Idzie nowe

10 kwietnia 2011 | 13:51 Redaktor: Loon Kategoria:Publicystyka4 min. czytania

Choć sezon się jeszcze nie skończył, wyrok wydała już prasa, kibice, a zdawać by się mogło, że nawet sam prezes Moratti. Inter od czerwca zostaje poddany gruntownej przebudowie, które przecież w swojej historii po roku 1995 tak bardzo sobie upodobał. Dość wspomnieć, ze zaledwie dwa lata temu Jose Mourinho wraz z Marco Brancą wymienił pięciu zawodników podstawowego zespołu.

Kiedy Javier Zanetti w maju 2010 roku wznosił Puchar Mistrzów, komentatorzy będący pod wrażeniem żelaznej, taktycznej gry Nerazzurrich, odkładając na bok entuzjazm zauważali, że drużyna w obecnym stadium wiekowym nie będzie w stanie długo utrzymać obecnego poziomu gry, a przy tym wyrażali obawę, by Inter nie poszedł w ślady lokalnego rywala zza miedzy, który w pełni ukontentowany sukcesami na skali europejskiej, bezrefelksyjnie stawiał na te same, sprawdzone marki.

Sprawdzone marki, wirtuozi futbolu, którzy tak okrutnie mścili się na Liverpoolu, szybko zamienili się w rubasznych dziadków, którzy oglądali też plecy nie tylko będącego w szczytowej formie Interu, ale też zdecydowanie słabszej Romy. Lwia część jedenastki Nerazzurrich, podobnie jak rywale, zbliżała się lub przekroczyła symboliczną "trzydziestkę". I choć Javier Zanetti, symbol mediolańskiej drużyny jest żywym dowodem na to, że metryka nie gra, widmo wypalenia i spadku jakości gry zawisło nad stadionem Giuseppe Meazza.

I rzeczywiście. Przyszedł sezon 2010/11, a Inter Mediolan znacząco spuścił z tronu. Trudno ocenić czy była to zasługa zaspokojenia ambicji samych graczy, spadku formy związanym z wiekiem, plagi kontuzji czy - jak by się mogło wydawać w stopniu zdecydowanie najmocniejszym - trenerów kolejno: nie pasujących do mentalności zespołu oraz mentalnie doskonałych, lecz bez niezbędnego warsztatu.

Wielu próbowało i wielu będzie próbowało zrozumieć dlaczego widmo "zeru tituli" po raz pierwszy od lat zawisło nad Interem Mediolan, prezes Moratti postanowił jednak bez wahania przejść do czynów. I być może właśnie w tym momencie wbrew polityce finansowego fair play, rozjaśni się nieco dlaczego przez ostatnie dwa lata obrastający w piórka Inter, który na transferach niemal wyłącznie zarabiał (bilans jest dodatni), a do tego zgarniał niesamowite pieniądze za kontrakty reklamowe i sukcesywnie wygrywane rozgrywki, wbrew potencjałowi finansowemu skąpił pieniędzy na spektakularne transfery.

Już teraz wiadomo, że Moratti nie lubi jeść w samotności. W przeciwieństwie do poprzedniego lata, kiedy zmuszony był do towarzystwa Beniteza, tym razem może przebierać w kompanach przy biznesowym stole w najlepszych mediolańskich restauracjach. Prasa już teraz donosi, że towarzyszył mu Pep Guardiola, jeden z najzdolniejszych trenerów młodego pokolenia, a w odwodzie cały czas jest chyba nawet jeszcze zdolniejszy Ville Andre Boas. The Special Two, jak mawiają o nim media, uczeń Mourinho z asystenckim epizodem na ławce Nerazzurrich.

O ile powrót Jose Mourinho byłby opcją piękną, o tyle jest też opcją mało realną. W przeciwieństwie do dwóch powyższych, którzy dość głośno spekulują o odejściu z prowadzonych przez siebie drużyn. Nie wiadomo jeszcze jakich piłkarzy zażyczą sobie od Marco Branki, prezes Moratti wie natomiast, że nie spocznie póki w czarno-niebieskiej koszulce nie zobaczy Alexisa Sancheza z Udinese i choć zgłaszają się po niego niemal wszystkie europejskie potęgi, wiadomo, że w tym wypadku włodarz Interu lekko nie odpuści.

W sferze wzmożonego zainteresowania znajduje się również Ganso, choć w obliczu w zasadzie pewnego rozstania z Leonardo (przynajmniej w roli trenera) losy młodego Brazylijczyka raczej wskazywałyby w kierunku czerwono-czarnej strony Mediolanu. Pocieszeniem jest za to fakt, że kapryśny, ale niezwykle utalentowany Carlos Tevez również doświadczył przyjemności obradowania przy wspólnym stole z prezesem Interu, a ponieważ w Manchesterze City nie czuje się najlepiej (a i sam Manchester City za swoim gwiazdorem nie przepada) kartą przetargową może być nawet suma 25 milionów euro. W tej sytuacji niepokoi też przyszłość Diego Milito - czy wróci do Genui? Bo po Goranie Pandevie nikt płakał raczej nie będzie...

W obliczu kulejącej linii obrony, gdzie poza Maiconem, Lucio, Samuelem i Zanettim Inter nie posiada żadnego klasowego zawodnika (a ostatnie mecze brutalnie ten fakt niestety potwierdziły) oraz analogicznej sytuacji w pomocy, gdzie swój światowy poziom niezmiennie utrzymują jedynie Sneijder i Cambiasso jedno jest pewne - potencjalnie znane zmiany w formacji ataku to początek prawdziwego trzęsienia ziemi. Idzie nowe.

Jakub Kralka

Źródło: inf.własna

Komentarze: 0


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich