Sinisa Mihajlović – wojownik, geniusz rzutów wolnych

20 lutego 2025 | 10:27 Redaktor: Paweł Świnarski Kategoria:Ogólna3 min. czytania

Dziś 56. urodziny obchodziłby Sinisa Mihajlović. Aż trudno uwierzyć, że nie ma go już wśród nas. Był twardzielem na boisku i poza nim, piłkarzem o złotym lewym uderzeniu i równie twardym charakterze. Wojownik, który nigdy się nie poddawał – ani wtedy, gdy na murawie musiał walczyć z napastnikami, ani wtedy, gdy przyszło mu zmierzyć się z największym rywalem – białaczką.

Serb nie był zwykłym piłkarzem, był prawdziwym gladiatorem. Grał dla takich klubów jak Vojvodina, Crvena Zvezda, Roma, Sampdoria, Lazio i Inter, ale to właśnie w rzymskich klubach zyskał status legendy. Nie tylko jako defensor, ale i artysta rzutów wolnych. Jego lewa noga była jak chirurgiczny skalpel – precyzyjna, zabójcza, nie do zatrzymania. 50 bramek z rzutów wolnych w karierze – rekord, który pobił dopiero Lionel Messi. A jak ktoś chciał sprawdzić jego siłę, to Sinisa chętnie testował przeciwników… łokciem lub słowną potyczką.

Jego charakter był trudny do podrobienia. Twardziel, który nie lubił półśrodków, a jego „dyskusje” z rywalami często kończyły się wymianą ciosów. Pamiętacie mecz z Arsenalem w Lidze Mistrzów? Patrick Vieira nie wytrzymał presji, a Mihajlović nie zamierzał się cofać. Jego starcia z Marco Materazzim w derbach Mediolanu też były godne scenariusza filmowego – najpierw walczyli, potem zostali najlepszymi przyjaciółmi.

Anegdot o nim nie brakuje. W Crvenej Zveździe, gdy drużyna miała rzut wolny, podobno trener od razu mógł dopisywać gola do wyniku. W Lazio jednego razu, kiedy kolega z drużyny chciał wykonać „jego” wolnego, Sinisa rzucił krótkie: „Odejdź, zanim stanie ci się krzywda”. Piłka chwilę później wpadła do siatki, a kolega już nigdy więcej się nie wychylał.

Ale Mihajlović to nie tylko brutal i mistrz wolnych. To także człowiek z wielkim sercem, który w swojej karierze pomógł niezliczonej liczbie młodych piłkarzy. Jego podejście do futbolu było surowe, ale sprawiedliwe – jeśli ktoś się starał, miał jego szacunek, jeśli nie – nie miał czego szukać w jego drużynie.

Odszedł za wcześnie, zostawiając po sobie pustkę, której nie da się wypełnić. Gdy walczył z chorobą, robił to jak zawsze – bez strachu, z podniesioną głową. „Nie chcę, by mnie żałowano” – mówił, gdy ogłosił światu swoją diagnozę. I tak też zapamięta go piłkarski świat.

Dziś, w dniu jego urodzin, można sobie tylko wyobrazić, jak wyglądałaby Serie A, gdyby wciąż był wśród nas. Pewnie znów słyszelibyśmy jego krzyk z ławki, kolejne soczyste uwagi w stronę sędziego i widzieli, jak jego drużyny grają z pasją. Ciao, Sinisa. Tacy ludzie jak ty nigdy nie odchodzą naprawdę.

Źródło: intermediolan.com

Polecane newsy

Komentarze: 0


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich