Rumuński generał w Mediolanie - Mircea Lucescu
Wyobraźcie sobie Mediolan końcówki lat 90.: techno pulsujące na ulicach, Ronaldo błyszczy na boisku, a na ławce trenerskiej Interu zasiada człowiek z Bukaresztu… To już fragment historii, ale tę historię napisał Lucescu.
Mircea Lucescu objął Inter w grudniu 1998 roku, w momencie, gdy Nerazzurri szukali impulsu, by zniwelować stratę do czołówki Serie A. Zastał zgraję wielkich nazwisk – Ronaldo, Baggio, Pirlo, Zanetti – a mimo to, jak dowcipny sędzia teatralnych przedstawień, potrafił utrzymać ich w linii, choć z humorem i luzem.
W jednym z wywiadów przyznał, że częściej spotykał się z 'problematycznym' Ronaldo niż z własnymi dziećmi– legenda głosi, że „zabrał Ronaldo z treningu”, by… omówić z nim plan ruszenia Interu do przodu.
Jego epizod trwał do marca 1999 roku i zakończył się porażką w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Manchesterem United, lecz nie był bezbarwny. Dziś zwykło się mówić o Lucescu z humorem: „On wszedł do szatni, jakby przyprowadził całą rumuńską orkiestrę – twardy, meloman, ale z pasją”. I rzeczywiście, zespół był bardziej zorganizowany, energiczny, choć brakowało mu czasu na zbudowanie długotrwałej formy, która mogłaby stać się fundamentem pod sukces.
Ta krótka przygoda sprzyjała jednak dialogowi między władzami Interu a rumuńskim futbolem – już wtedy wskazywała, że w Bukareszcie i Doniecku rodzą się szkoleniowe pokolenia o międzynarodowym formacie. Sam Lucescu po Interze poprowadził m.in. Galatasaray, Besiktas, ale najbardziej zapisał się jako architekt sukcesów Szachtara Donieck: skompletował z nim osiem mistrzostw Ukrainy i triumf w Pucharze UEFA 2009.
Dziś, gdy Cristian Chivu – były środkowy obrońca, mistrz Serie A i Ligi Mistrzów – przebija się na ławkę trenerską Nerazzurrich, pojawia się naturalny paralelizm. Lucescu był pionierem – Rumun w mozaice włoskiej, trochę outsider z wyniosłymi pomysłami, który pokazał, że rumuńska myśl szkoleniowa potrafi zamieszać w Europie. Chivu idzie teraz jego śladem, tylko w kolejnych kolorach.
Podobieństwa i kontrasty? Lucescu – doświadczony weteran, metodyczny reformator, który łagodził temperamenty Ronaldo i Pirlo, po czym wyjechał zdobywać Europę w Doniecku. Chivu – człowiek z historią w Interze, obrońca z mistrzowską blachą, teraz trener z ognistym zacięciem, szybki debiutant, ale z DNA klubu i doświadczeniem w pracy z młodzieżą.
Na koniec cytat z rumuńskiej legendy: „Inter to nie klub, to teatr dusz i emocji” – i tak, Lucescu wpisał się w tę opowieść. A dziś, patrząc na Chivu, można tylko dodać: akcja trwa.
Źródło: intermediolan.com
mroczny elf
10 czerwca 2025 | 11:06
Dajcie Chivu czas. Może 10 męczy w lidze. A nie pompowanie balonika.
shakurspeare
10 czerwca 2025 | 13:47
(edycja 2025.06.10 13:47 / shakurspeare)
jacodj
10 czerwca 2025 | 14:59
To były takie czasy że człowiek nawet nie miał gdzie się dowiedzieć że trenera zwolnili. Ale piękne czasy.
Reklama