Adriano: Inter pozostaje najważniejszy
Dla sporej części z nas początek kibicowskiej przygody ma związek z postacią fenomenalnego Ronaldo. Nie brakuje jednak przypadków, w których o miłości do czarno-niebieskich barw zaważył inny genialny Brazylijczyk Adriano.
Dawny postrach bramkarzy włoskiej Serie A w emocjonalnym wywiadzie opowiedział o swoich początkach w Mediolanie, wyjątkowej relacji z Massimo Morattim i wydarzeniu, które całkowicie odmieniło jego karierę.
- Inter pozostaje moim ulubionym klubem. Uwielbiam Flamengo, Sao Paulo, Corinthians... Uwielbiam wiele miejsc, w których grałem, ale Inter ma dla mnie wyjątkowe znaczenie. Włoska prasa? Ok, to już inna historia. Jednak Inter jako klub? Coś wspaniałego.
- Cholera, stary. Facet z faweli jak ja? Jestem Imperatorem we Włoszech? Jeszcze niczego nie zrobiłem, a już wszyscy traktowali mnie jak króla. To było szalone. Pamiętam, jak cała moja rodzina przylatywała do mnie z Rio. Musisz wiedzieć, że mówiąc o całej rodzinie, mam na myśli dosłownie całą rodzinę. W stylu brazylijskim. Nie tylko mamę i tatę, ale 44 osoby, stary! Kuzyni, ciotki, wujkowie, moi ludzie. Cała okolica wsiadała do tego samolotu.
- Wiadomość o ich wizycie dotarła do pana Morattiego, a on powiedział: To wyjątkowo chwila dla tego chłopaka, więc kupmy dla nich autobus. Moratti nakazał swoim ludziom zabezpieczyć cały autobus turystyczny. Możesz sobie wyobrazić 44 Brazylijczyków podczas trasy po Włoszech? Co tam się działo! To była jedna wielka impreza. Właśnie dlatego, nigdy nie powiem o nim złego słowa. Każdy klub powinien być prowadzony w ten sposób. Troszczył się o mnie jako o osobę.
- Wiesz, czasem myślę, że jestem jednym z najbardziej niezrozumianych piłkarzy na świecie. Ludzie naprawdę nie rozumieją, co mi się przydarzyło. Mają mylne wyobrażenia. Szczerze mówiąc, wszystko jest bardzo proste. W ciągu dziewięciu dni przeszedłem od najszczęśliwszego do najgorszego dnia w moim życiu. Z nieba do piekła. Poważnie.
- Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, ale po śmierci ojca piłka nożna nigdy nie była już dla mnie taka sama. On uwielbiał tę grę, więc ja też ją pokochałem. To było takie proste. To było moje przeznaczenie. Kiedy grałem, grałem dla swojej rodziny. Kiedy strzelałem, robiłem to dla nich. Więc kiedy zmarł mój ojciec, wszystko uległo zmianie.
- Byłem za oceanem, we Włoszech. Z dala od mojej rodziny i zwyczajnie nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Byłem strasznie przygnębiony. Zacząłem dużo pić. Nie chciało mi się trenować. To nie miało żadnego związku z Interem. Chciałem tylko wrócić do domu.
- Nie wszystkie kontuzje mają związek z fizycznością. Kiedy w 2011 roku zerwałem Achillesa, wiedziałem, że to koniec pod względem fizycznym. Możesz poddać się operacji, przejść rehabilitację i próbować kontynuować, ale nigdy nie będziesz już taki sam. Moja wybuchowość zniknęła. Brakowało mi równowagi. Nadal zresztą utykam, mam dziurę w kostce. Tak samo było, gdy zmarł mój ojciec. Tyle że blizna była we mnie. To proste. Mam jedną dziurę w kostce, drugą w duszy.
Źródło: The Players Tribune
Rahi
12 maja 2021 | 09:46
Mógł być Messim swojego pokolenia...
Morfo
12 maja 2021 | 11:29
Posypał się chłopak, dobry psycholog by go poskładał mentalnie, może tego brakowało.
Hagaen
13 maja 2021 | 15:39
Tak, ileż mógł osiągnąć... Cóż
Reklama