Obszerny wywiad z Marcusem Thuramem - polecamy!

27 grudnia 2024 | 10:40 Redaktor: Paweł Świnarski Kategoria:Wywiady7 min. czytania

Marcus Thuram udzielił obszernego wywiadu „La Gazzetta dello Sport” w przeddzień meczu ligowego z Cagliari. Francuski napastnik, będący jednym z bohaterów świetnego początku sezonu Interu, opowiedział o swojej karierze, relacjach w drużynie i ambicjach.

- Czy to najwyższy moment w mojej karierze? Tak. W Interze czuję pełne zaufanie. I to dzięki tym, którzy mnie otaczają: kolegom z drużyny, trenerowi, klubowi. Nie wiem, dokąd mogę dojść, i nie myślę o tym, bo mnie to prawie irytuje. Liczy się pasja, a nie ograniczenia. Po co mówić: „zdobędę tyle lub tyle bramek”? Mam jeszcze wiele do poprawy, na przykład w grze głową czy w szybkości. Czuję, że jestem silniejszy niż na początku sezonu. A w styczniu będę jeszcze lepszy. Teraz na przykład wyprzedzam ruch piłki Dimarco, bo już wiem, co zrobi. To samo z Mickim. To wiedza i doświadczenie.

O relacjach z Lautaro Martinezem:

- Jakim jest kapitanem? Mówi, kiedy trzeba, nigdy bez potrzeby. Jesteśmy różni i to nas łączy. Gdyby był taki jak ja, powiedziałbym: „Ej, ale ty jesteś uparty!”. Ja daję mu coś, czego on nie ma, a on mi daje to samo w zamian. A poza boiskiem? On jest żonaty… Ale kiedy jesteśmy daleko, na przykład na zgrupowaniach reprezentacji, często się dzwonimy. Może po prostu za sobą tęsknimy… Przed meczami, po meczach, cały czas.

Na temat klauzuli odejścia i przyszłości:

- Klauzula wynosi 85 milionów? To wysoka kwota… Powiem jasno: nigdy nie odejdę z Interu, korzystając z tej klauzuli, ze względu na relacje, jakie tutaj mam. Ta kwota jest, ale nigdy nie będę sam podejmował decyzji. Jeśli coś się wydarzy, zawsze będzie to rozmowa z klubem.

Champions League czy scudetto?

- Nie potrafię wybrać, moim celem jest wygranie wszystkich pięciu trofeów. Jeśli postawię wszystko na Ligę Mistrzów i jej nie wygram, co wtedy? Wystarczyłoby mi jedno. Ale nie powiem które, może to Puchar Włoch (śmiech). Czy Inter jest w elicie Europy? Tak. Uważam Inter za jedną z największych drużyn w Europie. Czuję, że budzimy strach. Nie widzę ani jednego klubu, który byłby od nas lepszy. Jest 5-6 drużyn w Lidze Mistrzów, które są najmocniejsze. My jesteśmy wśród nich.

Nie byłby pan tak dobry, gdyby nie był synem Liliana Thurama?

- Nie. Mój ojciec był dla mnie kluczowy, zarówno w młodości, jak i teraz. Dzięki niemu oszczędzam czas – jedno jego słowo to dla mnie równowartość 2-3 tygodni pracy kogoś innego.

Dziś to pan jest ojcem Marcusa, czy nadal pozostaje pan synem Liliana?

- Nadal jestem jego synem. Jestem też starszym bratem Khephrena. Jestem dumny z mojej rodziny.

Czy bycie synem mistrza było dla pana ciężarem?

- Czasami tak. Ojciec mnie ostrzegał: „Będą cię oceniać przez pryzmat nazwiska, będą mówić, że jesteś tu tylko dlatego, że jesteś moim synem”. Nie było łatwo, gdy byłem dzieckiem, słyszeć złośliwości od rodziców innych dzieci, z którymi grałem. Odpowiadałem: „Wiecie, jeśli strzelam gola, to nie dlatego, że bramkarz przesuwa się, żeby syn Liliana mógł strzelić”.

Z Khephrenem zakładacie się, kto zdobędzie więcej trofeów w tym sezonie?

- Była okazja, żebyśmy grali razem, kiedy Nicea chciała mnie sprowadzić z Borussii, ale nic z tego nie wyszło. Zakładów z nim nie mam, życzę mu jak najlepiej. No, może nie drużynie, w której gra…

Jest naprawdę lepszy od pana?

- Tak, jest. A wie pan dlaczego? Bo może uczyć się od taty, a potem od brata. Ma szczęście.

Jest pan fanem mangi. Z kim się pan identyfikuje?

- Moja ulubiona to „Dragon Ball Z”, a postać to Super Saiyan 4. Jest szybki, potężny, uwielbiam go. Lubię też „Captain Tsubasa” (w Polsce „Holly i Benji”) – kibicowałem Markowi Lendersowi, który zaczynał jako skrzydłowy, a potem został napastnikiem, tak jak ja.

Co pan czuł podczas zasłabnięcia Bove?

- Byłem sparaliżowany, miałem krew zmrożoną w żyłach, nie wiedziałem, co robić. To była pobudka do życia. Po meczu zadzwoniłem do wszystkich, których kocham, jeden po drugim, żeby powiedzieć im, jak bardzo ich kocham.

Ma pan wrażenie, że futbolowy świat zawsze musi iść do przodu?

- Piłka nożna to biznes. W grę wchodzą pieniądze i ludzie, którzy muszą zarabiać. Ale my, piłkarze we Florencji, zatrzymaliśmy się. Jesteśmy ludźmi i takie rzeczy mogą przydarzyć się każdemu. Dobrze, że przerwano wtedy mecz.

Robi się wystarczająco dużo dla zdrowia piłkarzy? Także psychicznego?

- Nie jest łatwo radzić sobie z presją, ale wszystko zależy od podejścia. Ja naprawdę kocham piłkę, to moje życie. Davide (Frattesi) miał rację, mówiąc młodszym, żeby nie brali wszystkiego na 100%. Jeśli stracimy radość z gry, jesteśmy skończeni. Ważne jest, by umieć się odciąć, na przykład od mediów społecznościowych. One są szkodliwe dla piłkarzy. Kiedy popełniamy błąd w meczu, nie zabijamy nikogo, zdarza się. Zawsze jest następny mecz, by się poprawić.

Podczas Euro pan i inni francuscy piłkarze zajęliście stanowisko przeciwko Le Pen. Dlaczego we Włoszech nie ma takiej wrażliwości?

- Mogę mówić za siebie. To było naturalne dla mnie i Kyliana (Mbappé). Jesteśmy młodzi, czarni, i dobrze było zrozumieć, co się dzieje, a potem zabrać głos.

Doświadczył pan rasizmu we Włoszech?

- Nigdy osobiście.

Gdyby to się zdarzyło, jak by pan zareagował?

- Nie milczałbym. Mówienie nie jest dla mnie problemem, tak samo jak wskazywanie rzeczy, które uważam za niesprawiedliwe. Nie oceniam tych, którzy postępują inaczej.

Adriano to pana idol. Co pan czuje, widząc go dziś?

- Czytałem, że jest szczęśliwy w swojej faweli. Na Instagramie widzę go uśmiechniętego i to się liczy.

Wie pan, że Simone Inzaghi strzelił cztery gole w jednym meczu Ligi Mistrzów?

- Nie wiedziałem. Wątpię, że mi się uda – po dwóch golach trener mnie zmienia (śmiech).

Dlaczego zawsze się pan uśmiecha?

- Jestem szczęśliwy. Robię w życiu to, co zawsze chciałem. Dlaczego miałbym się nie uśmiechać?

Jak wygląda pana relacja ze snem?

- Każde popołudnie, kiedy nie ma treningu, śpię. I nie nastawiam budzika. To jak rosyjska ruletka – kiedy się obudzę, to się obudzę.

A poduszka w podróży?

- Zawsze zabieram ją ze sobą. Muszę wiedzieć, że mogę wygodnie oprzeć głowę.

Gdzie widzi pan siebie za 15 lat?

- Chciałbym robić to, co Titì Henry, w CBS. Chciałbym pracować w amerykańskiej telewizji – tam podejście jest bardziej na luzie. W Europie traktujemy wszystko zbyt poważnie. A tak poza tym, chciałbym mieszkać w Stanach Zjednoczonych.

Na boisku ma pan coś z Henry’ego, prawda?

- Ależ skąd… On był na innym poziomie. Rozmawiamy często, łatwiej jest z nim porozmawiać niż z moim ojcem. Opowiadał mi, że we Włoszech kazali mu grać jako piąty pomocnik, jak to możliwe?

Wszystko prawda.

- W życiu wszystko zależy od miejsca, w którym się znajdujesz.

Na zakończenie o Simone Inzaghim:

- Staram się robić wszystko, co każe. I nie wiem jak, ale każda rzecz, którą mi sugeruje, potem się dzieje.

Źródło: fcinternews

M12 FUEL™ Subkompaktowa wiertarko-wkrętarka z udarem Milwaukee 4933479870 - kupisz na mspot.pl

Polecane newsy

Komentarze: 0


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich