Marotta: własny stadion to nasze marzenie (wywiad)

9 sierpnia 2024 | 11:10 Redaktor: Paweł Świnarski Kategoria:Wywiady11 min. czytania

Beppe Marotta, prezes Interu, udzielił ekskluzywnego wywiadu dla Sette: oto główne wątki rozmowy dotyczące przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

Czy w wieku 19 lat, kiedy został Pan odpowiedzialnym za sektor młodzieżowy w Varese, miał Pan również przeszłość jako piłkarz?

- Będąc blisko wielu mistrzów, nauczyłem się również trochę grać (uśmiecha się). Dotarłem do poziomu Primavera, ale chęć bycia działaczem przeważyła nad karierą na boisku, która i tak byłaby ograniczona.

Jaka była Pańska pozycja na boisku?

- Pomocnik.

Kto był Pańskim mentorem?

- Mam szczególne wspomnienie Pietro Maroso, najpierw jako piłkarza, a potem trenera tego Varese. Był bratem Virgilio z wielkiego Torino. To on mnie wychował.

W 1980 roku sprowadził Pan do Varese Michelangelo Rampullę, w 1993 roku Christiana Vieri do Ravenny. Potem było wiele innych intuicyjnych ruchów: jak odkryć talent?

- To bardzo proste, ponieważ talent sam się wyróżnia dzięki swoim cechom, trudniej jest odkryć dobrego zawodnika.

Jak odróżnić jedno od drugiego?

- Posiadanie talentu nie wystarczy, by stać się mistrzem, ta cecha musi być wspierana przez ludzkie wartości, które rozwijają się przez lata: jeśli ktoś osiągnie dojrzałość, pozostając tylko dobrym graczem, który używa nóg, ale nie rozwija siebie, traci się. Widziałem wielu takich.

Czy Pańska praca bardzo się zmieniła?

- Wcześniej decyzje podejmował pojedynczy działacz, dziś mamy zespół składający się z obserwatorów i "technicznych", którzy analizują dane, wyniki, wydolność fizyczną. W niektórych przypadkach można wybrać zawodnika na podstawie algorytmów, co sprawia, że piłka nożna stała się mniej sielankowa, a bardziej przemysłowa.

Czy technologia jest niezawodna?

- Nie. To fundamentalny aspekt naszego społeczeństwa, ważne narzędzie, które może pomóc osiągnąć cel, ale nie jest decydujące przy ocenie końcowej, która zawsze potrzebuje ludzkiego elementu.

Czy jest zawodnik, który nadal Panu dziękuje za pomoc?

- Wielu i to nie tylko ci, którzy rozegrali dwie czy trzysta meczów w Serie A. Niektórzy grali tylko kilka lat jako zawodowcy, ale są mi wdzięczni za danie im szansy.

Czy jest ktoś, z kim ma Pan szczególną więź?

- Michelangelo Rampulla. Mamy kontakt, pozostał w piłce jako trener bramkarzy. Nasze kariery były równoległe, rozwijaliśmy się razem, kiedy go kupiłem, miał 18 lat, tylko 5 mniej ode mnie.

Pańskie pierwsze ważne stanowisko było w sektorze młodzieżowym, jak ważne są szkółki piłkarskie?

- Środowisko całkowicie się zmieniło. Dziś trenerzy, w każdej kategorii i w każdym klubie, są pod presją, by osiągać wyniki: uczą mało techniki podstawowej i skupiają się bardziej na taktyce. Dlatego jakość i kreatywność zawodników spadła w porównaniu do lat 70-80. Co więcej, talent statystycznie rodzi się w mniej zamożnych warstwach społecznych, a dziś jeśli nie zapłaci się wpisowego, nie można uprawiać piłki nożnej. To ryzykuje wykluczenie wielu potencjalnych mistrzów, którzy mogą żyć w rodzinach, które nie mogą pokryć tych kosztów. Dzieje się tak, ponieważ kluby nie mają dochodów, nie ma małego przedsiębiorcy, który umieszcza swoje nazwisko na koszulkach lub wiesza bannery. W parafiach nie ma już jałmużny, która pokrywałaby koszty utrzymania boisk.

Co Pan sugeruje?

- Bardziej niż kiedykolwiek konieczne jest wprowadzenie dyscyplin sportowych, w tym piłki nożnej, do systemu szkolnego. To tam nasze dzieci powinny zaczynać uprawiać sport, to ich prawo. Dzieci muszą grać, a nie tylko patrzeć na tych, którzy to robią. Ważne jest, aby konfrontowali się na boisku, to służy ich rozwojowi fizycznemu i charakterologicznemu.

Dwa nieudane Mundiale i mistrzostwa Europy, z którego wyszliśmy w kiepskim stylu: zbyt wielu obcokrajowców w Serie A?

- To nie ich wina, wręcz przeciwnie, jeśli są dobrzy, pomagają rozwijać młodych zawodników z naszych akademii. Wróćmy do wcześniejszego tematu, to, czego dziś brakuje, to otwarcie na świat piłki nożnej, świat, który nie jest już dostępny dla wszystkich.

Czy Inter również planuje stworzyć drugą drużynę?

- Nie od razu. Z pewnością jest to narzędzie przydatne do rozwoju i dojrzewania młodych zawodników, dziś między drużyną Primavera a pierwszym zespołem jest luka wiekowa, która nie pozwala na pozytywną wymianę. Posiadanie drugiej drużyny oznacza stworzenie grupy, z której może korzystać trener pierwszej drużyny.

To ważne, biorąc pod uwagę, jak często gracie.

- Tak, jest zbyt wiele meczów, co jest również brakiem szacunku dla zawodników, którzy są ludźmi i mają trudności z wytrzymaniem tak wysokiej presji sportowej.

Wiele klubów ma zagranicznych właścicieli: czy mecenat w Włoszech się skończył?

- Zanika we wszystkich kategoriach, od trzeciej ligi do Serie A. Pozostało tylko kilka wyjątków. Dziś w Lombardii jest 5 drużyn Serie A, z czego 4 są w rękach zagranicznych. Gdyby Inter i Milan nie miały tej formy zarządzania od kilku lat, byłyby w sytuacjach, które określiłbym jako dramatyczne. Na szczęście byli inwestorzy zagraniczni, którzy w nas uwierzyli, oczywiście tworząc zupełnie inny model zarządzania: teraz koncepcja zrównoważonego rozwoju jest kluczowa, a zarządzanie jest bardziej podobne do tego w firmie, gdzie wyniki finansowe są ważniejsze niż jakiekolwiek inne cele.

Czy istnieje ryzyko oddalenia się od kibiców?

- Nie, najważniejsze jest stworzenie widowiska. Ludzie chcą przede wszystkim zobaczyć dobry mecz, dlatego przychodzą na stadion. Tak było w przeszłości, kiedy właścicielami byli Włosi, i tak jest dziś.

Czy jest piłkarz, którego gonił Pan bez sukcesu?

- Było ich kilku. Ale działacz musi mieć ambicję, by zawsze celować wysoko i nie bać się: nieosiągnięcie celu nie jest porażką. Zawsze trzeba próbować, bez odwagi w sporcie nie osiąga się wyników.

Czy zrobił Pan kiedyś coś szalonego, by przekonać zawodnika do przyjścia do swojej drużyny?

- Bardzo często zdarza się, że aby zdobyć zgodę zawodnika, musisz zrobić większy krok... Kiedy są bardzo młodzi, musisz najpierw przekonać rodziców, a kiedy są dojrzali, to ich partnerki.

Prezes, z którym walczył Pan najbardziej?

- Miałem wielu, i to całkowicie różnych: od rodziny Agnelli po "specyficzne" postacie jak Zamparini. On, na przykład, wiedział dużo o piłce nożnej i bywał bardzo trudnym przeciwnikiem w dyskusjach.

Dziś w Interze prezesem jest Pan. Jak Pan ocenia swoją obecną pozycję?

- Jestem wdzięczny Oaktree za zaufanie. Liczę na silną strukturę organizacyjną, zespół bardzo poważnych, a także kompetentnych profesjonalistów oraz publiczność, która jest naszym dodatkowym atutem. Zamierzam wdrożyć doświadczenie zdobyte w poprzednich latach.

Osiem lat w Juventusie, jakie jest najpiękniejsze wspomnienie z tego okresu?

- Pierwsze mistrzostwo zdobyte w Trieście na neutralnym terenie przeciwko Cagliari. Dla mnie, który myślałem, że już dotknąłem nieba, awansując z Sampdorią do Ligi Mistrzów, to zwycięstwo było wyjątkowe. Potem przyszły trzy finały Ligi Mistrzów i za każdym razem, gdy osiągasz nowy cel, myślisz, że to ten najważniejszy. Piękno sportu polega na tym, że zawsze każe Ci dążyć do kolejnego kroku.

Wspomniał Pan o Sampdorii, co było w niej takiego magicznego?

- Przede wszystkim koszulka, była wyjątkowa. Potem była ta dziwna chemia, która czasami tworzy się, łącząc wszystkie elementy klubu, od magazyniera po prezesa: i wszyscy dają z siebie wszystko. W ten sposób Dawid staje się Goliatem.

W 2005 roku do Sampdorii dołączył Simone Inzaghi. Jak go Pan wspomina?

- Pamiętam dobrze, dołączył do nas w styczniu w ramach wymiany z Bazzanim. Simone był zawodnikiem, który był ceniony przez wszystkich.

Przejdźmy do dzisiaj: mistrzostwa, finał Ligi Mistrzów i druga gwiazdka, jaki jest kolejny cel Nerazzurrich?

- Przede wszystkim Inter to Inter, to, co zrobiono pod moim kierownictwem, nie jest niczym nadzwyczajnym, ponieważ był to zespół przyzwyczajony do wygrywania. Przeszedł przez okres mroku i cierpienia, dlatego gdy wspólnie odzyskaliśmy pierwsze mistrzostwo, to jakbyśmy zdobyli ich trzy, a gdy w maju zdobyliśmy kolejne, dodając drugą gwiazdkę, to jakby to nowe mistrzostwo miało ich dziesięć. Teraz Inter wrócił do bycia tym, czym zawsze był w historii, celem jest dążenie do szczytu. Marzeniem jest podarowanie sobie Ligi Mistrzów. Podnoszenie poprzeczki nie jest aktem pychy, ale dumy i świadomości. Musimy spróbować, najważniejsze, by nie mieć żadnych żalów.

Po radości z dwóch mistrzostw przyszedł moment pożegnania z Lukaku, czy to rozczarowanie?

- Nie nazwałbym tego tak. Epizod z Lukaku miał niewielkie znaczenie w porównaniu do wszystkich pozytywnych emocji i adrenaliny, które przeżyliśmy w tych latach.

Czy chciałby Pan ponownie zobaczyć Lukaku w Interze?

- Wszyscy musimy podziękować Lukaku za to, co zrobił, zawsze się angażował i zawsze dawał z siebie wszystko. Zapamiętajmy go za to: za dobre rzeczy, nie za te złe. I nie zapominajmy, że była to najbardziej niezwykła, wyjątkowa i pozytywna operacja w historii Interu. Wypromowaliśmy go w sposób niesamowity i to przyniosło ważne wyniki z punktu widzenia ekonomicznego, umożliwiając zdobycie drugiej gwiazdki. Z nim zdobyliśmy mistrzostwo, które na zawsze zostanie zapisane w historii Interu.

Jak ocenia Pan nadchodzący sezon?

- Jestem z natury optymistą, będzie wspaniały.

Jaki jest stan projektu nowego stadionu?

- Brakuje nam domu. Dziś mamy San Siro, które dzielimy z innym zespołem, ale własne miejsce wzmocniłoby to wielkie poczucie przynależności, które jest ważną cechą w życiu klubu piłkarskiego. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby zrealizować to marzenie, które jest naszym marzeniem i marzeniem naszych kibiców. Walczymy z włoską biurokracją, która wydłuża czas.

Dom dla Interu oznacza również coś więcej niż tylko boisko piłkarskie?

- Miasto sportowe byłoby świetną rzeczą. Niestety, nie jest łatwe do zrealizowania, ale przynajmniej stadion jest niezbędny.

San Siro jest zawsze pełne, jaką pojemność planujecie dla nowej areny?

- Dla projektu w Rozzano myślimy o 70 tysiącach miejsc.

Co chciałby Pan zmienić w Serie A?

- Klimat, jaki panuje na poziomie zarządzania, jest pełen konfliktów, czasem wręcz przesadnych. W kontekście sportowym wprowadziłbym ważną koncepcję, której nam brakuje – kulturę porażki. Często, kiedy przegrywa się mecz, staje się to dramatem, a nie powinno tak być, każda porażka pomaga się rozwijać. Negatywne lub przesadne zachowania w Serie A są naśladowane w niższych kategoriach. Na boiskach młodzieżowych widzimy starcia na i poza boiskiem, które trafiają na pierwsze strony gazet. Musimy dawać przykład.

Masz dwoje bliźniaków, pasjonują się piłką nożną?

- Elena zdecydowanie bardziej, Giovanni trochę mniej, ale prawdopodobnie jest zły, bo nigdy mnie nie ma. Mają 14 lat.

Jaki jest Pan jako ojciec?

- Jestem winien moim dzieciom. Uważam, że obecność, ta fizyczna, daje im poczucie bezpieczeństwa, jedności, przynależności do rodziny. Pod tym względem jestem bardzo zaniedbany. Obawiam się, że będę tego żałować.

Zawsze jest Pan na stadionie.

- Tak, może nawet zbyt często. Za moją pracą w świecie piłki stoi wielka miłość.

A komu kibicują Pańskie dzieci?

- Są fanami Marotty.

A Pańska ulubiona drużyna?

- Urodziłem się i dorastałem w Varese. Tam grałem i zacząłem swoją karierę jako działacz. Niestety, teraz jest w bardzo niskiej lidze i trudno jest o emocje. A emocje w piłce nożnej to wszystko.

Źródło: fcinter1908

Polecane newsy

Komentarze: 1

Larry

Larry

9 sierpnia 2024 | 20:01

Uwielbiam tego człowieka


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich