Inter = rodzina Morattich

19 lipca 2013 | 18:23 Redaktor: Loon Kategoria:Publicystyka5 min. czytania

Massimo Morattiego można oceniać bardzo krytycznie. Nawet jego najbardziej zagorzali przeciwnicy nie zaprzeczą jednak, że włoski biznesmen kocha Inter jak mało kto i przez ostatnie lata poświęcił dla niego naprawdę dużo. 

Choć klubowa gablota z trofeami jest jedną z najbardziej obfitych w Europie, Inter w swojej historii miał tylko dwa okresy niekwestionowanej dominacji na krajowych i europeiskich boiskach. Co ciekawe - oba przypadły na okres rządów rodziny Morattich - najpierw ojca, potem syna.

Swoimi wysiłkami klubową kolekcję wzbogacili o osiem tytułów mistrzowskich, cztery krajowe puchary i wszystkie trzy Puchary Mistrzów, najważniejsze trofea w klubowej piłce. To niemal połowa wszystkich istotnych trofeów zdobytych w ponad stuletniej historii FC Internazionale. Miłośnicy futbolu w jego historycznej hierarchii najpłynniej identyfikują właśnie "Grande Inter" z lat 60-ych XX wieku od Angelo Morattiego, a następnie dominację Massimo Morattiego, która uczyniła Nerazzurrich najbardziej utytułowaną włoską drużyną XXI wieku i jedną z najbardziej utytułowanych w ostatnich latach w ogóle.

A przecież klan Morattich to nie tylko wielkie sukcesy sportowe. Angelo Moratti był wielkim inicjatorem budowy ośrodka treningowego w Appiano Gentile, który służy Interowi do dziś godnie nosząc imię swojego zasłużonego prezesa. Dołożył też wszelkich starań w rozwój klubowej infrastuktury, nie tylko na arenie futbolowej, zabiegając między innymi o przejęcie lokalnego klubu hokeja pod skrzydła FC Internazionale. Massimo Moratti zaspokajając wreszcie głód trofeów wśród mediolańskich kibiców postawił przed sobą kolejny cel - budowę nowego stadionu, spełniającego wymogi nowoczesnego futbolu. Nie tylko ze względów sportowych, ale przede wszystkim biznesowych, gwarantując w ten sposób bezpieczne zaplecze, dopływ stałych dochodów i przede wszystkim - brak konieczności kosztownej dzierżawy Giuseppe Meazza od miasta.

Choć Massimo Moratti nie sprawia wrażenia biznesmena najlepszego z najlepszym, ogromną część swojego majątku odziedziczył po ojcu, a przez lata był pośmiewiskiem całej piłkarskiej Europy ze względu na gigantyczne nakłady wyrzucane w błoto, ostatecznie wyrósł na jednego z bardziej cwanych lisów w świecie obecnego futbolu. Swój wielki Inter, który w 2010 roku zdobywał potrójną koronę, zbudował stosunkowo tanim kosztem, wyciągając zawodników albo za ułamek ich wartości, albo wręcz zarabiając na niektórych transferach. Moratti dorósł, stając się z każdym kolejnym rokiem coraz większym profesorem w kwestii zarządzania klubem. Rosła zresztą także jego rola społeczna. Jako prezes Interu powiązany został - troszkę siłą rzeczy - z kręgami centrolewicowymi, a niektórzy zaczęli postrzegać go nawet jako swoistego Antyberlusconiego. Z byłym premierem Włoch ścierał się zresztą nie tylko na boisku, ale między innymi okazując swoje poparcie jego rywalom w wyborach krajowych i samorządowych (nawet kosztem wystąpienia przeciw własnej bratowej). 

Po zdobyciu Pucharu Mistrzów, naczelnym planem miała być budowa nowego stadionu. Niestety, wraz z ekonomicznym kryzysem, który przywędrował do Włoch, Moratti powoli zaczął tracić swoje zaplecze finansowe ze strony firmy Saras. Szybko stało się jasnym, że nie tylko budowa stadionu staje się celem odległym, ale i utrzymanie sportowego poziomu drużyny może być bardzo trudne. W obliczu finansowej zapaści pokutować zaczęły dawne błędy transferowe oraz hulaszczy tryb życia w postaci gigantycznych kontraktów, które przy koniunkturze pierwszych lat XXI wieku wydawały się zupełnie uzasadnione, a które okazały się tak wielkim ciężarem dla wszystkich włoskich klubów po nastaniu kryzysu. Pomimo całej swojej miłości, wychowywaniu na boku prezesa-delfina Angelomario Morattiego, Massimo po raz kolejny dał wyraz swojej miłości do klubu będąc skłonnym władzą się podzielić. Tak też rozpoczęły się poszukiwania nowego inwestora.

Historia powędrowała w kierunku nietypowym dla europejskiej piłki - aż na Daleki Wschód. Długo plotkowało się o inwestorach z Chin, obecnie prawdopodobną opcją jest inwestor z Indonezji. W obliczu tych wieści trudno jest snuć jakiekolwiek prognozy na temat ich zainteresowania i stopnia zaangażowania we włoską piłkę. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują jednak, że nie należy oczekiwać w tym wypadku hulaszczego i rozrzutnego arabsko-rosyjskiego stylu zarządzania zespołem.

Przechodząc jednak do sedna artykułu. Inter przez lata odnosił sukcesy również bez rodziny Morattich, choć nie były to zwykle tryumfy wynikające z pewnej dominacji. To były mistrzostwa, które mocna drużyna - siłą chociażby statystyki - raz na jakiś czas zdobyć po prostu, w imię dobrych manier, powinna. 33 lata (od 1968 do 1995) czekał Inter na powrót prawowitego następcy Angelo, zdobywając w tym czasie zaledwie trzy mistrzostwa. I choć Massimo nie przyniósł ze sobą od razu wielkich sukcesów, nawet bez nich w Mediolanie zawitała znów piłkarska jakość, a po murawie Giuseppe Meazza zaczęły biegać największe nazwiska ówczesnej piłki. Te same nazwiska po latach w momentach szczerości przyznawały, że nawet gdyby było ich dwa razy tyle - mistrzostw Inter w tamtym okresie by nie zdobywał. Nad ligą władzę sprawowała swego rodzaju siła wyższa, co podkreślał choćby autorytet taki, jak sam Ronaldo.

Angelo Moratti pokochał Inter, a miłość tę od urodzenia wpajał wszystkim swoim dzieciom.  To Massimo Moratti zasiadł na tronie, ale jego rodzeństwo z bliska i z entuzjazmem przyglądało się projektowi, współfinansowało go, a dzieci wychowywane były na godnych następców. Tak jak Juventus związany jest z rodziną Agnellich, tak losy Interu powiązały się z ekipą Morattich. To piękna i nietypowa tradycja w klubach z Półwyspu Apenińskiego. I choć losy tych wielkich klanów nie zawsze układają się pomyślnie, kibice nigdy nie mają wątpliwości, że ich ukochane kluby są w dobrych rękach.

Takiej pewności nie dają natomiast nazwiska mniej lub bardziej podejrzanych biznesmenów z odległych zakątków świata. Choć wszyscy lubią powoływać się na przykład Romana Abramowicza czy niemal anonimowych z nazwisk Arabów, historia europejskiej piłki zna przykłady wielu właścicieli, którzy kompletnie nie podołali swojej nowej roli, kluby traktując jako zabawki.

Należy trzymać kciuki za biznesowe umiejętności Angelomario Morattiego, bo może zdarzyć się tak, że tak jak jego ojciec, pewnego dnia zmuszony będzie ratować Inter z bylejakości ludzi, którym na Interze albo nie zależy, albo zależy za mało. Są jacy są, nie zawsze idealni, popełniają błędy, ale wielki Inter to Inter Morattich. 

Jakub Kralka - obserwuj mnie na twitterze @jakubkralka

Źródło: Inf. własna

Polecane newsy

Komentarze: 9

Hagaen

Hagaen

19 lipca 2013 | 19:46

Fajne historyczne repetytorium ;) Rodzina Morattich dla Interu jest niezwykle istotna, ale nie zgodzę się, że Inter = Moratti. Wśród wielu bogaczy, na pewno znalazłby się ktoś godny Interu, ktoś kto potrafi zarządzać, a przede wszystkim KOCHAJĄCA INTER osoba. Jednak sam tekst fajny, fajnie napisany, dobrze się czyta.

ester

ester

19 lipca 2013 | 22:30

Inter=Moratti , nie chce nikogo innego

domi

domi

19 lipca 2013 | 22:40

Świetny artykuł i Wielki Inter zawsze będzie kojarzony z rodziną Morattich, niezależnie, jaką decyzję podejmie prezydent, który cokolwiek zrobi, przemyśli to i nie podejmie żadnej decyzji pochopnie i bez porozmawiania ze swoją rodziną, tak słynną za sprawą Interu we Włoszech.

MrGoal

MrGoal

19 lipca 2013 | 23:12

Fajny tekst, dobrze się czyta.Do całej sprawy jestem dość mocno zdystansowany. Fanem Thorira absolutnie nie jestem . Ale Morattiego też nie. Trzeba pamiętać jakie pieniądze MM wpompowywał w Inter. Przy takich nakładach z dużym prawdopodobieństwem sukces się odniesie prędzej czy później. Dobry prezes zrobi to prędzej, słabszy później. Kiedy osiągnął to MM, każdy pewnie oceni po swojemu. Jedno jest pewne, MM się trochę (że dużo to bym nie przesadzał) ostatnimi czasy nauczył, jest symbolem Interu i zapewniał stabilizację (ostatnio trochę mniejszą)

fenomen

fenomen

19 lipca 2013 | 23:39

Wolałbym aby nasz Prezidento znalazł jakieś inne rozwiązanie niż sprzedawanie udziałów temu Azjacie. Podobno ma jakieś kluby sportowe i jest tam bieda i dół tabeli ... i w ogóle podejrzany dla mnie ten typ.

Internaldo

Internaldo

20 lipca 2013 | 10:29

Zgadzam się z tym tekstem Loona w 100 %. Inter to Moratti. Nie wiadomo czy wierzyć tym gazetom czy nie, Massimo też tak wypowiada się zachowawczo ale wierzę w jego mądrość do zarządzania i serce i tym samym liczę, że to są jakieś ploty wyssane z palca. Poradzimy sobie i bez tego Indonezyjczyka czy innego milirdera. Forza Moratti!!!

Darkos

Darkos

21 lipca 2013 | 17:49

Znakomity tekst. Zgadzam się - bez MM nie ma Interu, a ten cały Thohir mi się nie podoba i nie ufam mu

dejvis

dejvis

24 lipca 2013 | 15:59

Tanim kosztem? "Elsewhere at high spending Internazionale, who during the previous five years had lost a massive €665 million, the club's management were now seriously considering how they were going to meet the new rules. Again, 20 years previously Inter's revenues had actually exceeded that of Real Madrid but now totalled only around half that of their huge Spanish rival. Having estimated losses of €60 million for the previous season the club actually went on to record an €87 million loss, raising concerns that management were unable to control"


Reklama

Reklama

Piłkarze urodzeni dziś

  zobacz wszystkich