Zanetti dla wszystkich - Ja, Inter i PUPI

11 listopada 2012 | 14:18 Redaktor: Przemysław Filus Kategoria:Wywiady7 min. czytania

W poniedziałek kapitan Interu Mediolan otrzyma nagrodę La Gazzetta dello Sport im. Giacinto Fachetti'ego. Z  tej okazji następca legendarnego numero tre - Javier Zanetti odsłania sekret wiecznej młodości, jego radości oraz smutki.

TUTAJ JEST PIĘKNO FUTBOLU.

"Możesz wygrać/przegrać wiele pucharów, ale kiedy futbol się kończy, pozostajesz tylko ty, jako osoba."

Javier, jak narodził się pomysł fundacji "PUPI"?

- To było pragnienie, razem z Paulą chcieliśmy to zrobić od dawna. Chodzi o pomoc dzieciom z miasta, w którym się dorastaliśmy. W roku 2001 gospodarka Argentyny całkowicie upadła i zdaliśmy sobie sprawę, że trzeba coś z tym zrobić. Chcieliśmy zrobić cokolwiek dobrego dla dzieci w okolicy, którzy żyli niedaleko w skrajnym ubóstwie, a my czuliśmy się bezsilni. Od tamtego momentu poczęliśmy pierwsze kroki ku stworzeniu fundacji z pomocą rodziców mojej żony i kilku przyjaciół.

Co było najpilniejszą rzeczą do zrobienia na początku?

- Dać dzieciom alternatywę dla nieszczęśliwego, codziennego życia. Zabieramy dzieci do przedszkoli, szkół, a w południe do fundacji, gdzie dbamy o ich wolny czas: koszykówka, siatkówka, muzyka, pływanie i... oczywiście piłka nożna. Po przekąsce wracają do domów.

Ile dzieci tam jest?

- Na początku było ich trzydzieści dziewięć, dziś to ponad tysiąc osób, zarówno dzieci jak i rodzin. Kto mógł sobie wyobrazić coś takiego dziesięć lat temu?

Jakie przypadki były najbardziej zamartwiające?

- Dzięki pomocy wielu pracowników socjalnych załatwiliśmy najwięcej przypadków wysokiego ryzyka: dzieci z rodzicami w więzieni za narkotyki, dzieci porzuconych oraz tych, które zostały zmuszone do handlowania narkotykami w wieku pięciu lat...

Kto wspierał was w ciągu ostatnich dziesięciu lat?

- Od samego początku, zdecydowaliśmy się zrobić to bez udziału rządu. Wiedzieliśmy, że na starcie czeka nas żmudna walka, ale przynajmniej nie musieliśmy się martwić o oportunistów. Największe podziękowania dla fanów, dla wielu zwykłych ludzi, którzy pomogli budować ten sen dzień po dniu. Zaufanie, pewność, że wierzyli w ten projekt.. To jest po prostu niesamowite.

Ile czasu jesteś w stanie poświęcić dla fundacji?

- Bywam tam przynajmniej dwa razy w roku: na Boże Narodzenie i podczas przerwy pomiędzy sezonami.

Jakieś szczególne sytuacje w Fundacji, które pamiętasz najbardziej?

- Istnieją dwie. Historia dziewczyny, która przybyła do fundacji bardzo młoda, nie wiedziała jak chodzić. Kupiliśmy wózek, aby jej pomóc i po roku dało to efekt. Widząc jej pierwszy krok czuliśmy ogromną satysfakcje. Potem pamiętam jeszcze chłopca, który przybył do nas w wieku 6 lat. Dzisiaj wrócił, aby pomóc w fundacji.

Jaki masz cel na przyszłość?

- Aby kontynuować wzrost fundacji, aby pomagać dzieciom, gdyż pomocy nigdy dość. Zawsze znajdzie się ktoś potrzebujący, tym bardziej, gdy kryzys w Argentynie nie dobiegł końca.

W tej historii Twoja żona na pewno odegrała fundamentalną rolę...

- Paula jest motorem "PUPI". To ona utrzymuje kontakty i dba o wszystko, tak aby fundacja kroczyła naprzód. Od biurokracji do kontenerów ubrań, czy zabawek. To wszystko w jej rękach.

Wasze dzieci rozumieją ideę "PUPI"?

- Oni wiedzą. Kilka razy staraliśmy się wyjaśnić im, że są bardziej szczęśliwi niż wielu ich rówieśników. Moja córka sol, która ma 7 lat czasem myśli o tym, gdy odkłada swoje zabawki.

Jak poznałeś swoją żonę?

- Byliśmy bardzo młodzi, Miałem dziewiętnaście lat, a ona czternaście. Paula grała w koszykówkę, a ja byłem pierwszy rok w Talleres jako profesjonalny piłkarz, gdzie mój ojciec był dyrektorem. Najpierw byłem przyjacielem jej brata, a teraz - 19 listopada mija 20 lat, od kiedy jesteśmy razem.

W 1995 roku Paula przyleciała z Tobą do Mediolanu?

- Do Włoch przybyłem z rodzicami. W ciągu pierwszych trzech lat Paula przebywała w Argentynie, aby zakończyć studia, ale bywała często w Mediolanie, latała tam i z powrotem, aż do 1999 roku, gdy wyszła za mąż.

Jakie było Twoje dzieciństwo?

- Moja mama Violeta sprzątała u innych ludzi podczas gdy mój ojciec, Rodolfo Ignacio był murarzem. Rodzice wychodzili z domu o 6 rano, a ponownie tego samego dnia widziałem ich dopiero późnym wieczorem. W tym czasie byłem w szkole. Pracowałem z moim ojcem i grałem w piłkę w tym samym czasie. Pewnego dnia zapytał: "Czy naprawdę chcesz być piłkarzem? Idź spróbować".

Istnieje jakiś moment związany z tatą, który najbardziej lubisz?

- Gdy nie miałem pieniędzy na buty piłkarskie, on uszył mi jednego.

A z mamą?

- Gdy zdobyliśmy Puchar Włoch przeciwko Palermo i byliśmy w drodze powrotnej do Mediolanu, aby świętować. Wtedy dostałem od niej wiadomość: "Synu, gratulacje, jestem bardzo szczęśliwa... Naprawdę Cię kocham..." Impreza zakończyła się późno, i myślałem, że mogę do niej zadzwonić następnego dnia, jednak już nigdy nie miałem tej możliwości. Moja matka pozostała we śnie...

Wychowałeś się z marzeniami o zostaniu piłkarzem?

- Tak, jako dziecko, ale zdałem sobie sprawę, że to nie będzie łatwe. W Independiente zostałem wydalony, ponieważ byłem za młody. Miałem wtedy trzynaście lat i bardzo się rozczarowałem, to było trudne do przełknięcia. Tym bardziej, że byłem fanem tego zespołu.

Wtedy?

- Ojciec i brat Sergio(który był wtedy piłkarzem) zachęcił mnie do nierezygnowania z marzeń. Udało mi się dostać do Banfield, gdzie grałem w pierwszym zespole. W krótkim okresie czasu awansowaliśmy z Serie B do Serie A. Potem przyszły występy dla Argentyny i... Interu. To zespół, który stał się moim życiem.

Kiedy Inter Cię zauważył?

- Mieliśmy turniej w Mar del Plata. Był wtedy Suarez, Mazzola i kilku scoutów z różnych klubów. Potem grałem w reprezentacji mecz towarzyski w Afryce Południowej. Po meczu Passarella wezwał mnie na bok i powiedział: "We Włoszech, powiedzieli, że chcą Cię nabyć". I nie mogłem w to uwierzyć.

Jaka była pierwsza rzecz, która widziałeś w naszym kraju?

- Wiele rzeczy, które widziałem w zachwycie jadąc na San Siro. Wtedy pierwszy mecz przeciwko Vicenzie. Wyszedłem z tunelu i zdałem sobie sprawę, że moje dziecięce marzenie ziściło się.

Od pierwszego meczu na Meazza do dzisiaj twoja historia jako sportowiec wyszła jako jasny komunikat. Twoje rekordy i nagrody, a także to, że jesteś jednym z nielicznych, w których fani mogą umieścić swoją wiarę.

- To co lubię najbardziej to szacunek ze świata piłki nożnej. Możesz wygrać/przegrać wiele pucharów, ale kiedy futbol się kończy, pozostajesz tylko ty, jako osoba. I czuje że to uznanie jest bardzo cenne.

Posiadasz przepis na Twoją długowieczność?

- Po prostu staram się ćwiczyć jak najlepiej, aby utrzymać rytm meczowy.

Patrząc wstecz na wiele osób, które spotkałeś w swojej karierze, kto z nich był Twoim nauczycielem?

- Mój tata. Rozmawiam z nim dużo o futbolu. To zawsze dawało mi dużo pokory i moc jego obecności. A dziś(w poniedziałek) otrzymam tę nagrodę, która nosi nazwę człowieka, który także dał mi wiele. To sprawia, że jestem dumny. Dziękuje, Giacinto.

Czy kiedykolwiek myślałeś o zmianie zespołu?

- W pewnym momencie moją osobą zainteresowany był Real Madryt. Uważam, że to był okres, gdy Cuper przybył do Interu. Powiedział mi: "Możesz po prostu odejść..." Rozmawiałem z prezydentem Massimo Morattim, bo chciałem tu zostać. Ja już myślałem o wygranej Interu. Myślę, że w tamtej chwili z Cuperem na ławce zaczęliśmy budować fundament naszego sukcesu. Dusza się odnalazła.

Twoja największa radość?

- Zwycięstwo w Lidze Mistrzów dało mi najbardziej szczerą radość. Podążałem za tym pucharem tak długo... Pamiętam, że zacząłem płakać podczas dwóch minut dodatkowego czasu gry w Madrycie. Spojrzałem na Samuela i nie mogłem powstrzymać łez...

A największa do strawienia klęska?

- Półfinał Ligi Mistrzów z Milanem, gdzie zostaliśmy wyrzuceni za burtę przez dwa... remisy. Nigdy nie widziałem takiego San Siro, to było niesamowite.

Wróćmy do Javiera spoza boiska. Jakim rodzajem ojca jesteś?

- Trójka moich dzieci, Sol, Ignacio i Tomas... Oni zmienili moje życie. Byłem świadkiem ich narodzin, wszystkich trzech. Kiedy mam wolny czas, poświęcam go właśnie im.

Najlepszy kolega z boiska?

- Zamorano jest jeden, on ma dużo związku ze mną i moją rodziną. Oczywiście jest i Cordoba.

Jakie odczuwasz uczucie widząc go na ławce jako "anioła stróża"?

- Jestem bardzo szczęśliwy. Potrzebujemy dużo więcej ludzi takich jak on w piłce nożnej. Ivan zasługuje na bycie częścią rodziny Interu. On jest zawsze dostępny i bardzo hojny. Jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Jak wyobrażasz sobie przyszłość? Co zamierzasz, gdy zawiesisz buty na kołku?

- Nie widzę siebie jako trenera... Chciałbym być reżyserem i być blisko z zespołem, by przekazać moją miłością do tych kolorów, które mam ze sobą od pierwszego meczu z Vicenzą. Na kluczowych stanowiskach w klubie trzeba mieć ludzi, którzy reprezentują historię klubu. Tych, którzy są w stanie wysłać załącznik do tej koszulki i poczucie przynależności.

Źródło: La Gazzetta dello Sport

Okulary ochronne odporne na zarysowania 4932478763 Milwaukee - kupisz na mspot.pl

Polecane newsy

Komentarze: 2

Hagaen

Hagaen

11 listopada 2012 | 16:19

Świetna robota, świetny wywiad. Świetny Zanetti! Forza Capitano

Interista

Interista

11 listopada 2012 | 19:27

ciekawy wywiad


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich