Nowy Inter to nie marna chińska podróbka

30 września 2019 | 20:44 Redaktor: Larry Kategoria:Publicystyka13 min. czytania

Za nami już prawie jedna piąta nowej kampanii Serie A. Nowego sezonu i jeszcze bardziej nowego Interu. Nie ma nawet co próbować opisać i skomentować wszystkich zmian, jakie zaszły w drużynie i całym klubie, ale postarajmy się pochylić nad najciekawszymi z nich.

Podobno Chińczycy bardzo się oburzają, gdy słyszą, że podrabiają inne produkty. Można się przy tym uśmiechnąć, bo z całą pewnością każdy miał w swoim życiu do czynienia z jakąś "chińszczyzną" - czyli produktem, który na pierwszy rzut oka wygląda tak samo, jak markowy sprzęt renomowanego, "zachodniego" producenta, ale bardzo szybko okazuje się, że jest to właśnie taka fatalnej jakości "podróbka". Dotyczy to jednak raczej drobnych rzeczy - takich, jak zabawki, czy narzędzia. Co innego poważny biznes, jak np. nowoczesne technologie. Sami Chińczycy twierdzą, że oni niczego nie podrabiają, tylko kopiują. Zatem gdy stery w naszym klubie przejęli biznesmeni z Państwa Środka można było się spodziewać, że budowę nowego, silnego Interu rozpoczną właśnie kopiując znane i sprawdzone rozwiązania z innych klubów, które odniosły i/lub odnoszą sukcesy. Przyznam szczerze, że sam wcześniej na to nie wpadłem, ale patrząc z perspektywy kilku już lat, w czasie których rodzina Zhangów włada Interem, wszystko zaczyna się doskonale składać i potwierdzać tę teorię. Przykłady? Proszę bardzo. Z czego w Niemczech słynie Bayern Monachium? Oczywiście z tego, że niemalże co roku kupuje najlepszych (lub najlepiej rokujących) piłkarzy w lidze z innych, słabszych klubów, wykorzystując swoją pozycję hegemona finansowego i sportowego, odnosząc przy tym podwójną korzyść - wzmacniając swój skład i osłabiając rywali. Co zrobił Inter przed tym sezonem? Kupił m.in. Sensiego i Barellę, czyli dwóch najbardziej perspektywicznych pomocników we Włoszech, największe gwiazdy swoich klubów, już doświadczonych nawet na arenie międzynarodowej, a podobno w połowie drogi do Mediolanu znajduje się także Federico Chiesa, czyli trzeci z muszkieterów typowanych do bycia gwiazdą Squadra Azzurra przez wiele najbliższych lat. Różnicę w stosunku do wcześniejszych sezonów, kiedy Nerazzurri sprowadzali do Mediolanu zawodników pokroju Nainggolana, Valero, czy nawet Lautaro (który akurat okazał się świetną inwestycją), widać gołym okiem. Z czego na rynku transferowym słynął Juventus we Włoszech? Z korzystania z okazji. Do Turynu przez wiele lat przychodzili bardzo dobrzy piłkarze, których Juventus nie ściągał jednak za wszelką cenę, tylko korzystał z okazji - gdy piłkarz sam chciał odejść z klubu, gdy miał za sobą nie najlepszy sezon, czy wręcz za darmo, gdy kończył mu się kontrakt. Wystarczy przytoczyć choćby nazwiska Daniego Alvesa, Juana Cuardado, Miralema Pjanica (ledwie 32. miliony euro!), czy... Wojciecha Szczęsnego, który kosztował turyńczyków śmieszne 12 milionów euro. Nie wspominając oczywiście o Cristiano Ronaldo. Co zrobił Inter przed tym sezonem? Sprowadził Diego Godina, który jak na obrońcę emerytem jeszcze nie jest, a już pokazał, że będzie gigantycznym wzmocnieniem nie tylko linii defensywnej, ale całego zespołu. Wydrenował Manchester United (czego efekty u Anglików już widać) z potencjału ofensywnego i sprowadził do stolicy mody dwóch zawodników perfekcyjnie pasujących do Serie A, a więc była to inwestycja niemal pozbawiona jakiegokolwiek ryzyka - szczególnie biorąc pod uwagę mentalność obu piłkarzy, jakże daleką od tej prezentowanej przez np. Mario Balotellego, Yanna Karamoh, czy... Mauro Icardiego.

Za wszystkim stoi oczywiście Beppe Marotta, którego brak w Turynie już jest dla Juventusu mocno odczuwalny - Stara Dama ma za sobą najsłabsze mercato od lat. Samo przyjście doświadczonego Włocha, a raczej "wyjęcie" go ze stolicy Piemontu było również doskonałym przykładem osłabienia ligowej konkurencji i jednocześnie ogromnego wzmocnienia własnych struktur. Zdobywcy Tripletty z 2010 dokonywali niemal samych złych transferów od czasu odniesienia tego wielkiego sukcesu? Trzeba to zmienić. Jak? Zatrudniając najlepszego specjalistę w tym fachu na Półwyspie Apenińskim. Efekty? Natychmiastowe. Wzmocniliśmy i tak już wcześniej niesamowicie silną linię defensywną, zrobiliśmy przetoczenie krwi w pomocy i praktycznie wymieniliśmy ofensywę, której potencjał w tej chwili wydaje się nieograniczony, przynajmniej jak na włoskie warunki.

Mamy zatem skopiowane działania dwóch najbardziej utytułowanych w swoich ligach klubów, które zdominowały w ostatnich latach rywalizację w swoich krajach. W Lidze Mistrzów Chińczycy też chcieliby jednak wrócić do ścisłego grona potentatów. Co należy zrobić? Skopiować działania największego beneficjenta tych rozgrywek w ostatnich latach. Czyli kogo? Realu Madryt. Zanim Anglicy zawłaszczyli sobie europejskie puchary w zeszłym sezonie, Real w ciągu pięciu wcześniejszych sezonów wznosił Puchar Mistrzów czterokrotnie. Głównymi autorami tych sukcesów byli oczywiście Cristiano Ronaldo (którego do Interu ściągnąć się nie da) i Zinedine Zidane (którego też pewnie się nie da, poza tym jego umiejętności trenerskie nie zostały jeszcze, delikatnie mówiąc, wystarczająco dobrze zweryfikowane). Zatrudnienie Jurgena Kloppa, czy Pepa Guardioli jest, przynajmniej na dziś, w ogóle w sferze marzeń, więc trzeba było pomyśleć nad innym rozwiązaniem. "To sympatyczny, kochany człowiek. Ale w pracy bywa strasznym skur... Nigdy nie byłem tak głodny, gdy mnie trenował. I nigdy nie czułem się tak dobrze." O kim mowa? O mistrzu drugiego planu, człowieku, bez którego prawdopodobnie nie byłoby Ligi Mistrzów dla Juventusu w 1996 roku, finału Ligi Mistrzów dla Monaco w 2004 roku i ostatnich sukcesów w Lidze Mistrzów Realu Madryt - Antonio... Pintusie. Legendarny już Włoch potrafi doprowadzić piłkarzy, z którymi pracuje, do życiowej formy fizycznej. To dzięki niemu żołnierze Conte mają siły, aby biegać na 101% przez 90 minut meczu plus doliczony czas gry od pierwszego gwizdka w sezonie. Kto, jeśli nie on, ma pomóc przywrócić Inter w Europie tam, gdzie jego miejsce? Jego brak również już w tej chwili odczuwają w Madrycie - w szpitalu Realu brakuje rąk do pracy, a piłkarze na murawie wyglądają, jakby jeszcze nie wrócili z urlopów.

Jest oczywiście szereg innych, fundamentalnych zmian, które zachodzą w klubie, na płaszczyźnie biznesowo-strukturalnej. O stadionie duży tekst napisał już Paweł, jest zwiększanie przychodów, poszukiwanie nowych inwestorów, sponsorów, budowa i renowacja klubowych budynków, centrów treningowych, itd., itd., itd. O wszystkich szczegółach decyzji i rozmów, odbywających się za szczelnie zamkniętymi drzwiami nigdy się nie dowiemy, możemy patrzeć tylko na efekty. To jednak, co dzieje się na murawie, możemy rozbierać na części pierwsze. I zróbmy to.

Pomijając te wszystkie pozytywne i co najważniejsze, gruntowne zmiany w naszym pogrążonym przez kilka lat w chaosie klubie, najważniejszym elementem nowej układanki jest oczywiście osoba Antonio Conte. Włoch niemal z miejsca wkupił się w łaski chyba nawet najbardziej zatwardziałych kibicowskich serc. Również piłkarze wydaje się, że chcą iść za nim w ogień. Najłatwiej będzie ocenić jego pracę porównując grę drużyny z tym, co ta prezentowała pod batutą Luciano Spalettiego. Były szkoleniowiec Romy jest bardzo dobrym fachowcem i należą mu się ukłony za to, co zrobił. A zrobił wiele. Pomijając oczywiste zasługi, którymi jest dwukrotne wprowadzenie Nerazzurrich do Ligi Mistrzów po kilku latach nieobecności w tych rozgrywkach, Spaletti sprawił, że w ogóle chciało mi się znów oglądać zespół na murawie. Przez kilka sezonów, pod rządami Leonardo, Gasperiniego, Ranieriego, Stramaccioniego, Mazzarriego, Manciniego, De Boera i Piolego, drużyna prezentowała się tragicznie. Były może niezbyt długie momenty, kiedy dało się patrzeć na grę piłkarzy przywdziewających czarno-niebieskie trykoty, ale generalnie w ciągu tego czasu na murawie oglądaliśmy tylko próby nie ośmieszenia się, które rzadko kończyły się powodzeniem. Wraz z przyjściem Spalettiego przyszła nowa jakość. Oczywiście, malkontenci powiedzą, że pod jego wodzą rozegraliśmy więcej słabych, a nawet dramatycznie słabych meczów, niż tych dobrych, ale prawda jest taka, że w grze drużyny w końcu była jakakolwiek myśl (nawet, jeśli często prymitywna) i dyscyplina taktyczna - szczególnie w porównaniu do tego czegoś, co oglądaliśmy wcześniej. Jak się jednak okazało, Luciano Spaletti nie jest szkoleniowcem z absolutnego topu, na jakiego Inter zasługuje. Szczególnie jaskrawo widać to teraz, gdy jego miejsce zajął pan Antonio Conte, który być może w tym absolutnym topie się znajduje.

Podstawowa różnica w grze zespołu pod jego wodzą, w porównaniu do tego, co prezentowali piłkarze Spala, to zaangażowanie. Wcześniej zawodnicy mieli z tym wiele różnych problemów. W najgorszym razie wyglądali, jakby w ogóle nie chciało im się grać albo jakby grali tak, żeby zrobić na złość trenerowi. W innym, gdy obejmowali prowadzenie, przychodziło totalne rozprężenie i po prostu przestawali biegać. W jeszcze innym po rozegraniu perfekcyjnej pierwszej połowy, w której całkowicie tłamsili rywala, na drugą można powiedzieć, że w ogóle nie wychodzili. U Conte tego nie ma, a w każdym razie takiej postawy nie zaobserwowaliśmy (przynajmniej nie w lidze). Podopieczni byłego trenera m.in. Chelsea i Juventusu mówiąc kolokwialnie, zasuwają od pierwszej do ostatniej minuty, jakby rozgrywali najważniejszy mecz w karierze. Nieważne, czy grają z Lecce, Cagliari, czy Milanem albo Lazio. Nieważne, czy jest 0:0, czy 4:0. Nieważne, czy grają w dziesięciu, czy jedenastu. Nie ma miejsca na przechodzenie obok meczu. Prawdopodobnie każdy doskonale zdaje sobie sprawę, że gdyby pozwolił sobie choćby na chwilę rozprężenia, mógłby nie powąchać murawy co najmniej przez kolejne kilka tygodni.

Drugą różnicą jest reagowanie na to, co dzieje się na murawie. Chyba największą piętą achillesową Spalettiego były przeprowadzane przez niego zmiany - często nielogiczne, wprowadzające więcej złego, niż dobrego, czego najbardziej chyba jaskrawym przykładem było pamiętne zdjęcie z murawy Mauro Icardiego w końcówce pamiętnego, i szalenie ważnego, meczu z Juventusem, przy prowadzeniu 2:1. Conte jest w tym względzie jego idealną odwrotnością - doskonale czyta grę, a jego zmiany chyba zawsze (przynajmniej jak do tej pory) przynosiły drużynie korzyść. Najbardziej spektakularnym bonusem w tym względzie była reakcja na czerwoną kartkę dla Sancheza i gola kontaktowego Sampdorii w ostatnim meczu ligowym. Conte przeprowadził szybko dwie zmiany, które wprowadziły spokój z naszych szeregach, pozwoliły wyprowadzić trzeci cios i resztę meczu oglądało się, jakby obie drużyny grały w pełnych składach.

Trzecia różnica, która rzuca mi się w oczy, to potencjał drużyny. Gdy Inter Spalettiego rozgrywał jakiś bardzo dobry mecz, to odnosiłem wrażenie, że ci piłkarze nie są już w stanie dać więcej. Gdy grali z pierwszej piłki, szybko, tworzyli sobie okazję bramkową za okazją, nie bardzo widziałem pole do poprawy. Teraz, mimo że poziom naszej gry jest wysoki, widzę jeszcze ogromne połacie potencjału w każdej formacji. Jestem więcej, niż pewien, że o wiele lepiej, niż do tej pory może grać choćby Lukaku, Skriniar, Brozović, Barella, Sensi, nie wspominając o Lautaro. Gdy dodamy do tego jeszcze, że na wahadłach (czyli na najważniejszych pozycjach w taktyce Conte) biegają chyba nasi najsłabsi zawodnicy, którzy i tak prezentują się bardzo dobrze, to aż strach pomyśleć, co się stanie, gdy zimą albo latem uda się sprowadzić piłkarzy z wyższej półki na tę pozycję.

Chciałbym jeszcze oddzielnie pochylić się indywidualnie nad grą kilku naszych zawodników. Zacznijmy od Godina. Urugwajczyk przyszedł w ciszy. Kibice ekscytowali się sprowadzeniem Lukaku, czy Sancheza, zastanawiali się, czy "odpali" u nas Barella albo Sensi. Godin miał przyjść jako uzupełnienie składu, być kimś w rodzaju Mirandy z zeszłych sezonów, czyli pełnowartościowym zmiennikiem albo solidnym uzupełnieniem silnego bloku defensywnego. Okazało się, że Diego nie obniżył swoich wysokich lotów z Atletico nawet o milimetr i jest nie tyle żelaznym punktem defensywy, co raczej wręcz punktem odniesienia dla Milana Skriniara. Walory Słowaka w grze obronnej doskonale już poznaliśmy, ale już Spaletti mówił, że Milan może być kimś w rodzaju Lucio - poprawić się w wyprowadzaniu piłki i regularnie strzelać gole przy stałych fragmentach gry. Jak wyprowadzać piłkę Skriniar będzie mógł się uczyć do Godina. Urugwajczyk potrafi naprawdę doskonale rozpocząć atak, a nawet zanotować asystę, co pokazał w meczu z Udinese. Słowakowi zdarza się dość często zgubić piłkę przy jej wyprowadzaniu albo podać ją w zachowawczy sposób, gdy jest szansa na zdynamizowanie akcji. Wpływ byłego zawodnika Aletico na rozwój Skriniara może być nieoceniony, a na efekty trzeba po prostu zaczekać.

Stefan De Vrij - Holender naprawdę zachwyca. Gdy przychodził do nas z Lazio miał już wyrobioną markę i jego dobra gra od samego początku nie była dla nikogo zaskoczeniem. Jednak postępy jakie robi i ich tempo muszą na każdym robić wrażenie. Nasz libero szczególnie duże postępy zrobił w czytaniu gry rywali - potrafi doskonale się ustawić i skasować akcję, zanim ta nabierze niebezpiecznego tempa. Często przy dośrodkowaniach wydaje się, że rywale celują w de Vrija, bo ten wybija chyba ponad połowę piłek adresowanych w nasze pole karne. Gra przy tym bardzo elegancko i dostojnie, co sprawia, że patrzenie na jego poruszanie się po murawie sprawia dużą przyjemność.

Nicolo Barella - Gdy w pierwszych meczach sezonu grał za niego Vecino, wielu kibiców zastanawiało się, dlaczego nie gra Włoch. Byli nawet tacy, którzy przekonywali, że Nicolo to przeciętny zawodnik i wielkiej kariery u nas nie zrobi. Mówiłem wtedy, że to kwestia góra 2-3 meczów, kiedy Vecino wróci liczyć sęki w ławce i nie pomyliłem się. Barella od meczu z Milanem pokazuje, że docelowo będzie prawdpodobnie naszym generałem środka pola, naciskanym bardzo mocno przez...

Stefano Sensi - Ten piłkarz to największy szok początku sezonu. Nie istnieje prawdopodobnie człowiek, który by się spodziewał, jak ogromny wpływ na grę będzie miał ten zawodnik. Jest powiewiem świeżego powietrza w naszej grze, gdy zdarzają się momenty przestoju. Robi, nie przymierzając, tak furorę, jak Rafinha, który uratował nam drugą część sezonu 2017/18. I choć ciężko jest mi sobie wyobrazić, że Stefano zagra cały sezon na takim poziomie, jak obecnie, to jednak z całą pewnością będzie kimś, kto będzie robił różnicę w naszej grze w bardzo wielu meczach.

Antonio Candreva - Trudno nie poświęcić kilku słów doświadczonemu Włochowi. Tak jak nie istnieje człowiek, który spodziewał się tego, co widzimy w wykonaniu Sensiego, tak tym bardziej nie istnieje taki, który by wykombinował, co będzie wyprawiał Candreva. Zawodnik, na którym krzyżyk postawili już chyba wszyscy, od patrzenia na którego oczy obficie krwawiły, który posyłał w zeszłym sezonie literalnie każde dośrodkowanie w trybuny, a strzały lądowały na bandach reklamowych znajdujących się za bocznymi liniami boiska. Imiennik reprezentanta Włoch w jego przypadku dokonał autentycznego cudu. Antonio wygląda co najmniej tak dobrze, jak za czasów najlepszych lat swojej kariery. Biega na wahadle jak nastolatek, broni, napędza akcje i ma na koncie jedną z najpiękniejszych bramek tego sezonu. Oby to trwało jak najdłużej.

Romelu Lukaku - Belg jest niekwestionowanym liderem linii ofensywnej. Mimo tego, że nieporównywalnie częściej szuka w polu karnym partnerów, niż sam próbuje finalizować akcje - i tak jest najlepszym strzelcem zespołu. Tak, jak można się było spodziewać, często wygląda na boisku jak starszy kolega, przewyższając niemal wszystkich tężyzną i wielkością, skrzętnie z tego korzystając, wygrywając niemal wszystkie górne piłki i przestawiając w okolicach pola karnego pilnujących go obrońców. Poza meczem z Lecce najbardziej jaskrawym przykładem jego przewagi nad rywalami była sytuacja z 60. minuty meczu z Sampdorią, kiedy mając piłkę i czterech rywali obok siebie, z braku lepszych rozwiązań po prostu kopnął piłkę przed siebie zostawiając w tyle, na kilku metrach, pilnujących go obrońców, kończąc akcję niestety nieudaną próbą przelobowania bramkarza. Ta sytuacja pokazuje jednak ogromny potencjał tego zawodnika. Prawdopodobnie gdy Romelu nabierze więcej pewności siebie na włoskich boiskach, może w pojedynkę próbować rozstrzygać mecze ze słabszymi rywalami.

Podsumowując, na dziś wydaje się, że próba rzucenia rękawicy Juventusowi wcale nie jest mrzonką. Szczególnie w kontekście sytuacji, w której Stara Dama wydaje się mieć apogeum hegemonii za sobą, nie wspominając o Napoli. Sezon 2017/18, gdy Neapolitańczycy niemal do ostatniej kolejki bili się o Scudetto był prawdopodobnie szczytem, jaki zespół ten był w stanie osiągnąć w takim kształcie (szczególnie personalnym), w jakim trwa. Nie spodziewam się, żeby Carlo Ancelotti zdołał coś więcej wycisnąć z tej drużyny. Także Juventus po odejściu Marotty przeżywa chwile zamroczenia. Przed sezonem nie udało im się pozbyć Dybali, Higuaina, czy Mandżukicia, których pozbyć się niewątpliwie chcieli. Ronaldo zacznie w końcu obniżać loty, nie wiadomo, czy już w tym sezonie, ale w nieskończoność na szczycie nie będzie się utrzymywał. Dodajmy do tego ciężką kontuzję Chielliniego i nowe pomysły na ławce trenerskiej i mamy drużynę, która na pewno nie jest tak nietykalna, jak przez ostatnie lata. Można to wykorzystać! Do dzieła!

Źródło: inf.własna

Polecane newsy

Komentarze: 15

Ptasiek86

Ptasiek86

30 września 2019 | 21:17

Bardzo dobry tekst,no i to podsumowanie,zupełnie się z tym zgadzam należy to wykorzystać i do dzieła

Ilfenomeno

Ilfenomeno

30 września 2019 | 22:08

Dobry artykuł! Trzeba jeszcze dodać, że Inter nie wprowadził do składu takich zawodników jak Lazaro, Biraghi czy Sanchez. Ostatni mecz pokazał co może dać zawodnik z Chile. Nie dość, że co chwile pokazywał się na wolne pole to dyrygował kolegami z pomocy wymuszając na nich szybsza grę i to z pierwszej piłki. To może być tak mocne wzmocnienie jak Sensi. Czekam jeszcze na Kazaro bo gość na pewno pokaże dużo dobrych zagrań. Widać było, że ma dobre wrzutki i jest bardziej dynamiczny niż Antonio. Jak Conte go wdroży to bedzie petarda. Wspomnę jeszcze o Godinie bo jego wyprowadzenie piłki jest na tak wysokim poziomie, że to chyba jedyna rzecz jakiej brakowało w naszej formacji. Niech rozwija w tym elemencie pozostałych obrońców bo to ważny aspekt. Często robi to szybko i napędza kontry.

inter00

inter00

30 września 2019 | 22:14

Super tekst i w pełni się z nim zgadzam. Zrobiliśmy postępy nie tylko w transferach zawodników, ale zwłaszcza w sztabie. Marotta, nazywany koniem turyńskim zrobił kapitalną robotę w to mercato. Godin za darmo, Sensi za grosze, Alexis za miskę ryżu. Zainwestowaliśmy w trenera który natchnął tych chłopaków energią i chęcią zwycięstwa. transfer Pintusa również był kapitalny, co można zauważyć w końcówkach meczy, gdzie rywale opadają z sił. Do tego grona można dodać szefa marketingu Realu, który też został zakontraktowany. Ogólnie chińczyki zrobili kawał dobrej roboty, to nie to samo co było w Milanie, 200 mln wywalone w błoto, tylko mądre zagospodarowanie środków i inwestycje w przyszłość które się opłaciły. Do szczęścia brakuje tak na prawdę tylko polepszenia aktualnej kadry o klasowego pomocnika, oraz posiadanie własnego stadionu co znacząco zwiększyłoby przychody. Jednak jestem dobrej myśli, wyniki są, marka się rozwija, FFP już dawno jest za nami. Myślę że jeżeli w takim tempie się będziemy rozwijać jak do tej pory, to za 3-4 lata marketingowo będziemy mogli konkurować z największymi. I pomyśleć że 3 lata temu to Milan był traktowany jako ten który jako pierwszy odzyska blask :) Chwilo trwaj !!!

KawaOpole

KawaOpole

30 września 2019 | 22:46

Bardzo dobry artykuł.
Mam tylko nadzieję że nie jest na niego zbyt wcześnie, do tej pory były tylko kartkówki i sprawdziany za chwilę mamy maturę pisemną i ustna (Barca, Judki)
Nie muszą wygrać, ale chcę zobaczyć świetny zespół, dobra prace zarówno taktyczna, techniczną i mentalną, chce widzieć zespół który wyjdzie i nie bedzie dostawał od rywala w żadnym z tych elementów - - - po cichu wierzę że tak będzie

Maciej Pawul

Maciej Pawul

30 września 2019 | 22:53

O ile powody do optymizmu są, o tyle polecałbym jeszcze wstrzymać konie. Dwa najważniejsze sprawdziany w tym tygodniu, a przeciwnicy dopiero zaczynają się bać Interu. Redaktor Larry już wieszczył niegdyś zawojowanie ligi pod wodzą Spalettiego, a skończyło się ledwie, ledwie - więc jak wyskakuje z hurrafelietonem o obecnym Interze zaczynam się bać, żeby znowu nie wykrakał, pozdrawiam;)

Larry

Larry

30 września 2019 | 23:06

@up
Redaktor Larry nie wieszczył nigdy zawojowania ligi ze Spallem. Wieszczył powrót do LM (będąc przy tym przez większość tutejszego towarzystwa wyszydzany). I wywieszczył.

zzz

zzz

1 października 2019 | 00:55

świetny tekst! trafne spostrzeżenia

SINDBADSZYDERCA

SINDBADSZYDERCA

1 października 2019 | 03:20

Takie sobie wypociny...moim zdaniem jeszcze dużo czasu na jakiekolwiek podsumowania...no ale...jedna piąta...
Co nie zmienia faktu że.. FORZA INTER PER SEMPRE!!!

Maciej Pawul

Maciej Pawul

1 października 2019 | 07:16

Dobra, nie będę komentował. (edycja 2019.10.01 07:24 / Maciej Pawul)

Rahi

Rahi

1 października 2019 | 07:33

Dajta spokój, nie czas i miejsce na podszczypywanie. Jak będzie jeden remis (farsa) i zwycięstwo (jude) oficjalnie odszczekam słowa nt sabotażysty cunte.

braczkow

braczkow

1 października 2019 | 07:34

Założyłem konto żeby skomentować. Świetny artykuł, miło się to czytało.

Larry

Larry

1 października 2019 | 07:39

(edycja 2019.10.01 07:41 / Larry)

Viceroy81

Viceroy81

1 października 2019 | 09:20

A ja uważam że kluczowy będzie mecz z Borussią i Napoli żeby ocenić tego trenera i te transfery. Niema się co napalać.

Snake

Snake

1 października 2019 | 15:37

Wszystko fajnie ale Candreva wraca już do swojej normalnej, słabej dyspozycji bo to że biega raczej za dużo nie wnosi i już dawno powinno go tutaj nie być. O ile w ogóle powinien być sprowadzony...

A co do gry zespołu to mamy komplet punktów, ale trzeba powiedzieć, że ze Slavią zagraliśmy super słabo, a i mecz z Udine nie był najwyższych lotów. Oby to były to doświadczenia, które przyniosą poprawę.

Dwa ważne mecze teraz przed nami i one pokażą w jakim miejscu jesteśmy.

Podsumowując - optymizm, ale umiarkowany :)

LordGuziec

LordGuziec

2 października 2019 | 00:00

Bez urazy tekst spoko tylko to się pisze po połowie sezonu Dortmund co rusz psuje krew bayernowi do grudnia albo i dłużej a potem klapa i 2 miejsce więc jak tu jeden z kolegów spomniał ostudzmy rozgrzane głowy.


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich