetyczny i bardzo wszechstronny taktycznie, dzięki czemu mógł grać na wielu pozycjach w pomocy. Swój talent poparł ciężką pracą i osobowością. Potrafił być skuteczny nie tylko w defensywie, ale zdarzało mu się również trafiać do siatki. Zazwyczaj w efektowny sposób, na przykład po strzałach z dystansu. W barwach Juventusu wpisał się na listę strzelców ponad 30 razy.

- Był bardzo inteligentnym pomocnikiem i naturalnie silnym w fazie defensywnej, jak również ofensywnej. To nie jest przypadek, że został trenerem. Kiedy grasz w środku pola, lepiej rozumiesz dynamikę pozostałych formacji - mówił o nim po latach Giovanni Trapattoni.

W każdym zespole, w którym grał, wyrastał na jednego z liderów szatni, dzięki czemu często na jego ramię trafiała opaska kapitańska. Wybuchowość i ekspresja to cechy, przez które czasem wpakowywał się w kłopoty i które zostały mu do dziś. Warto jednak spojrzeć na nie bardziej jako na zalety, aniżeli jako wady.

Porażki i niepowodzenia

Nie trafiłem ponad 9000 rzutów w mojej karierze. Przegrałem prawie 300 gier. 26 razy nie trafiłem decydujących piłek w meczu. Ponosiłem porażki raz po raz przez całe moje życie. I właśnie dlatego osiągnąłem sukces.

To nie są słowa Antonio Conte, a legendarnego koszykarza - Michaela Jordana. Pokazują, że za niemal każdym sukcesem, stoi jakaś porażka. Dzisiaj Conte wymieniany jest wśród najlepszych trenerów świata, a na pewno pośród tych najlepiej opłacanych. Kiedy zaczynał karierę trenerską, postanowił sobie, że jeżeli w ciągu kilku lat nie trafi do wielkiego klubu, porzuci karierę szkoleniowca. Nie musiał tego robić, ponieważ po kilku latach pracy w mniejszych klubach, został trenerem Juventusu, następnie dane mu było prowadzić reprezentację Włoch i Chelsea. Odniósł życiowy sukces. Jeśli jednak sądzicie, że droga od roli piłkarza do roli uznanego trenera, nawet dla tak znanej we włoskim środowisku piłkarskim osoby jak Conte, było gładkie i przyjemne jak spacer po Piazza Duomo, jesteście w błędzie. Droga, którą już jako piłkarz, a później jako trener przemierzał Antonio, była dość kręta i skomplikowana.

- Kiedy ktoś przypomina mi, że w swojej karierze wiele wygrałem, odpowiadam zawsze: wiele też przegrałem - napisał w swojej biografii.

Pewnie wielu z Was pamięta sezon 1999-2000, kiedy Juventus w ostatniej kolejce ligowej stracił tytuł na rzecz Lazio. Nie wszyscy jednak pamiętają, że w meczu na wodzie w Perugii, Juventus przegrał właśnie po błędzie Conte, którego nieudane wybicie głową, kosztowało Bianconerich utratę tytułu. Do dziś to jedno z najbardziej bolesnych porażek w karierze naszego trenera. W reprezentacji także nie brakowało rozczarowań. Pierwszym była porażka w rzutach karnych z finale Mistrzostw Świata 1994, rozgrywanych w Stanach Zjednoczonych. Młodziutki Antonio obserwował ten mecz z ławki rezerwowych i nie miał żadnego wpływu na to, czy Roberto Baggio trafi do siatki, czy przeniesie piłkę nad poprzeczką. Kiedy już zagościł w kadrze na dobre, z powodu kontuzji nie pojechał na Euro 1996. Znalazł się jednak wśród piłkarzy, których Dino Zoff zabrał do Belgii i Holandii na Euro 2000. Przygoda z turniejem zakończyła się jednak dla pomocnika na meczu z Rumunią. George Hagi wyprostowaną nogą wjechał w kostkę Włocha, co skończyło się poważną kontuzją uszkodzenia więzadeł. Diagnoza była druzgocąca: zakończenie turnieju i wielomiesięczna rehabilitacja. Po meczu Hagi próbował dostać się do szatni Włochów, by osobiście przeprosić. Conte odmówił i nigdy nie przyjął przeprosin Rumuna, twierdząc że jego zagranie było celowe. Włosi w turnieju dotarli aż do finału, dla Antonio feralny mecz z Rumunią był ostatnim w barwach Squadra Azzurra.

Jako porażkę można traktować również pożegnanie z Juventusem, kiedy jeszcze był piłkarzem. Conte liczył na jeszcze jeden rok kontraktu z Bianconeri, czuł w sobie motywację i siłę do dalszej gry, pomimo faktu, że w ostatnim czasie jego rola w zespole znacznie straciła na ważności. Klub jednak ku jego zaskoczeniu zaczął robić uniki, oferując mu znacznie niższe pieniądze niż wcześniej wstępnie ustalono. To dotknęło urodzonego w Lecce zawodnika i zdecydował się opuścić Turyn. Nie chodziło tylko o pieniądze, ale o zasady. Poczuł się urażony takim traktowaniem. Odszedł więc z Juve tak samo jak przyszedł, bez większego rozgłosu. Wartym odnotowania faktem jest to, że ostatnim meczem Conte w Juventusie i ostatnim w karierze piłkarskiej, był mecz z Interem Mediolan. Górą okazał się Inter, który zwyciężył w tym meczu 3:2.

Dla zawodnika, który jeszcze czuje w sobie moc, pierwsze lato bez przygotowań do nowego sezonu było bardzo dziwnym doświadczeniem...

A jak Antonio, A jak ambicja

Antonio jako dziecko powiedział kiedyś swojej mamie, że chciałby zmienić szkołę, ponieważ tu gdzie jest, nie nauczy się zbyt wiele. W efekcie rodzice przepisali go do innej szkoły i do piątej klasy poszedł już w innym miejscu. Tam, mimo sporadycznych problemów w nauce (zwłaszcza z języka włoskiego), nikt nie wyrzucał ławek przez okno podczas lekcji. Warunki do nauki były więc optymalne i mógł skupić się na niej, zamiast na myśleniu, co dzisiaj go może spotkać nieprzyjemnego.

Kiedy po raz drugi przymierzany był do Juventusu jako trener, wiele godzin rozmawiał z Andreą Agnellim w jego domu. Opowiadał mu wówczas nie tylko o swojej wizji gry, słabych stronach Juventusu oraz o tym, co powinni zrobić by zacząć wygrywać. Mówił przede wszystkim o ambicji i podejściu, jakie powinien mieć ten klub. Nie bał się użyć nawet takich stwierdzeń, że ówczesny Juventus tej ambicji był pozbawiony i grał niczym prowincjonalna drużyna, której nikt się nie obawia.

Conte jako trener przywrócił Juventusowi nie tylko ambicję, ale również dumę i chwałę, która pozwala Bianconerim już ósmy rok z rzędu pełnić rolę niekwestionowanego hegemona w Serie A. Będąc trenerem Starej Damy, zdarzyło mu się pewnego dnia podać Inter, jako zły przykład drużyny, która wygrała, ale z tej wygranej nic nie wynikło:

- Musimy dodać kolejne elementy konstrukcyjne, musimy się rozwijać. Aby się rozwijać nie trzeba wygrywać, bo można wygrać i nie zbudować nic. Przykładem jest Inter, który wygrał Triplettę.  Wygrali wszystko, ale nie zbudowali nic. Nic nie wygrali od tamtej pory, a obecny sezon mieli bardzo zły - zaledwie trzy lata od tamtego sukcesu.

W filmie, który na okazję podpisania przez Conte umowy z Interem stworzył Inter Media House, Włoch powiedział: - Ponieważ dzielimy tę samą ambicję, odwagę, głód i determinację. Teraz moja kolej, tu jest Inter.

Teraz jest w Mediolanie i to od niego zależy, czy Inter się rozwinie i czy uda się tutaj coś zbudować.

Wejście w trenerski świat

Już jako piłkarz, Antonio Conte wiedział, że po zakończeniu kariery jego celem będzie zostać trenerem. Wiedział, że do osiągnięcia szczytu w tej dziedzinie, potrzebna będzie zarówno niezbędna wiedza, ale także przede wszystkim doświadczenie. Jako piłkarz, dane mu było współpracować z wieloma wybitnymi trenerami, których sposób pracy, niuanse taktyczne oraz metody wychowawcze mógł poznać na własnej skórze. Zaczynając od Carlo Mazzone, którego spotkał na początku swojej drogi, miał przywilej pracować z takimi osobistościami trenerskiego świata jak Giovanni Trapattoni, Carlo Ancelotti, Marcelo Lippi czy Arrigo Sacchi.

Gdyby nie problem z przedłużeniem kontraktu z Juventusem i ostateczne zakończenie kariery piłkarskiej, miałby również okazję pograć pod okiem Fabio Capello. Zamiast kolejnego roku gry, Conte już latem 2004 roku udał się na kurs trenerski w Coverciano. Wspomniany Capello, widząc potencjał w Antonio, proponował mu miejsce w swoim sztabie szkoleniowym w Juventusie, jednak veto postawił klub, na co zapewne miały wpływ niedawne nieudane negocjacje z zawodnikiem w sprawie kontraktu.

Trenerem, który swoją pracą i wynikami zawsze imponował Conte, był Louis Van Gaal. Nie bez powodu, korzystając z wakacji, razem ze swoją kobietą, Antonio udał się do Holandii, by podpatrzeć jak pracuje jego trenerski wzór. O ile z wejściem na otwarty trening AZ Alkmaar nie było większego problemu, o tyle kiedy Włoch wślizgnął się przez uchyloną furtkę na zamknięty trening, po pewnym czasie został wyrzucony przez rosłego ochroniarza. Widok próbującego energicznie gestykulując wytłumaczyć się ochroniarzowi, bardzo rozbawił jego partnerkę, a jemu samemu sytuacja ta uzmysłowiła pilną potrzebę nauczenia się języka angielskiego. Jeszcze wtedy nie wiedział, że język ten przyda mu się, gdy zostanie trenerem Chelsea.

Każdy z trenerów, z którymi współpracował, był nieco inny, od każdego mógł się czegoś nauczyć. Jeszcze jako piłkarz, potrafił być bardzo uważny i zwracał uwagę na detale, z których wyciągał wnioski i którymi próbował dzielić się ze swoimi przełożonymi. Tak było chociażby w przypadku meczu na Euro 2000, kiedy Włosi mieli rozegrać z Holandią serię rzutów karnych. Conte podszedł do Dino Zoffa i zasugerował mu wybór Gianluki Pessotto jako jednego z wykonawców, choć wcześniej wybierany był do karnych w dalszej kolejności.  Selekcjoner go posłuchał, a Pessotto nie zawiódł pokładanych w nim nadziei.

Pierwszym miejscem w nowej roli była drużyna Sieny, gdzie Conte spędził rok jako asystent trenera. Pierwszą samodzielną pracą jako główny trener pierwszej drużyny było Arezzo. Jak wspomina, było to dla niego brutalne zetknięcie z nową rzeczywistością i doświadczenie niczym przyspieszony kurs trenerski. Zatrudnienie w ostatnim dniu mercato, zgrupowanie z niekompletną drużyną, sześć ujemnych punktów na starcie, zwolnienie, powrót i na koniec spadek z ligi. Misja zakończona niepowodzeniem. Całkiem sporo jak na jeden sezon, a to był dopiero początek...

Trener trudny we współpracy? Cóż, nie jest to do końca nieprawdą

Wychowanie, jakie otrzymał w domu, zwycięstwa, porażki, liczne kontuzje oraz ludzie, na których trafił na swojej drodze. Wszystko to ukształtowało charakter Antonio Conte, który jawi się nam jako osoba nieco tajemnicza, bardzo zdeterminowana i jednocześnie nieco szorstka. Wie, czego chce i nie lubi kompromisów. Ma swoją dumę i przekonania, którym pod żadnym pozorem nie chce się sprzeniewierzyć.

Kiedy grał jeszcze w Juventusie, wydarzyło się coś, co prawdopodobnie miało spory wpływ na jego sposób myślenia o istocie bycia drużyną. Była to lekcja, jaką odebrał i z której wyciągnął wnioski. Trener Lippi przesunął go na inną pozycję, niż grał dotychczas, co mocno go uwierało. W pewnym momencie stracił cierpliwość i niewiele myśląc, udzielił wywiadu w gazecie, gdzie wyżalił się na drażniący go temat. Nazajutrz w owym tytule pojawił się odważny wywiad, z podpisem: "Conte: Wygrywamy, ale mnie to nie cieszy". Na reakcję klubu nie trzeba było długo czekać. Trener Lippi i dyrektor Giraudo wpadli w furię, gdy dotarła do nich informacja o felernym wywiadzie. Conte został zrugany za swoje słowa od góry do dołu przy całej drużynie, a dodatkowo w ramach sankcji, odsunięto go od kadry na najbliższy mecz. Oberwało mu się za to również od kolegów, a niektórzy, jak Gianluca Pessotto, do dziś w żartach mu o tej sytuacji przypominają.

Musimy pracować, aby zrobić coś niezwykłego. Aby tego dokonać potrzebujemy dobrych graczy, ale przede wszystkim niezwykłych ludzi. Tego właśnie szukamy.

To słowa Antonio Conte, które wypowiedział podczas swojej pierwszej konferencji prasowej w roli trenera Interu Mediolan. Antonio ma swoje zasady. Dla niego grupa, zespół, to podstawa. W swojej piłkarskiej karierze grał na pozycji środkowego i defensywnego pomocnika i choć zdobył ponad 30 bramek, to zwykle swoimi podaniami obsługiwał ustawionych bliżej bramki kolegów, ale przede wszystkim był tym od czarnej roboty. Tym facetem w cieniu. Pozycja, na której grał, wymagała od niego boiskowego myślenia i... pokory. Zapewne miało to ogromny wpływ na to, jakim jest obecnie trenerem. Nie znosi samolubności na murawie, nie toleruje gwiazdorzenia. Albo jesteś z nim, albo jesteś przeciw. Nic więc dziwnego, że przy takim podejściu, Mauro Icardi raczej nie ma czego szukać w zespole Conte.

Wystarczająco inteligentny był Antonio Cassano, który sam przytomnie uznał, że z jego podejściem, w Juventusie prowadzonym przez Conte mógłby mieć problemy i sam odmówił Juventusowi, co później podsumował tym, że zrobił to dlatego, że w Juventusie grają "mali żołnierze" i ogólnie panuje tam zbyt ostra dyscyplina. Chyba trudno o większy komplement, niż ten z ust właśnie wspomnianego FantAntonio.

- W Juventusie nie ma małych żołnierzy. Tutaj są poważni profesjonaliści. Kiedy chcemy pozyskać piłkarza, patrzymy jakie ma charakterystyki ludzkie, ponieważ w momentach problemowych, piłkarz schodzi na drugi plan, a na pierwszy plan wysuwa się człowiek. Jeśli z tyłu kryje się tylko ktoś, kto jedynie mówi, to wolimy takich piłkarzy zostawić innym - odpowiedział mu Conte.

Kiedy po raz pierwszy przymierzany był do roli trenera Juventusu, a było to w 2009 roku, w Mediolanie prowadził rozmowy z dyrekcją klubu. Długo opowiadał o swojej wizji zespołu, a przez kolejne dni wymieniał opinie na temat piłkarzy, których planuje pozyskać Juventus. Zapytany o osobę Brazylijczyka Diego z Werderu Brema, wyraził się negatywnie, odradzając jego zakup. Zasugerował w zamian, by skierować swoją uwagę na dobrych skrzydłowych jakimi wówczas byli Arjen Robben czy Theo Walcott. Wydawało się, że Conte zostanie trenerem Juventusu, wszystko na to wskazywało.

Działacze jednak postawili na swoim i nie posłuchali trenera. Diego został piłkarzem Juventusu. Co więcej, przy jednej z rozmów poinformowali Conte, że dobrze by było, gdyby zmienił swoją taktykę pod Diego, który usłyszawszy o formacji jaką zamierza stosować jego przyszły trener, wyraził się negatywnie. Piłkarzowi nie podobała się propozycja gry w ustawieniu 4-3-2-1. Ta sytuacja tak bardzo zdenerwowała Conte, że powiedział działaczom, że jeśli jakikolwiek piłkarz, nie wiadomo nawet jak dobry, zamierza dyktować im warunki w takich kwestiach, to popełniają wielki błąd i on nie chce brać w tym udziału. Następnie zalecił poszukanie innego kandydata i zamknął temat pracy w Turynie. Juventus chcąc go przekonać do pracy, zaproponował mu jeszcze wyższe wynagrodzenie, ale on pozostał nieugięty. Ostatecznie zatrudniono Ciro Ferrarę.

Decyzja ta, dyktowana własną dumą i przekonaniami, choć w mojej ocenie słuszna, okazała się dla naszego bohatera przynajmniej przez chwilę bardzo bolesna w skutkach. Tego lata wciąż jako trener Bari, odrzucił ofertę Atalanty, a po upadku rozmów z Bianconeri, sądząc że w sumie dobrze będzie pozostać w ekipie świeżego beniaminka ligi, poróżnił się z władzami Bari podczas rozmów na temat wzmocnień transferowych zespołu po awansie do Serie A. Został zatem bez pracy. Bari następnego dnia zaprezentowało nowego trenera, co było dowodem, że nieporozumienia w sprawie transferów, były przez nich "zaaranżowane" by mieć powód do rozstania się z trenerem.

Niedługo potem, Atalanta ponownie zgłosiła się do Conte, ponieważ po czterech kolejkach ligowych ich sytuacja była fatalna. Conte tym razem przyjął ofertę, nie mając innych alternatyw. W Bergamo nie popracował jednak długo. Opuścił miasto w kiepskiej atmosferze, tłumacząc, że nie ma tam warunków do pracy, a klub nie radzi sobie z presją kibiców i społeczności lokalnej. Było to m.in. pokłosie jego konfliktu z najważniejszym zawodnikiem tej drużyny: Cristiano Donim. W jednym z meczów, Conte zdjął z boiska Doniego, na co ten zareagował ironicznym biciem brawa i tekstami  w stylu "dobra decyzja trenerze". Po meczu doszło w szatni do awantury, a klub ostatecznie stanął po stronie piłkarza. Polemika między dwoma panami toczyła się jeszcze długo po odejściu Conte z Atalanty. Zawodnik zarzucał trenerowi agresję i atak na jego osobę, na co Conte bronił się, że krzyki w szatni to nic nadzwyczajnego, a o fizyczny atak na Doniego by się nie pokusił, ponieważ jest on wielki i gruby, a sam zawodnik powinien skupić się bardziej na pracy na boisku, niż zachowywać się tak, jakby był nietykalnym Bogiem na ziemi.

Conte odszedł z Bergamo w styczniu, zrzekając się 600 000 euro odprawy i zostawiając ekipę na bezpiecznym miejscu. Ostatecznie Atalanta spadła z Serie A w tym sezonie, a kolejnym miejscem pracy bohatera tej opowieści była Siena. Powrót do tego miasta był udany, ponieważ wywalczył z nią awans do Serie A. Ten kolejny sukces sprawił, że po raz drugi spróbował sięgnąć po niego Juventus.

Przy drugiej próbie objęcia Juventusu poszło już znacznie lepiej. Wspomniana wielogodzinna rozmowa z samym Agnellim, zaowocowała późniejszymi negocjacjami w Mediolanie z Marottą i Paraticim. Aby nie było zbyt kolorowo, kiedy media zorientowały się, że Conte to poważna kandydatura do objęcia posady trenera Juvetusu, zaczęto sugerować, że Conte jest trenerem dość trudnym do współpracy. Jak na te zarzuty odpowiada Antonio?

- Cóż, nie jest to do końca nieprawdą. Jeśli "łatwa współpraca" to przyklaskiwanie decyzjom, których się nie popiera, albo wobec których nie można wyrazić swojej opinii, mimo że są nielogiczne, to owszem, jestem trudny we współpracy i to bardzo.

Obie strony doszły do porozumienia i powrót do Turynu stał się faktem. Pobyt w Turynie to pasmo znaczących sukcesów na krajowym podwórku. Trzy tytuły Mistrza Włoch, dwa Superpuchary Włoch i finał Pucharu Włoch to imponujący dorobek, który nie byłby możliwy, gdyby nie dobra współpraca trenera ze sztabem zarządzającym. Ma to szczególne znaczenie dla nas, kibiców Interu, wobec sytuacji, gdy teraz zarówno Antonio Conte, jak i Giuseppe Marotta pracują dla Interu. Jeśli mowa o Marottcie, to oto w jaki sposób trener wspomina współpracę w Turynie z nim oraz Paraticim:

- Od czasu do czasu dyskutujemy, zawsze jednak w atmosferze szacunku i dobrego wychowania. Podziwiam ich - chociaż w zeszłym sezonie to oni postawili na Der Neriego. Był ich człowiekiem i bronili go do samego końca. Teraz współpracują ze mną tak, jakbym od zawsze był ich pierwszym wyborem. Bez żadnego wahania, jak na prawdziwych profesjonalistów przystało.

Po trzech latach sukcesów w Turynie, Conte powiedział stop. Prawdopodobnie na decyzję miała wpływ niemoc na arenie międzynarodowej oraz coraz większe nieporozumienia w kwestiach transferów. Czarę goryczy mogło przelać fiasko negocjacji w sprawie takich zawodników jak Iturbe, czy Alexis Sanchez. Nie zostawił jednak w Turynie spalonej ziemi, czego dowodem są kolejne lata sukcesów, tym razem pod wodzą Allegrego.

Bardzo ciekawie osobę trenera opisał jego były podopieczny z Juventusu, Andrea Pirlo:

- Kocham tego gościa, nie mam do niego niczego poza szacunkiem i uwielbieniem. Wiem, że jeżeli weźmie jakąkolwiek pracę, to będzie to na jego warunkach. On nie jest trenerem dla kogoś, kto chce się wtrącać w jego pracę. Jeśli pozwolisz mu ogarnąć swoje sprawy przy jego metodach, to będziesz miał zespół, który gra atrakcyjny futbol i bez wątpienia osiągniesz sukces.

Czasami wybuchowy charakter szkoleniowca dawał o sobie znać w szatni:

- W nim siedzi bestia. Wygrywaliśmy do przerwy, a on przyszedł i zaczął rzucać butelkami z wodą, bo gdyby nie nasze błędy, mielibyśmy znacznie większą przewagę. Jeśli jest zły, szatnia jest jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc, w których możesz się znaleźć.

- Żyje futbolem, potrafi wstać w nocy i studiować nagrania video, analizować błędy, czy grę rywali. Jego żona to bardzo wyrozumiała kobieta. Właściwie to ma dwie żony: Elisabettę i futbol. Grałem u wielu trenerów, ale Conte to jest geniusz, geniusz, który ma w sobie odrobinę szaleństwa.

O tym, że z Conte nie można zadzierać, wie również Roman Abramowicz i jego Chelsea. Pierwszy sezon Włocha w Londynie był na tyle udany, że The Blues wygrali Mistrzostwo Anglii. W drugim sezonie zaczęły się problemy... z niemal wszystkimi: władzami klubu, niektórymi piłkarzami i rzecz jasna mediami, które chyba nigdy nie były mu szczególnie  przychylne. Conte prosił o transfery i ich nie dostał, nie bał się więc otwarcie mówić o tym na konferencjach prasowych, a według niektórych, było to niczym walenie w zarząd wielkim młotem. Ostatecznie sprawa zakończyła się zwolnieniem z funkcji trenera i wielomiesięcznym sporem sądowym o wypłatę odszkodowania w wysokości 10 milionów euro. Chelsea próbowała kuriozalnie bronić się przed koniecznością zapłaty tych pieniędzy, takimi argumentami jak rzekome notoryczne spóźnienia trenera na spotkania sponsorskie, czy... parkowanie na niewłaściwym miejscu, ale ostatecznie i ten mecz Włoch rozstrzygnął na własną korzyść, choć początkowo domagał się znacznie wyższej kwoty.

Po odejściu z Anglii, twardy charakter i silna ręka na tyle wystraszyła niektórych piłkarzy Realu, że Ci rozpoczęli krytykę Włocha, jak tylko w mediach pojawiły się informacje o możliwym zatrudnieniu go w Realu Madryt. Ostatecznie to Conte odrzucił Real, a nie Real Conte. Swoją decyzję tłumaczył tym, że musiałby objąć ten zespół w środku sezonu, czego zazwyczaj nie robi, ponieważ woli pracować z zespołem od początku sezonu.

Trudny rok 2012

Mówiąc o Włochu, nie można nie wspomnieć też o nieco mniej ciekawym okresie w jego życiu. Pod koniec maja 2012 roku, rozpoczął się jeden z najtrudniejszych meczów w jakich przyszło walczyć Antonio Conte. Został bowiem oskarżony o nie poinformowanie o przestępstwie ustawiania meczów, a chodziło o czasy kiedy był jeszcze trenerem Sieny. Ostatecznie Conte skazany został na 10 miesięcy zawieszenia i w tym czasie nie mógł przebywać na ławce trenerskiej Juventusu. Zawsze jednak utrzymywał, że o niczym nie wiedział i wszelkie oskarżenia pod jego adresem są niesprawiedliwe i bezpodstawne.

Biało-czarna przeszłość to nie problem

Jeśli ktoś się dziwi, że legenda Juventusu, którą jeszcze (chyba) jest Antonio Conte, obejmuje Inter Mediolan, to znając jego przeszłość, nie powinien tego robić. Niechęć kibiców jednej, czy drugiej drużyny, za obrazę ich "uczuć religijnych" to dla Włocha nic nowego. W przeszłości podpadał przede wszystkim kibicom drużyny Lecce, z miasta z którego pochodzi. Temat ciągnie się za nim od lat. Gdy jako piłkarz w zbyt entuzjastyczny sposób cieszył się z gola w barwach Juventusu przeciwko Lecce, kibice nie potrafili tego wybaczyć, nawet wobec tłumaczeń Conte, że jego radość wynikała przede wszystkim z tak udanego powrotu na boisko po kontuzji, która wykluczyła go z gry na kilka miesięcy. Ta sytuacja tak utkwiła w pamięci kibiców Lecce, że gdy klub zaproponował mu grę, gdy kończył karierę w Juventusie, wobec protestów fanów, ostatecznie klub wycofał się z tej propozycji i Conte zawiesił buty na kołku.

Conte nie miał również problemów z objęciem Bari, które przecież jest odwiecznym rywalem Lecce. Teraz, kiedy przyjął ofertę Interu, wielu fanów Juve domaga się usunięcia jego pamiątkowej gwiazdy ze specjalnej galerii sław na stadionie w Turynie. Podobnie postąpiono w przypadku Zbigniewa Bońka. On sam nie rozumie, dlaczego miałby rezygnować z możliwości dla tego, czy innego zespołu, tylko dlatego, że wcześniej związany był z innym zespołem. To, co robi, to jego praca i sam mówi na ten temat następująco:

- Kiedy zaczynam trenować jakąś drużynę, staję się nie tylko jej przewodnikiem, ale i zagorzałym kibicem, nawet jeśli miałoby to oznaczać sprzeniewierzenie się własnej przeszłości...Na boisku nie ma miejsca na sentymenty.

Formacja zespołu

W każdym klubie do którego trafiał, na "rozmowach kwalifikacyjnych" w bardzo jasny, ale i szczegółowy sposób opisywał swoją wizję gry w piłkę nożną, swoją wizję prowadzenia zespołu od strony zarządzania zasobami ludzkimi, jak i taktycznym. Dla Interu zatrudnienie Conte oznacza jednoczesną zmianę w ustawieniu i zerwanie ze sposobem gry, który utrwalany był przez jego poprzednika, Luciano Spallettiego.

Pod wodzą Conte, Inter zacznie grę w ustawieniu 3-5-2. Taki jest cel i założenie, ale jak będzie w praktyce, pokażą już pierwsze mecze o punkty. Trener zaznaczył na konferencji, że właśnie tak chciałby grać, ale jeżeli nie będzie to wychodziło... poszuka innego rozwiązania.

Zanim 3-5-2 stało się sztandarową formacją Conte, znany był on z innego ustawienia. Na początku swojej kariery trenerskiej, drużyny prowadzone przez Conte najczęściej grały formacją 4-2-4. Było tak zarówno w Arezzo, w Bari, czy Sienie. Dlaczego 4-2-4? W zależności od sytuacji i umiejętności piłkarzy, z ustawienia 4-2-4, można szybko przejść na ustawienie 4-2-3-1 lub 4-3-3. W tej taktyce, gra napastnika nie może ograniczać się wyłącznie do gry w pobliżu pola karnego przeciwnika, system gry oparty jest na dobrych skrzydłowych, a od bramkarza wymaga bardzo dobrej gry nogami, ponieważ to od niego zaczynać się będzie większość akcji ofensywnych. 4-2-4 w oczach Apulczyka pozwala na ofensywną, szybką i widowiskową grę. 

Po przybyciu do Juventusu, Conte zreflektował się dość szybko, że w tym miejscu i na tym poziomie, musi poszukać innego rozwiązania, ponieważ jak pokazały pierwsze mecze sparingowe, to do którego był przyzwyczajony, nie zdawało egzaminu. W 3-5-2 bardzo silni i zdyscyplinowani muszą być obrońcy, a gra podobnie jak w 4-2-4, w dużej mierze opiera się na skrzydłowych. Muszą to być piłkarze o żelaznych płucach, by móc pracować na całej długości boiska, biegając od jednego do drugiego pola karnego, broniąc i atakując. Czy takich piłkarzy ma lub zdoła do końca mercato pozyskać Inter? Czy przygoda Interu z 3-5-2 będzie tylko krótkim epizodem? W nowej formacji, role wahadłowych mają przypaść Ivanovi Perisiciowi oraz Valentino Lazaro (jeśli tylko pozwoli mu na to Danilo D'Ambrosio).

W Chelsea oprócz ustawienia 3-5-2, Włoch wielokrotnie stosował również ustawienie 3-4-3.

Rzucić wyzwanie Juventusowi

Antonio Conte w Interze, Maurizio Sarri w Juventusie. Rywalizacja tych dwóch osobowości zapowiada się przed sezonem 2019-2020 niezwykle obiecująco. Los już kiedyś skrzyżował drogi dwóch szkoleniowców. Kiedy Conte pierwszy raz odchodził z Arezzo, w jego miejsce zatrudniono z wielką pompą właśnie Sarriego. Obecnemu szkoleniowcowi Juventusu nie szło jednak na tyle dobrze, by na dłużej się tam utrzymać. Zupełnie nie radził sobie z powierzonym zadaniem, dlatego klub nieco skruszony, ponownie zgłosił się do Conte, by ten ratował sytuację. On odkłada dumę na bok i zgadza się na powrót. Niedługo potem doszło do rozmowy z prezesem tego klubu, podczas której trener postawił sprawę jasno:

- Od dzisiaj albo robimy tak jak mówię, albo ja odchodzę i to natychmiast, mam już dosyć całej tej sytuacji. Od teraz ja decyduję, co należy robić.

Tak się też stało i drużyna zaczęła wygrywać. Mimo serii wygranych spotkań, nie udało się im utrzymać w lidze, notując w siedmiu meczach 5 zwycięstw, 1 remis i 1 porażkę... z Juventusem 1:5 na własnym stadionie. Juventusem, który w owym sezonie wywalczył sobie powrót do Serie A. Dla Conte była to bolesna lekcja i mimo swojej przeszłości w Juve, na nerwy działały mu nawet przyśpiewki radujących się kibiców z Turynu.

W Interze zatrudniono go by rzucić wyzwanie Juventusowi. Po wielu latach bezsprzecznej dominacji, której nie było w stanie przerwać nawet mające najkrótszy dystans Napoli, w Mediolanie wierzą, że duet Conte - Marotta, wprowadzi Inter na wyższy poziom i strąci Bianconerich z tronu. Finansowo wciąż dzieli oba kluby przepaść, ale jeśli aktualnie we Włoszech trener, który jest w stanie odebrać tytuł Juventusowi, to jest to właśnie Conte. Będzie to niezwykle trudne i ambitne zadanie, ale właśnie dlatego go zatrudniono.

Antonio Conte choć znany jest z tego, że adoptuje się do nowego środowiska w bardzo szybkim tempie i udawało mu się osiągać sukcesy już w pierwszym sezonie pracy, tonuje zbyt hurraoptymistyczne nastroje. Wprawdzie wierzy w siebie i swoje metody pracy, to zaleca cierpliwość, ponieważ jego kontrakt podpisany został na trzy lata. Jak ocenia, właśnie mniej więcej tyle czasu potrzeba będzie, by osiągnąć zamierzony cel.

Mamy przed sobą prawdziwego wojownika, który mimo wszelkich niepowodzeń, nigdy nie zwątpił w siebie i nigdy się nie poddał, a miał ku temu kilka okazji. Miejmy nadzieję, że taką mentalność tchnie w naszych piłkarzy, a ich głowy, serca i nogi poniosą Inter tam, gdzie jego miejsce. Na szczyt.

Paweł Świnarski
Twitter: @pawelswinarski

Źródło: inf. własna

Polecane newsy

Komentarze: 18

Sebastian Miakinik

Sebastian Miakinik

19 lipca 2019 | 09:30

Świetna lektura. Conte to oredownik tezy, że nie ma sukcesu bez czysto ludzkiej moralności piłkarzy, czyli pracy, skromności i zaangażowania. Czeka go dużo szorowania u nas.

Darkos

Darkos

19 lipca 2019 | 09:36

Bardzo dobry i zajmujący tekst. Troszkę rozwiewa moje wątpliwości przed sezonem. Założenia jakie ma Conte, czyli budowanie drużyny i ciężka praca, to coś co jest Interowi bardzo potrzebne. Martwi mnie tylko to nieszczęsne ustawienie i opieranie gry na obecnych w klubie skrzydłowych, którzy już nie w jednym sezonie zawiedli na całej linii. Nie nastawiałbym się na pierwszy sezon na jakieś spektakularne sukcesy. Wystarczy mi, że wprowadzi stabilność i motywację ze słabszymi drużynami - to na początek i tak będzie dużo.

Aneta Dorotkiewicz

Aneta Dorotkiewicz

19 lipca 2019 | 09:45

Brawo Pawel! Swietne przedstawienie nowego trenera. Lekko sie uspokoilam. Czekamy na efekty tych jego eksperymentow :) Oby byly pozytywne.

Van Dall

Van Dall

19 lipca 2019 | 10:10

No fajnie, ale żeby się tylko w trakcie sezonu nie okazało, że to jednak beton, który forsuje niedziałające ustawienie i uparcie gra włoskimi pupilami bez formy.

Maciej Pawul

Maciej Pawul

19 lipca 2019 | 10:11

Przeczytałem, dla mnie akurat mniej nowinek, bo sam zgłębiałem już karierę Conte, ale to bardzo dobrze, że ta publicystyka się ukazała. Cierpliwa osoba odpowie sobie po lekturze, czy warto dać szansę Antonio. Według mnie warto.

wróbel1908

wróbel1908

19 lipca 2019 | 10:13

Świetny artykuł, bardzo dobrze się czyta.

domi

domi

19 lipca 2019 | 11:13

Na fakt, który znalazł miejsce w tym artykule, zwrócił uwagę jeden z kibiców Chelsea, stwierdzając że z Conte jest wszystko dobrze, bo wyciska z piłkarzy to co najlepsze, ale do momentu w którym dostaje takie transfery jakie chce, jeśli nie to zaczynają się problemy i wzajemne animozje i atmosfera konfliktu. Zgadzam się z myślą, że obecnie tylko taki trener jak Conte może przybliżyć nas sportowo do Juventusu, choć sam też nie byłem z początku do niego przekonany. Wszystko jednak prysło w dzień jego przyjścia, kiedy zapomniałem o całej jego przeszłości. Mamy trenera z osobowością, to bardzo ważne, chciałbym go widzieć wypełniającego swój kontrakt z Interem, wtedy będzie znaczyło, że opłacało się go zatrudnić. Ode mnie wielkie dzięki za wysiłek włożony w przygotowanie tego wybitnego opracowania.

DiegoLopez

DiegoLopez

19 lipca 2019 | 12:14

no dobra Paweł, przekonałeś mnie :) ps. good job

Larry

Larry

19 lipca 2019 | 12:30

@Paweł widzę, że masz ostatnio więcej wolnego czasu :-D fajnie, że Conte został tak kompleksowo przedstawiony. Zobaczymy, czy mu się uda, trzymam kciuki.

Paweł Świnarski

Paweł Świnarski

19 lipca 2019 | 12:44

Niestety ale to mylne wrażenie, artykuł zacząłem ponad miesiąc temu :)

erixon

erixon

19 lipca 2019 | 12:59

Antonio Conte to kozacki trener. Inter będzie z niego zadowolony tylko dać mu czas.

martins2000

martins2000

19 lipca 2019 | 13:11

Warunkiem podpisania umowy przez Conte było przyjęcie do wiadomości przez zarząd,że Icardi i Radja muszą opuścić InterTitanica na co zarząd przystał...więc prawda jest tak jeśli trenerem nadal był Lucek obaj panowie na 99%......zobaczymy komu to na dobre wyjdzie w sezonie

martins2000

martins2000

19 lipca 2019 | 13:12

Acha, tekst świetny

KVM

KVM

19 lipca 2019 | 13:21

Conte ma wiecej wlosow na glowie teraz niz mial 20 lat temu :)

master

master

19 lipca 2019 | 13:29

Fajne przedstawienie nowej osoby. Widać, że to nie taka legenda Juve jak u nas Zanetti czy chociażby Materazzi :) ale i tak kolegów z Turynu to boli. Co do podjęcia walki przez Inter z Juve to wydaje mi się, że sytuacja jest diaaaametralnie inna od tej jaka była przy podjęciu przez Juvenuts Conte walki z Interem/Milanem na przełomie dekad 2010.

Wtedy to zespoły z Mediolanu mocno pikowały w notowaniach i budowaniu zespołu a Juventus zaczynał wychodzić z dołka o wizycie w Serie B oraz poczynionych inwestycjach w infrastrukturę-stadion.

Dziś pomimo lepszej sytuacji Interu to wciąż Juventus zyskuje nad Interem co sezon poprzez większe zyski lub gwarancję walki o zwycięstwo w LM (niezależnie od uzyskanych skutków). Dla Juventusu wydatek 90 mln na napastnika to jest inwestycja na rok (Higuain) a nie jak u nas na 3-5 lat bo jest nie wypali to będzie strata. Niektórzy zarzucają, że Gonzalo się nie spłacił... oj spłacił spłacił, bo miał się spłacić w rok, to samo Ronaldo, a teraz De Ligt za rok znowu będą mieli ok 100 mln na jakąś gwiazdę a do tego możliwość ściągania dobrych zawodników na wysokie kontrakty bo ich na to stać.

My musimy sprzedać, żeby móc kupić na szczęście nie tak bardzo jak w poprzednich sezonach jednak wciąż nie możemy sobie pozwolić na takie inwestycje jak Juventus.

A więc zakasujemy rękawy i ja bym temu Panu dał te 3 lata spokojnej pracy, jeżeli będziemy zmniejszać dystans do Juve to będzie plus bo do mistrzostwa nam chyba jednak sporo brakuje lecz trzeba pamiętać, że to tylko piłka a pieniądze nie grają.

aspirynaA

aspirynaA

19 lipca 2019 | 18:04

Genialna robota. Profesjonalny tekst jak podejście Contego

Kejmo

Kejmo

19 lipca 2019 | 18:43

Lekko się czytało, brawo

superofca

superofca

20 lipca 2019 | 23:04

Bardzo dobry artykuł, przemyślany ale widać z niego też, że Conte bardzo szybko unosi się honorem i nie pozwala na dyskusje. Mały dyktator, może właśnie takiego potrzebujemy.


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich