Inter nieobecny jak Curva Nord
Gorycz, rozczarowanie, szok, niedowierzanie – to uczucia, które dominują dziś wśród kibiców Interu po jednej z najbardziej wstydliwych nocy w historii klubu. Finał Ligi Mistrzów 2025, który miał być ukoronowaniem sezonu, zamienił się w koszmar: PSG zdeklasowało Nerazzurrich 5:0. To nie tylko kolejne trofeum, które wymknęło się z rąk, ale także najbardziej bolesna porażka, jaka mogła spotkać tę drużynę.
Inter w Monachium był nie do poznania – wystraszony, zagubiony, jakby nieobecny. Zespół, który przez cały sezon grał jak maszyna, w najważniejszym momencie po prostu... zniknął. Na boisku istniała tylko jedna drużyna – PSG. Luis Enrique rozgrywał swoją drużynę jak w grze wideo, robiąc z Inzaghiego figuranta i serwując mu lodowaty deser upokorzenia. I choć faza grupowa i pucharowa smakowały jak najlepsza przystawka i danie główne, finał okazał się zatrutym deserem.
Pierwszy cios zadał Hakimi – klasyczne „prawo byłego”, przypieczętowane przeprosinami wobec kibiców Interu. Potem było tylko gorzej: dwa trafienia Doué, gole Kvaratskhelii i Mayulu – i PSG zasiadło na europejskim tronie. Inter, mimo złotych strojów, nie przypominał drużyny marzeń. Był tylko cieniem samego siebie.
Dopełnieniem dramatu była nieobecność Curva Nord – fizyczna i symboliczna. Klubowa polityka sprzedaży biletów sprawiła, że fanatyczny sektor Interu był praktycznie nieobecny na trybunach Allianz Areny. Sektor gości – choć ubrany w czarno-niebieskie barwy – nie żył, nie dopingował, nie istniał. Kibice PSG dominowali nie tylko na boisku, ale i na trybunach.
I wreszcie pytania, które bolą najbardziej. Dlaczego ta drużyna nie zagrała? Gdzie była wspominana przez wielu „świadomość” zdobyta w Stambule? Dlaczego, skoro rok temu przegrana z City bolała, to dziś czujemy się, jakby nas rozjechano walcem?
Co dalej?
To pytanie musi paść. Przyszłość Simone Inzaghiego wisi na włosku, ale nie tylko on musi się zastanowić. Klub – od właścicieli po piłkarzy – musi spojrzeć w lustro. Słowa już nie wystarczą. Potrzebne są czyny. Pokora. I być może – mała rewolucja.
Bo nikt nie chce, by Monachium 2025 było wspomnieniem, które na zawsze przyćmi wszystko, co wcześniej udało się zbudować.
Źródło: fcinternews
PasywnoAgresywny
1 czerwca 2025 | 10:39
Mała rewolucja? Mamy do wymiany połowę ataku, połowę pomocy i 1/3 obrony. Jedynie bramkarze dowożą tyle że Martinez w kolejnym sezonie powinien być nr1 a Sommer zmiennikiem. Za 60 baniek raczej tej wymiany składu nie zrobimy
Kiksu
1 czerwca 2025 | 10:42
Ja jestem zdemolowany psychicznie. Nie potrafię znaleźć sensownej odpowiedzi na to co się stało. Rozumiem że mogło dopasc kilku zawodników zwątpienie, strach ale ta demolka nie ma uzasadnienia. Dziwi mnie brak reakcji po przerwie. Drugie dno tej porażki wydaje się najbardziej prawdopodobne. Zawodnicy rozgoryczeni juz po meczu z Lazio dobici przez plotki o odejsciu Simone do Arabii dopełniły wczorajszy widok. PSG zagralo wybitnie ale tylko dlatego ze im na to pozwoliliśmy. Co dalej? Nic. Bedzie tak jak zwykle. PAZZA INTER! (edycja 2025.06.01 10:43 / Kiksu)
Maradon.
1 czerwca 2025 | 11:16
Ja uważam, że owszem byliśmy na papierze dużo słabsi, ALE zadaniem trenera jest neutralizacja mocnych stron drużyny przeciwnej a tu kompletnie nic nie zrobiliśmy- karygodne bledy sztabu jakby zamiast analizować rywala, ciężko trenować oni robili sobie grilla i pili piwko. Atmosferka była do meczu a później tylko złość i smutek. Trzeba zmian, Szymek niech zostaje ale tylko wtedy kiedy zarząd da mu w końcu pieniądze na transfery a nie latanie dziur zawodnikami 35 lat
vlodek2532
1 czerwca 2025 | 11:44
no był pewnie grill na pożegnanie Correi
Oba
1 czerwca 2025 | 11:25
Najprzyjemniejszy moment finału to jak Hakimi nie celebrował bramki. I to mowi wszystko o tym jak zagraliśmy.
Dziarski
1 czerwca 2025 | 11:52
Takie mecze wygrywa się psychiką, było wiadomo, że fizycznie jesteśmy słabsi i psg od samego początku narzuconym pressingiem, poprzez dominację fizyczną, złamało nas psychicznie. Byli bardzo dobrze przygotowani taktycznie, zablokowali kluczowych zawodników w środku pola licząc na odrobinę szczęścia, że bokami nam nic wyjdzie, padły szybko dwie bramki i potem już było pozamiatane.. Jak dobrze taktycznie byli przygotowani widać po strzałach na bramkę - uparcie walili na krótki słupek, odwrotnie do Yamala, którego Sommer skasował. W powtórkach widać jak Sommer chwile przed strzałem zawsze przeskakuje na długi słupek odsłaniając krótki, oni to ewidentnie wiedzieli..
Reklama