Matthäus: Trapattoni przekonał mnie do Interu, kibice Nerazzurrich byli wyjątkowi
Lothar Matthäus ujawnia kulisy swojego transferu do Interu i wspomina wyjątkową rolę kibiców Nerazzurrich oraz pamiętną rozmowę z Bergomim.
Podczas wystąpienia na scenie Auditorium Santa Chiara w Trydencie, w ramach Festiwalu Sportu 2025, Lothar Matthäus opowiedział o okolicznościach swojego przejścia do Interu. Dlaczego wybrał właśnie Nerazzurrich?
- Trapattoni mnie przekonał. Nie tylko Inter się mną interesował – choćby Juventus był mną zainteresowany, było wiele klubów, które mnie obserwowały. Ale to Trapattoni rzeczywiście walczył, żeby mnie mieć w swojej drużynie. Pracowali z nim Müller i Rummenigge, którzy mi o nim opowiadali. Dlatego postanowiłem zagrać dla Interu.
Co możesz powiedzieć o kibicach Interu i o numerze 10?
- Kibice Interu dawali nam ogromną energię, byli naszym dwunastym zawodnikiem. Gdy przybyłem w 1988 roku, zapisaliśmy się w historii, a fani tego nie zapominają. Noszenie dziesiątki w tym klubie było czymś szczególnym, bo grałem w czasach, gdy ten numer nosili Platini, Zico, Maradona i ci znakomici piłkarze. To był zaszczyt, ale też stres, zwłaszcza że kibice Interu zbyt długo czekali na kolejne Scudetto. Czułem wielką odpowiedzialność, zaufanie i pasję.
O Scudetto: przyszło po tym, jak do Interu trafili Niemcy. Co wy wnieśliście do drużyny?
- Nie byliśmy pierwszymi Niemcami w Interze, ale prawdopodobnie wnieśliśmy wiarę w siebie, którą mieliśmy z Bayernu, zespołu przyzwyczajonego do wygrywania trofeów. Byłem dumny, że mogłem przynieść także głód zwycięstwa. Czasem tej drużynie brakowało pewności, bo sukcesu nie było od dawna. Pamiętam szczególny mecz.
Jaki?
- Mecz z Bologną, byliśmy liderami tabeli. Przyszedł kapitan, Bergomi, mistrz świata. Powiedział mi: – Byłbym zadowolony nawet z remisu, bo to trudny teren. – Odpowiedziałem mu, że nie powinniśmy się zadowalać, chciałem wygrać 4:0. Ostatecznie wygraliśmy 6:0. To była silna drużyna, brakowało jej tylko świadomości własnej wartości.
Jak wyglądało twoje pożegnanie z Interem?
- W 1992 roku zerwałem więzadło krzyżowe przednie w meczu z Parmą. To bardzo niebezpieczna kontuzja dla piłkarza, mogąca wpłynąć na karierę. Przeszedłem operację, ale gdy wróciłem, zobaczyłem, jak wiele się zmieniło. Zmienił się trener. Zastanawiałem się, bo lata wcześniej Trapattoni walczył o mnie, a od nowego szkoleniowca nie dostałem nawet telefonu. Tak samo Pellegrini nie interesował się specjalnie moją sytuacją. Kibice nie mieli z tym nic wspólnego – oni zawsze mnie wspierali. Beckenbauer zadzwonił do mnie, sprawił, że znów poczułem się ważny, zapraszając mnie do Niemiec.
Czy Inter Chivu jest lepszy od Interu Inzaghiego?
- Nie.
Czy Inter Chivu może zdobyć Scudetto?
- Tak, walka o Scudetto jest otwarta.
Czy podczas przegranego wieczoru w Monachium z PSG bardzo cierpiałeś?
- Cierpiałem, PSG zasłużyło na zwycięstwo, ale uważam, że Inter może być dumny z tego, jak daleko zaszedł, zwłaszcza po tej półfinale z Barceloną. Inter przeżywał magiczne wieczory, których inni nie doświadczył.
Źródło: fcinternews.it
Reklama