Zanetti: Budujmy wspólną przyszłość

7 kwietnia 2020 | 09:21 Redaktor: Błażej Małolepszy Kategoria:Ogólna3 min. czytania

Ku pokrzepieniu serc w tych trudnych tygodniach, Javier Zanetti opublikował otwarty list skierowany do wszystkich ludzi Interu. Argentyńczyk, który jeszcze za życia stał się niekwestionowaną legendą klubu i nadal kontynuuje pracę na rzecz Nerazzurrich, wspomina w nim o wzlotach i upadkach, które towarzyszyły mu w jego zawodniczej karierze.

Poniżej część listu dotycząca m.in. finału Champions League z 2010 roku. Całą treść znajdziecie tutaj.

- Gdy zbliżał się maj 2010 roku, czuliśmy się niczym kierowca Formuły 1, który nie może pozwolić sobie na jeden zły zakręt. Graliśmy bez przerwy, a każdy trening był szansą na utrzymanie wysokiej koncentracji. Nigdy nie miałem problemów ze snem przed meczami, lecz inni, jak Cambiasso, mieli kłopoty z zaśnięciem. 

- Mam wiele migawek z tego wieczoru w Madrycie, które rozświetlają moją twarz, jak wtedy gdy uniosłem puchar. Kiedy wybiegliśmy na rozgrzewkę i zobaczyłem fanów Interu, wprost nie mogłem w to uwierzyć. Nie było ani jednego pustego miejsca. Powiedziałem sobie, że oni są tutaj dla nas i nie możemy ich zawieść. 

- W pomeczowym wywiadzie, pokazano mi zdjęcie Mediolanu. Piazza del Duomo było wypełnione, ulice zalewali ludzie, którzy szaleli z radości. Poruszyło mnie to, ponieważ zrozumiałem, ze moje szczęście i szczęście moich kolegów z drużyny było w cieniu radości fanów Nerazzurrich.

- Czy widziałeś kiedyś stadion otwarty i wypełniony o świcie? Myślę, że San Siro było najbardziej niezwykłym przykładem w historii. Wylądowaliśmy w Mediolanie i pojechaliśmy odebrać trofeum prosto na Meazza. Fani czekali za nami od szóstej rano. Nadal przyprawia mnie to o dreszcze, które nigdy nie odejdą. 

- To była czysta radość, nic namacalnego, wyłącznie prawdziwy uścisk. Wreszcie mogłem powiedzieć, że puchar jest nasz. Powrót do domu był przedsięwzięciem samym w sobie, a tłumy ludzi eskortowały nasze auta. Zawsze podziwiałem odporność fanów Interu i ich zdolność do bycia blisko zawodników. Odkąd tutaj przybyłem, empatia była czymś naturalnym. Nasi kibice są wyjątkowi. Zawsze na miejscu, popychają cię do przodu z głębią uczuć, która jest niezwykła.

- Właśnie dlatego, gdy zerwałem ścięgno Achillesa w Palermo i trafiłem do szatni pomyślałem, że za kilka dni przejdę operację, później rozpocznę rehabilitację i za kilka miesięcy powrócę na boisko. Byłem to winien sobie i ludziom Interu. Musieliśmy się pożegnać. Miałem wówczas 39 lat, więc wielu uważało, że tego dnia moja kariera dobiegła końca.

- Nigdy nie doznałem tak poważnej kontuzji, ale nie bałem się, nie dramatyzowałem. Wróciłem do pracy, krok po kroku, aż do mojego powrotu w meczu z Livorno. Zajęło mi to mniej niż 200 dni od momentu odniesienia kontuzji. Ryk, który powitał mnie tamtego dnia wynagrodził mi wszystkie wysiłki ostatnich miesięcy. Po powrocie do szatni powiedziałem sobie, że będzie to mój ostatni sezon. 

- Przybyłem w 1995 roku z butami w plastikowej torbie, a teraz jestem wiceprezydentem tego klubu. To niezwykła podróż, która pociąga za sobą olbrzymią odpowiedzialność. Uczyłem się, wkładałem serce, wykorzystałem swoje doświadczenie i wiedzę do radzenia sobie ze wszystkim, co trafiało na moje biurko. To bardziej skomplikowanie, niż wtedy, gdy musiałem jedynie gonić za piłką. To ogromne wyzwanie, ponieważ wciąż mam szansę pracować nad budową przyszłości tego klubu.

- Robiąc to pamiętam o naszych kibicach, naszej historii, koszulce Interu, tych wszystkich cierpieniach i radościach, których doświadczyliśmy. Skupiam się na przyszłości. Pragnę, aby była piękna dla wszystkich ludzi Interu. Kontynuujmy wspólnie budowanie przyszłości. 

Źródło: inter.it

Polecane newsy

Komentarze: 0


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich