Chivu przed Atalantą: odwaga i ambicje (konferencja)

27 grudnia 2025 | 14:06 Redaktor: Paweł Świnarski Kategoria:Wywiady9 min. czytania

Boże Narodzenie i Santo Stefano są już archiwalne, a zanim przyjdzie czas na świętowanie nadejścia nowego roku, Inter musi zmierzyć się z dość skomplikowanym testem: jutro wieczorem w Bergamo z Atalantą, z celem ewentualnej odpowiedzi rywalom, którzy wyjdą na boisko wcześniej. Cristian Chivu jest bohaterem ostatniej konferencji prasowej 2025 roku w BPER Training Centre, gdzie odpowiada na pytania obecnych dziennikarzy dotyczące najgorętszych tematów w domu Nerazzurrich. Poniżej jego wypowiedzi.

Jutro wyzwanie z Atalantą, która zmieniła tempo. Jakiego meczu się Pan spodziewa i jak ważne będzie podejście?

- To zawsze był trudny mecz, niezależnie od tego, kto prowadził drużynę. Z Gasperinim zbudowali coś ważnego i zachowali tę samą tożsamość. To zespół bardzo konkurencyjny, który wygrał Ligę Europy. Ostatnio z Palladino znaleźli ciągłość wyników, nie tracąc swojej tożsamości. Nie będzie łatwo, z Atalantą nigdy nie jest prosto. Ze względu na intensywność i wertykalność, jaką prezentują, musimy być odważni i mądrzy, zachować chęć walki o drugie piłki i być konkretni przy nielicznych okazjach, które nam zostawią.

Jak podchodzi Pan do rozmów transferowych?

- Do otwarcia okna transferowego zostało pięć dni. Dla trenera mówienie o tym jest zawsze trudne, bo oznaczałoby brak szacunku wobec własnych piłkarzy. Trener nigdy nie stanie przed wami i nie powie, czego mu brakuje i co jest potrzebne, bo to znaczyłoby, że 25 zawodników, którymi dysponuje, nie jest na odpowiednim poziomie. Zatrzymam się na tym, chciałem tylko to wyjaśnić.

Jakie jest Pana podsumowanie 2025 roku i czego oczekuje Pan po 2026?

- Nie mówię o sobie, lecz o drużynie i klubie, o tym, co przeżyliśmy w ostatnich miesiącach. Początek był trudny, biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się na finiszu poprzedniego sezonu. Zrobiliśmy jednak wszystko, by wrócić na ścieżkę rywalizacji. Ciężko pracowaliśmy, zostawiając za sobą rozczarowanie przeszłością i własne braki. Weszliśmy na właściwe tory, próbując dodać temu zespołowi elementy potrzebne zarówno pod względem taktycznym, jak i mentalnym. Nie jesteśmy idealni, ale staramy się poprawiać aspekty, które czasem decydują o przebiegu sezonu. Zrobiliśmy wiele dobrego, inne rzeczy mniej. Próbujemy eliminować wady, zarówno zespołowe, jak i indywidualne. Nawet jeśli jesteśmy w grudniu, mówienie o otwartym placu budowy nie jest łatwe, ale prawda jest taka, że drużyna chcąca być konkurencyjna musi zachować swoje ambicje.

W styczniu 2009 roku w Bergamo przegraliście 1:3, a Mourinho bardzo się zdenerwował. Czy dla Interu nadszedł moment, by zrobić jakościowy krok naprzód pod względem agresji i koncentracji?

- Są mecze ważne i takie, które wyznaczają kierunek całego sezonu. Dla nas wszystkie są istotne. To właściwa mentalność: nie wychodzić na boisko, myśląc, że będzie łatwo, lecz starając się być najlepszą wersją siebie, na dobre i na złe. Czasem ocenia się nas zbyt surowo za drobne szczegóły. Oczywiście małe błędy mogą wpłynąć na losy meczu, ale pracujemy nad tym. Nie możemy jednak stracić odwagi. Drużyna z ambicjami musi odważać się każdego dnia, rozwijać się taktycznie i mentalnie.

Brak Dumfriesa stworzył problem, bo nie ma naturalnego zastępcy. Czy Luis Henrique jest rozwiązaniem docelowym, bardziej podobnym charakterystyką do Dumfriesa, czy nadszedł czas Dioufa?

- Odpowiedzialność każdego zawodnika jest ważna. Luis Henrique, jako jeden z nowych piłkarzy, trafiając do zupełnie innej rzeczywistości, jest oceniany i krytykowany za każdy detal. To dla niego nie jest proste, ale w tej sytuacji nie widziałem, by nie dorastał do gry w Interze. Zrobił swoje, wniósł wkład w drużynę. Jasne, można powiedzieć, że brakowało mu inicjatywy czy spełnienia oczekiwań, ale z tego, co pokazał na boisku, nie zrobił mniej niż inni. Denzel jest dla nas bardzo ważny, także pod względem bramek, lecz nie możemy oceniać Luisa Henrique wyłącznie przez pryzmat goli. Musimy dać mu czas, by w pełni wyrazić swoje jakości, bo dzięki Bogu on je ma.

Inter jest liderem ligi i w najlepszej ósemce Ligi Mistrzów. Brakuje niewiele do znalezienia regularności w bezpośrednich starciach czy pojawia się frustracja z powodu powtarzających się sytuacji?

- Musimy być silniejsi od frustracji, od poczucia niesprawiedliwości czy od tego, jak jesteśmy postrzegani na zewnątrz. Mamy jeden cel: dodać coś więcej pod względem motywacyjnym, nie odbierając cech i fundamentów drużynie, która w przeszłości wiele osiągnęła. Nigdy nie jest łatwo dodać wiele rzeczy w krótkim czasie, robiliśmy to stopniowo. Wiemy, czego nam brakuje i co trzeba poprawić. Pracujemy z determinacją, zaangażowaniem i odpowiedzialnością, także z odwagą, wychodząc ze strefy komfortu i dodając to, czego brakowało nam w meczach bezpośrednich.

W zeszłym roku, przy problemach na prawej stronie, mówiło się o Frattesim jako rozwiązaniu. Bierze Pan to pod uwagę?

- Nie, nigdy. Przeprowadzaliśmy pewne eksperymenty z Carlosem Augusto czy Andym Dioufem, który dzięki sile fizycznej i odwadze może interpretować tę rolę. O Davide nigdy nie myśleliśmy inaczej niż jako o podwieszonym napastniku, by mógł wchodzić w pole karne. Być może z różnych powodów grał mniej, niż ktoś się spodziewał, ale nie mogę opowiadać wszystkiego – pewne sprawy muszą pozostać w szatni. Nie muszę się usprawiedliwiać. Sprowadziliśmy Luisa Henrique na tę pozycję i radzi sobie całkiem dobrze, zważywszy, że integracja w tej drużynie nie jest prosta. Ostatnio Diouf wchodząc z ławki daje nam ważne impulsy, których na prawej stronie brakowało, szczególnie w pojedynkach jeden na jednego i w dążeniu do bramki.

Czy Çalhanoğlu jest gotowy, by wrócić do wyjściowego składu? W bramce znów Martinez?

- Çalhanoğlu trenował przed półfinałem w Rijadzie, ale nie wszedł na boisko. Później zachował ciągłość treningów i czuje się dobrze, jest do dyspozycji na jutro. Pepo dał nam dobre sygnały w Rijadzie, szkoda, że nie zakwalifikowaliśmy się do finału, w którym by zagrał. W styczniu zobaczymy go ponownie.

Jakie inne pozytywy zabieracie ze sobą z Rijadu?

- Byłbym hipokrytą, mówiąc, że jesteśmy zadowoleni z tego, jak to się skończyło. Rzeczywistość jest jednak taka, że w ostatnich latach Bologna zawsze była dla Interu trudnym rywalem. Widziałem drugą połowę bardzo satysfakcjonującą pod względem jakości gry. Bologna potrafi sprawić trudności każdemu dzięki agresji i intensywności, trochę jak Atalanta. Widziałem dobre rzeczy, musimy dodać kolejne. Samym posiadaniem piłki nie zawsze się wygrywa, trzeba znaleźć odpowiedni klucz i bodziec. Nie chcę niczego zabierać, chcę dodawać. Nie robić więcej, lecz robić lepiej.

Być może trzeba kogoś „postawić na świeczniku”, by wycisnąć coś więcej?

- W szatni zawsze mówi się sobie wszystko prosto w twarz. Na zewnątrz, znając siebie, zawsze będę okazywał szacunek moim zawodnikom. W środku bierze się odpowiedzialność. Najważniejsze, że jesteśmy świadomi, gdzie możemy się poprawić. Z zewnątrz wydaje się to proste, ale takie nie jest, gdy pracuje się tu każdego dnia. Ta drużyna ciężko pracuje, ma odwagę brać odpowiedzialność i rozwijać się indywidualnie oraz kolektywnie. Oczywiście, jeśli każdy brak zwycięstwa staje się problemem, nie jest łatwo. My zawsze staraliśmy się dać wszystko, co potrzebne do poprawy. Nie można jednak wskazywać pojedynczych piłkarzy za ich braki – oni są tego świadomi i zawsze mówi im się prawdę, by ich odpowiedzializować i wydobyć z nich coś więcej. Pracuje się nad wadami, akceptując, że autokrytyka czasem pomaga wyjść z problemów, spojrzeć w lustro i zapytać siebie, co zrobić lepiej, jak wyjść ze strefy komfortu. Odpowiedzi już się pojawiły, biorąc pod uwagę poprzedni sezon. Grupa się zjednoczyła, pracowała i wzięła odpowiedzialność.

Aleksandar Stanković dobrze spisuje się w Brugii. Czy jest na właściwej drodze do przyszłości w Interze?

- Jestem z niego bardzo szczęśliwy, jestem jego pierwszym kibicem razem z ojcem i rodziną. Znam go od dziecka, miałem szczęście go trenować i przekazać mu pewne wartości. Wyruszył w swoją drogę, odcinając pępowinę – najpierw w Szwajcarii, potem w Belgii, gdzie Brugia bardzo zabiegała o jego transfer. To inteligentny chłopak, zna ten klub i jego ambicje. Obserwujemy go z zainteresowaniem, bo to produkt naszej akademii, urodzony z nerazzurrimi barwami we krwi. Cieszy mnie, że widzę go na bardzo wysokim poziomie, z występami, które pozwalają naszemu skautingowi przyglądać mu się z dużą uwagą.

Mówił Pan o Interze jako o wirówce. To Pana przeraża czy ekscytuje?

- To mnie stymuluje. W tej wielkiej organizacji nauczyłem się bardzo dużo. Takie rzeczy mnie nie przerażają, akceptuję etykietki i zniekształcanie rzeczywistości, bo wiem, kim jestem i jak silna jest moja lojalność. Wiem, co mogę wnieść. Siadam przy stole z ludźmi, którzy mnie inspirują, ale nawet gdyby ich nie było, nie boję się siedzieć przy nim sam. Zgodziłem się na to, że zawód trenera, szczególnie w Interze, właśnie tak wygląda. Jednocześnie mam godność, która nie jest na sprzedaż – nigdy się nie zmienię, jestem lojalny i wiem, co zrobiłem oraz co robię, by budować konkurencyjną drużynę, która robi wszystko, by osiągnąć nasz cel.

Źródło: fcinternews

FASTBACK™ Nożyk 6 w 1 Milwaukee 4932478559 - kupisz w mspot.pl

Polecane newsy

Komentarze: 0


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich