Mistrzowie come backów 2011

12 kwietnia 2011 | 15:22 Redaktor: Loon Kategoria:Publicystyka3 min. czytania

Nie chcę, nie mogę i nawet nie śmiem robić komukolwiek nadziei na to, by upokorzony w Mediolanie Inter mógł awansować do półfinału tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Pewne jest natomiast jedno. Jeżeli na europejskich boiskach jest taka drużyna, która po porażce 2-5 na własnym stadionie byłaby w stanie przejść do kolejnej rundy, to jest nim właśnie jedenastka Nerazzurrich.

O drużynie Leonardo można mówić długo. Z jednej strony taktyczna wizja zespołu zdaje się przypominać bohomazy pięciolatka, z drugiej - wielcy mistrzowie uwolnieni spod jarzma trenera-despoty niczym z innej planety zdają się być tak szczęśliwi, że samą radością gry przewracają boiskowych przeciwników. Nowy trener nie jest w stanie nauczyć ich tajników futbolu, lecz i po co uczyć profesorów, skoro wystarczy dać im nadzieję? Szczęśliwi do granic możliwości Nerazzurri cieszą się futbolem, a gdy sprawy wymykają się spod kontroli, dają popis swoich profesorskich umiejętności.

Nie wiem czy kiedykolwiek w historii Serie A, a może i całego futbolu, była taka drużyna, która sytuację beznadziejną przekuwała w zwycięstwo równie często, co robi to jedenastka Leonardo. Mistrzowie "come backów" w przeciągu zaledwie nieco ponad czterech miesięcy wielokrotnie niczym od niechcenia odwracali losy przegranego już spotkania na swoją korzyść.

Kiedy w zaledwie drugim meczu pod wodzą nowego trenera Catania Calcio w 70' minucie zdobyła bramkę na 1-0, piłkarze sprawiali wrażenie zdziwionych faktem, że ligowy outsider przeszkadza im w dobrej zabawie. Trzeźwość umysłu utrzymał na szczęście Esteban Cambiasso i nie minęło kilka minut, gdy Inter znalazł się na prowadzeniu.

Tak rodziła się drużyna bezczelna, która wie, że może wszystko... jeśli tylko ma ochotę. Przekonane o swojej wyższości Palermo przez niemal 60% meczu prowadziło wynikiem 0-2. Giampaolo Pazzini już w swoim debiucie szybko zrozumiał jednak filozofię gry drużyny i do spółki z Samuelem Eto'o w przeciągu kilku minut dał prowadzenie ekipie Nerazzurich. Nie minął tydzień, a jedenastka Interu przez kilkadziesiąt minut bezlitośnie szydziła ze słabiuteńkiego Bari, by następnie w chwilę upokorzyć je trzema bramkami. Niewiele później w podobny sposób oszukano Sampdorię, a jeszcze dotkliwiej jej lokalnego rywala. Genua strzelając bramkę w czterdziestej minucie była dumna i szczęśliwa z ułożenia meczu na swoją korzyść, jednakże Rodrigo Palacio okazał się jedynie płachtą na byka rozjuszającą zmęczonych sukcesami Mistrzów Świata. Bezczelność w postaci strzelonej bramki została ukarana pięciokrotną odpowiedzią zawodników Interu.

Zdziwiona nieco jedenastka Mediolańczyków stale tłumaczyła swoje ligowe lenistwo faktem oszczędzania sił, między innymi pod Ligę Mistrzów. I choć po przegranym 0-1 meczu z Bayernem Monachium przeciwko nim przemawiało absolutnie wszystko, ze statystyką włącznie (w podobnej sytuacji rewanż na wyjeździe wygrała tylko jedna drużyna w historii), profesorowie z Mediolanu czekali jedynie na dogodną sytuację do rozpoczęcia ataku. Gdy w 60 minucie Bayern na własnym stadionie prowadził 2-1 po raz kolejny obudziły się w nich wyrzuty sumienia. Bez skrupułów i większych trudności "wpakowali" Bawarczykom dwie bramki, kolejny raz z rzędu odsyłając ich do domu.

Niczego nie obiecuję, nie śmiem nawet wysuwać sugestii. Jeśli jednak mistrzom z Interu po prostu będzie się chciało, marny los każdego, kto stanie na ich drodze.

Jakub Kralka

Źródło: Inf. własna

Komentarze: 0


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich