TOP i FLOP: Union SG 0-4 Inter, Nerazzurri jak orkiestra filmowa
W Brukseli zaczęło się jak w tanim thrillerze: pięć minut hałasu, migające światła, kamera trzęsie się jak ręce reżysera po o jednym za dużo espresso. Belgowie ruszyli na Inter jak na darmowy bufet, ale szybko okazało się, że to tylko pusty podgrzewacz — danie główne przywieźli Nerazzurri, i to składające się z czterech setów. Dumfries otworzył, Lautaro dołożył, Calhanoglu przypieczętował, a Pio Esposito dorzucił wisienkę, jakby chciał udowodnić, że słowo „poker” ma w Mediolanie dosłowne znaczenie.
Chivu? Spokojny. Union SG walczył dzielnie, ale to był wieczór tych, co potrafią trzymać nerwy na wodzy i mają więcej cynizmu i doświadczenia. Inter grał sprawnie i był jak dobrze skrojony garnitur: nie krzyczał metką, po prostu dobrze wyglądał. Gdy inni w Europie opowiadają o „projektach”, Chivu co trzy dni wystawia gotowy produkt — przejeżdża żelazkiem, kant na miejscu, a...kieszenie pełne punktów.
TOP
Denzel Dumfries
Najpierw zasuwał jak kurier w godzinach szczytu, potem wbił przesyłkę „priorytet” pod poprzeczkę. Z Niangiem tańczył diagonalne tango, a przy golu zachował się jak rasowa „dziewiątka” — bez pytań, bez kompleksów. Gdy Inter potrzebował wejścia z buta, Denzel przyłożył całym impetem. Don't you know pump it up pump it up!
Lautaro Martínez
Kapitan, co ratuje na linii, a chwilę później wykręca strzał w okienko jak w grze na konsoli. Dwa pudła? Owszem. Ale potem strzał, po którym bramkarz może tylko uznać, że sztuka współczesna bywa okrutna. Wywalczył karnego, podniósł ton całej kapeli. Prawdziwy frontman — nawet gdy czasem trochę fałszuje, publika krzyczy bis.
Hakan Çalhanoğlu
Poprawił się po ostatnim nijakim występie. Metronom. Nim reszta przestała się jąkać, on już odmierz(a)ł sekundy i przestrzeń. Gdy nadszedł rzut karny, Hakan nie wykonywał „jedenastki”, on wykonywał utwór, można by rzec, jego popisowy. Chłód, technika, gol. Taśma produkcyjna spokoju w środku pola.
Pio Esposito
Najpierw asysta do kapitana — kliniczna. Potem własny gol, pachnący pierwszym wielkim „to ja”. Siła, upór, odwaga w polu karnym jak w bramie starej kamienicy: nie pytasz, czy wypada, tylko wchodzisz. Pio nie puka, Pio wchodzi z walizką ambicji. Szkoda jednej zmarnowanej okazji, ale może właśnie to go dodatkowo zmobilizowało do tego, by ostatecznie zapisać się na liście strzelców, w trudniejszej sytuacji niż ta gdy spudłował.
Yann Sommer
Pierwsze minuty? Sztorm. A on — jak falochron. Dwie interwencje z gatunku „dziękujemy, możecie usiąść”, potem reszta już pod linijkę. Kiedy Inter potrzebował parasola, Yann rozkładał markizę. Czyste konto, czyste sumienie. Brawo Jasiu.
FLOP
Stefan de Vrij
Otworzył mecz jak kierowca, który odpala auto na ręcznym. Spóźniony krok, nerwowy wjazd, szybkie żółtko — Chivu wyciągnął wtyczkę w przerwie, zanim bezpieczniki poszły w kosmos. Dzień do zapomnienia, mimo wyniku.
Yann Bisseck
Huśtawka nastrojów: raz pewny, raz nieobecny. Te „amnezje” w tyłach to nie są pamiątki na drogę, bo w Europie za to biorą mandat. Odbudował się w trakcie, ale w pamięci zostaje początek — zbyt podatny na przeciąg.
Davide Frattesi
Biegał, wjeżdżał w półprzestrzeń, tylko ostatnie dotknięcie zostawił w szatni. Był jak silnik z doładowaniem turbo i sportową skrzynią biegów, problem w tym, kręcił się "na luzie".
Źródło: intermediolan.com
Oba
22 października 2025 | 22:23
Brak Frattesiego we flopie to duze nieporozumienie. Rozumiem, że to subiektywna rubryka, ale po wczoraj umieściłby go tam nawet Stevie Wonder. (edycja 2025.10.22 22:24 / Oba)
Paweł Świnarski
22 października 2025 | 22:54
przekonałeś :) dodałem Dawidka, miałem napisane, potem jednak go wykreśliłem
Rahi
22 października 2025 | 22:26
Gdzie top dla Piotrka, za to, że w końcu nie był flopem? XD
Reklama